Mike Carey „Hellblazer” tom 3 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 01-06-2024 22:29 ()


Mniej więcej dwie dekady temu Mike Carey należał do najbardziej zapracowanych, a przy tym najbardziej cenionych scenarzystów aktywnych w „barwach” DC Comics. Przykładem tego jest dobrze u nas znana seria „Lucyfer”, a już niebawem doczekamy się polskiej edycji kolejnej jego inicjatywy twórczej, również docenionej serii „Unwritten”. Jednak przynajmniej dla piszącego te słowa najbardziej udanym przedsięwzięciem rzeczonego okazał się wówczas jego staż w miesięczniku „Hellblazer vol.1”.   

Nieprzypadkowo, bo ów twórca z jednej strony zachował charakter tej postaci z wczesnego okresu jej popkulturowego bytu (o czym więcej m.in. w początkowych epizodach serii „Sandman” i oczywiście „Hellblazer vol.1”). Z drugiej natomiast znać rozwój tej osobowości, bez silenia się na jej reinterpretacje w odcięciu od okultystycznych korzeni. Stąd w obu poprzednich zbiorach John Constatine zajmował się dokładnie tym, do czego „powołał” go jego brodaty „ojciec” Alan Moore, tj. rozwiązywał problemy natury paranormalnej. A tych w uniwersum DC nigdy nie brakowało.

Dlatego również w trzecim zbiorze swoich perypetii, sygnowanych przez Mike’a Careya, John zmuszony jest raz za razem wykazywać się zdecydowanie ponadprzeciętnym sprytem oraz dogłębną znajomością arkanów magii. Pierwsza z przybliżonych tu opowieści – „W ziemi, między umarłymi” – to zresztą kontynuacja intrygi zawartej w zbiorze poprzednim, w efekcie której Constantine doczekał się… „potomstwa”. Kłopot w tym, że nad wyraz osobliwego i generującego zdecydowanie więcej trosk i zgryzot niż przeciętni nastolatkowie w zenicie młodzieńczego buntu. Nieprzypadkowo, bo ich pochodzenie również, delikatnie rzecz ujmując, nie jest przeciętne… Na tym zresztą nie koniec, bo po karkołomnej rozprawie z krnąbrną młodzieżą i ich matką, rychło daje o sobie znać kolejna tzw. kabała. Tym razem z udziałem takich osobowości jak znany z mitycznych tradycji prekortezjańskiego Meksyku Mictlantecuhtli oraz stary dobry znajomy Johna w osobie taksiarza Chasa. I – co więcej – także ta „sprawa” wymagać będzie od protagonisty wręcz sztukmistrzostwa w zakresie improwizacji.    

Siłą rzeczy od nie mniej fachowej strony dał się tutaj poznać także Mike Carey. Jego wizja Constantine’a jest bowiem przemyślana i prawdopodobna, a zarazem czyniąca z tej postaci osobowość znacznie mniej odstręczającą, niż miało to miejsce w przypadku interpretacji m.in. Gartha Ennisa i Briana Azzarello. „Hellblazer” w wykonaniu Careya to nadal osobnik uwikłany w powiązania ze sferą demoniczną, niezmiennie zawieszony pomiędzy światem ludzi, a dziedzinami istot wrogo wobec nich usposobionych. Po jego czynach znać jednak silnie rozwinięte poczucie obowiązku i – jakkolwiek zabrzmi to górnolotnie – honoru. Cynizm „doprawiony” czarnym humorem to nie tyle poza, ile raczej tylko jeden ze „składników” złożonej osobowości Johna. Nie ma zatem mowy o porzuceniu przezeń przyjaciół w potrzebie; do tego nie tylko z tego względu, że źródłem przytrafiających się im problemów bywa właśnie Constantine. Choć gwoli ścisłości nie wszystkie z podejmowanych przezeń interwencji wieńczonych jest oczekiwanym przezeń finałem. Ta okoliczność dodatkowo korzystnie świadczy o Careyu jako scenarzyście, który powierzonego mu bohatera przyprawia również o gorycz porażki.

Grono twórców odpowiedzialnych za oprawę plastyczną zebranych tu opowieści to w swoim trzonie ci sami autorzy, którym dane było zilustrować zawartość poprzednich dwóch zbiorów. Wśród nich szczególne miejsce zajmuje Leonardo Manco, którego przesycony mrokiem styl oraz biegłość w portretowaniu poczwar z tej i nie z tej Ziemi, idealnie ujęły sedno fabuł Careya. To zresztą ten plastyk rozrysował „Machiny” (notabene również zawarte w niniejszym zbiorze), uznawane za najbardziej udaną opowieść z udziałem Constantine’a pióra właśnie wspomnianego scenarzysty. Również pozostali artyści udzielający się przy tym projekcie zadbali o „uposażenie” swoich prac w sprawdzające się przy okazji komiksowych horrorów światłocienie oraz skłonność do turpizmu, stosowną dla rzeczywistości drążonej zgnilizną usiłujących przedostać się ku niej bytów demonicznych.

Efekt wysiłków zespołu zaangażowanego w kreowanie tego etapu dziejów Johna Constantine’a okazał się mocno angażującą czytelnika i w swojej klasie ekscytującą przygodą. Do tego z przekonująco prowadzonymi osobowościami (w tym zwłaszcza protagonistą serii) i wyzwaniami godnymi talentów i zmyślności jednego z czołowych magów uniwersum DC. Nic nie uchybiając co bardziej zdolnym scenarzystom współczesności, trudno jednak nie zatęsknić za czasami, gdy w komiksowej branży udzielał się tak uzdolniony i wprawny fachowiec jak właśnie Mike Carey.   

 

Tytuł: Mike Carey „Hellblazer” tom 3 

  • Tytuł oryginału: „Mike Carey Présente Hellblazer, Volume 3”
  • Scenariusz: Mike Carey
  • Szkic: Leonardo Manco, Giuseppe Camuncoli, Frazer Irving, John Paul Leon, Marcelo Frusin
  • Tusz: Leonardo Manco, Lorenzo Ruggiero, Frazer Irving, John Paul Leon, Marcelo Frusin
  • Kolory: Lee Loughridge, Patricia Mulvihill
  • Ilustracje na okładkach wydania zeszytowego: Tim Bradstreet, Lee Bormejo
  • Projekt graficzny albumu: Pascal Chirat
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Jacek Żuławnik
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Story House Egmont
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 12 kwietnia 2019 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 23 sierpnia 2023 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 170 x 260 mm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 400
  • Cena: 179,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Hellblazer vol.1” nr 206-215 i 229 (maj 2005-luty 2006, kwiecień 2007) oraz albumie „John Constantine Hellblazer: All His Engines” (marzec 2005).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus