Warren Ellis „Hellblazer” - recenzja
Dodane: 06-01-2021 21:55 ()
Szumne zapowiedzi, którymi raczył magazyn „Wizard” swoich czytelników tuż przed przejęciem serii „Hellblazer” przez Warrena Ellisa wydawały się całkowicie uzasadnione. W jego bowiem osobie odbiorcy linii wydawniczej Vertigo spodziewać się mogli pochodnej talentu i zmyślności autora co najmniej dobrze rokującego. Co prawda swoje popisowe realizacje – tj. „Planetary” i „Authority” – tworzył dopiero w tym właśnie momencie. Niemniej „osiągi” uzyskane przy okazji aktywności rzeczonego przy procesie produkcyjnym takich serii jak „Doom 2099” i „Thor vol.1” wskazywać mogły, że w obliczu pożegnania się z serią dotychczasowego scenarzysty w osobie Paula Jenkinsa nowy twórca być może okaże się remedium na słabnące zainteresowanie tym tytułem.
Sam zresztą Warren Ellis ani myślał zawracać sobie głowę ewentualnymi kompleksami względem entuzjastycznie odebranego stażu jeszcze wcześniejszego opiekuna fabularnej strony tego przedsięwzięcia (tj. Gartha Ennisa) i tym samym z mocnym przytupem przystąpił do powierzonego mu zadania. Punktem startowym dla tej opowieści zawiązującym oś fabularną jest wieść o śmierci niegdyś bliskiej sercu Johna Constantine’a młodej kobiety imieniem Isabel. Wszelkie poszlaki wskazują, że padła ona ofiarą mordu rytualnego dokonanego przez osobę (osoby?) zaznajomioną z praktykami magicznymi. Pomimo (delikatnie rzecz ujmując) nieprzesadnie empatycznej osobowości oraz altruizmu rozwiniętego co najwyżej na poziomie kraba John decyduje się dotrzeć do sedna tej sprawy i odnaleźć sprawcę bestialskiego czynu. Chociażby z racji okoliczności, iż duch nieszczęsnej dziewczyny tkwi „umocowany” pomiędzy ziemską płaszczyzną egzystencji a sferą pozagrobową (bez względu na to, gdzie się owo „miejsce” znajduje).
To oczywiście nie wszystko, co oferuje niniejszy tom. Tym bardziej że Warren Ellis nigdy nie stronił od krótkich form (by wspomnieć choćby „Globalne pasmo”) i znać, że snucie opowieści „spiętych” w takie właśnie ramy bardzo mu odpowiada (mimo że wcale nie jest to zadaniem łatwym). Zresztą historie takie jak m.in. „Pod kluczem” (notabene wzbudzający natychmiastowe skojarzenia z jego późniejszą pracą zawartą w zbiorze „Moon Knight: Z martwych”) to autentyczne perełki tego stażu i to właśnie one najdłużej pozostają w pamięci (a przynajmniej tak było w przypadku piszącego te słowa). Zapewne także z tego względu, że jak przystało na komiksowe przedsięwzięcie przeznaczone dla tzw. dojrzałych czytelników, nie zabrakło w nim drastycznych scen na ogół uzasadnionych wymogami danej sceny.
Odrobinę pretensjonalności wobec konserwatywnej części brytyjskiej sceny politycznej (w tym zwłaszcza premier Margaret Thatcher) wypada potraktować w kategorii na swój sposób zabawnej aberracji wykazywanej wcześniej choćby przez pomysłodawcę Constantine’a w osobie Alana Moore’a. Nie należy tego traktować zbyt serio, lecz co najwyżej jako relikt czasów, gdy chętni do odnalezienia się w gronie aspirujących wrażliwców zmuszeni byli w tym celu do wygłaszania stosownych deklaracji i swoistych „wyznań wiary”. Pod tym względem Ellis zachował zatem zgodność z założeniami swoich poprzedników, pozostawiając powierzonego mu protagonistę w zastanym przezeń stanie. Modyfikował natomiast nieco temperament domorosłego znawcy praktyk magicznych (zwłaszcza w zestawieniu z tym czego byliśmy świadkami w trakcie stażu Gartha Ennisa), czyniąc zeń osobowość bardziej stonowaną, by nie rzec, że wręcz refleksyjnie usposobioną. W kontekście wstrząsu, którym niewątpliwie była dlań śmierć zamęczonej Isabel wydaje się to zresztą całkowicie naturalne. Podobnie zresztą jak wytworzenie przez tytułowego bohatera swoistego, emocjonalnego „pancerza”, za którego sprawą jest on w ogóle władny obcować z często przyprawiającymi o szaleństwo pochodnymi oddziaływania magii. To zresztą jeden z mocniejszych elementów tegoż zbioru akcentujący niszczące konsekwencje użytkowania tzw. wiedzy tajemnej. Z drugiej strony mamy tu także do czynienia z „chwytem” zastosowanym już wcześniej przez Stanleya Kubricka w jego adaptacji (czy może trafniej: interpretacji) „Lśnienia” Stephena Kinga. Wszak zarówno w opowieściach sygnowanych przez Ellisa, jak i pamiętnym filmie z udziałem m.in. Jacka Nicholsona faktyczne źródło zła tkwi nie tyle w sferze nadprzyrodzonej, ile raczej w naturze zwyrodnialców z jej potencjału korzystających.
Szczególnie istotną okazała się wieńcząca ów album nowelka pt. „Strzelaj”. Za jej to bowiem sprawą (czy może raczej ocenzurowania tej opowieści przez decydentów wydawnictwa) Ellis pożegnał się z powierzoną mu funkcją. Pech bowiem chciał, że podejmująca problem strzelanin w amerykańskich szkołach fabuła zdawać się wówczas mogła aż nazbyt aktualna. Wszak nie milkły echa masakry, do której doszło 20 kwietnia 1999 r. w jednej z placówek edukacyjnych na terenie stanu Kolorado (konkretnie w miejscowości Columbine). Tym samym brytyjski scenarzysta niejako dosypywał soli do wciąż niezagojonej rany. Można rzecz jasna uznać, że jako twórca z ambicjami, a do tego zaangażowany w realizacji tytułu skierowanego do dorosłego czytelnika miał on ku temu pełne prawo. Bez względu na ocenę tej okoliczności pewne jest, że inne zdanie niż szanowny pan kreator miały wspomniane siły zwierzchnie DC Comics co przesądziło zarówno o zatrzymaniu publikacji problematycznej opowieści, jak i odejściu Ellisa ze stanowiska scenarzysty „Hellblazera”. Z dzisiejszej perspektywy, nawet pomimo ciężaru gatunkowego tegoż utworu, przysłowiowe dmuchanie na zimne przez kolektyw redakcyjny jawi się jako zbyt zachowawcze. Warto jednak pamiętać o sygnalizowanym kontekście zjawiska, o którym traktuje niniejsza opowieść, w Polsce nie w pełni zrozumiałym (a tym bardziej odczuwalnym) z racji braku (na szczęście!) porównywalnych sytuacji. Pewne jest natomiast, że ów autor sprowadził Constantine’a w obszar problematyki zdecydowanie odmiennej od jej pierwotnego założenia. I choćby z tego powodu (choć nie tylko) warto uwzględnić tę propozycję wydawniczą w swoich ewentualnych planach zakupowych.
W zilustrowaniu jego przedwcześnie zakończonego stażu (Ellis szykował się ponoć na rozpisanie mniej więcej tej samej liczby epizodów co Jenkins, czyli około czterdziestu) panu scenarzyście swoją pomoc zaoferowało grono plastyków o bardzo zróżnicowanych temperamentach twórczych. Ten swoisty „poczet” otwiera John Higgins, znany głównie jako kolorysta części prac powstałych według scenariusza Alana Moore’a („Batman: Zabójczy żart” w swojej pierwotnej wersji oraz „Strażnicy”). Jego wyrazista, przesycona wszechobecnym mrokiem (a przy okazji także odkształceniami i wynaturzeniami) maniera trafnie oddaje ponure sedno fabuły z Isabel jako centralnym jej odniesieniem. Jeszcze bardziej dojmująco prezentują się prace Franka Terana w noweli „Pod kluczem” rozrysowanej niemal somnambuliczną kreską. Miło w roli rysownika pełnowymiarowej fabuły ujrzeć także Timothy’ego Bradstreeta, dobrze znanego czytelnikom serii „Punisher MAX” jako twórca licznych ilustracji zdobiących jej okładki („Kołyska”). Nieco bardziej „niezależną” stylistykę zaproponował duet w osobach Javiera Pulido i Jamesa Rombergera („Zachodzące słońce”). W największym stopniu skłaniający się ku stylistyce realistycznej Phil Jimenez miał sposobność zilustrować najgłośniejszą opowieść tego zbioru, czyli rzecz jasna „Strzelaj”. Tym samym rzeczony dopełnił szerokiego spektrum plastycznego tego także pod tym względem interesującego zbioru.
Powrót Egmontu do prezentacji serii „Hellblazer” niewątpliwie cieszy. Choćby z tego względu, że oprócz odświeżenia polskim czytelnikom stażu Gartha Ennisa zaproponowano również interpretacje według Briana Azzarello i właśnie Warrena Ellisa. Sęk w tym, że chciałoby się więcej; tym bardziej że dokonania m.in. Jamiego Delano, Mike’a Careya czy niedocenionego Paula Jenkinsa również oferują perspektywę zajmującej i satysfakcjonującej zarazem lektury. Na ten jednak moment brak niestety informacji, czy doczekamy się więcej perypetii „czarownika z klasy robotniczej”.
Tytuł: Warren Ellis „Hellblazer”
- Tytuł oryginału: „Warren Ellis Présente Hellblazer”
- Scenariusz: Warren Ellis
- Szkic: John Higgins, Frank Teran, Timothy Bradstreet, Javier Pulido, James Romberger, Marcelo Frusin, Phil Jimenez
- Tusz: Andy Lanning
- Kolory: James Sinclair, Grant Goleash
- Ilustracje na okładkach wydania zeszytowego: Timothy Bradstreet
- Projekt graficzny albumu: Pascal Chirat
- Wstęp: Philippe Toubout
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Jacek Żuławnik
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 16 października 2015 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 2 grudnia 2020 r.
- Oprawa: Twarda
- Format: 17,5 x 26,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 272
- Cena: 89,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Hellblazer vol.1” nr 134-143 (luty-grudzień 1999).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksów do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus