„Punisher MAX” tom 1 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 25-04-2017 10:38 ()


„Człowiek-Armata” powraca w swojej kolejnej już solowej serii i jak nietrudno się domyślić czyni to z typowym dlań przytupem. Nieprzypadkowo, bo wszak taka natura tej postaci o jasno sprecyzowanych uwarunkowaniach, a dobór scenarzysty do nowego otwarcia perypetii „Franciszka Zameckiego” również się ku temu przyczynił. Garth Ennis – bo o nim właśnie mowa – jak mało kto nadawał się do roli reaktywatora popularności nieco już przygasłej sławy swego czasu jednej z najpopularniejszych osobowości Marvela.

Szansą ku temu okazała się inicjatywa znana jako MAX, linia wydawnicza komiksów przeznaczonych dla zdecydowanie dojrzałego czytelnika, w ramach której zrealizowano m.in. takie seria jak „Jessica Jones: ALIAS”. Nieprzebierający w środkach, diabelnie skuteczny Frank Castle zdawał się wręcz idealnym „kandydatem” do roli gwiazdy wspomnianego imprintu. Jak czas pokazał, owe oczekiwania zostały osiągnięte z nawiązką, a sama seria do dziś cieszy się zasłużoną sławą jednego z najbardziej udanych projektów sygnowanych logo MAX. Co by bowiem nie mówić o twórczości Gartha Ennisa (zwłaszcza w kontekście powtarzalności eksploatowanych przezeń motywów) trzeba przyznać, że w roli kreatora zbrutalizowanych i nierzadko przerysowanych fabuł, irlandzki scenarzysta odnajduje się z dużym powodzeniem. O ile zastrzeżenia co do ogólnej jakości takich mini-serii jak „Fury” zdają się uzasadnione, o tyle na przykładzie perypetii Punishera charakterystyczna maniera Ennisa okazała się w pełni adekwatna do zamierzeń zespołu redakcyjnego wspomnianej linii wydawniczej. Tym bardziej że po nieudanych eksperymentach w kontekście tej postaci u schyłku lat 90. (przeistoczenie Punishera w „agenta Niebios”) rewitalizacja w duchu najlepszych tradycji zaistniałych za sprawą takich scenarzystów jak Steven Grant („Krąg krwi”), Mike Baron („Upadek Ważniaka”) i Chuck Dixon („Punisher: War Zone”) była wręcz niezbędna.

Z racji zmian, do których doszło w komiksowej branży na przestrzeni ostatnich dwóch dekad (do których zresztą Ennis miał sposobność istotnie się przyczynić) w nowej serii nie mogło zabraknąć pokaźnej dawki przemocy. Z tego założenia zaangażowani twórcy wywiązali się wręcz wzorcowo. Dość wspomnieć, że w początkowych sekwencjach pierwszej z zebranych w niniejszym tomie opowieści („Od początku”) nabuzowany rządzą zemsty Frankie „odwiedza” urodzinowe przyjęcie leciwego lidera włoskiego półświatka. Zgodnie z dobrze znaną wielbicielom jego przygód metodyką działania nie szczędzi on amunicji i na ogół trafia wprost do celu. Stąd jego pochód znaczą dziesiątki zmasakrowanych drabów, którzy szczerze przyznają, że „(…) pieprzony Punisher” to „(…) nie ich liga”. Jak się bowiem okazuje, pomimo niemłodego już przecież wieku niegdysiejszy żołnierz jednostek specjalnych nic nie stracił na swej fachowości i skuteczności. Stąd gangsterzy zdają się bezsilni wobec „(…) maszyny optymalnej wydajności” i mogą co najwyżej liczyć trupy oraz barykadować się w improwizowanych punktach oporu. O dziwo śmiałków skłonnych do próbowania swoich sił w konfrontacji z weteranem wojny w Wietnamie nie brakuje. Co więcej, wśród nich odnajdujemy także jednego z jego niegdysiejszych sprzymierzeńców…

Zarówno na kartach „Od początku”, jak i „Małej Irlandii” (tj. drugiej ze zebranych tu fabuł) Ennis i jego zespół zaproponowali autentyczną gratkę dla koneserów bezkompromisowych, brutalnych fabuł, w których nie ma miejsca na cackanie się z lokalną bandyterką. O ile w „Witaj ponownie Frank” („Wielka Kolekcja Komiksów Marvela” nr 15 i 43) ów scenarzysta pozwolił sobie na całkiem pokaźną dawkę pastiszu, o tyle w tym przypadku mamy do czynienia z kumulacją ulicznego brudu i nasilającej się brutalizacji. Trudno jednoznacznie uznać świat przedstawiony tej serii za realistyczne odwzorowanie warunków życia w co bardziej szemranych zaułkach amerykańskich miast; choćby ze względu na skłonność Ennisa do przerysowań i ogólnej przesady. Nie da się jednak ukryć, że na tle jego innych prac (w tym zwłaszcza „Chłopaków”) „Punisher MAX” sprawia wrażenie zaskakująco bliskiego „naszej” rzeczywistości. Taka zaś strategia fabularna w kontekście kroniki aktywności Franka Castle’a wydaje się optymalna. Oczywiście Ennis nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z nadarzającej się okazji, aby, ujmując rzecz kolokwialnie, wysmagać swoich rodaków za mniej lub bardziej wydumane przywary (nie wyłączając założeń ideowych Irlandzkiej Armii Republikańskiej). Taki ma on już zwyczaj i nic się na to nie poradzi. Z drugiej strony owa cecha stylistyki tegoż scenarzysty wprowadza niespotykany w dokonaniach innych twórców koloryt rodem z „Zielonej Wyspy”. Sam zaś tytułowy bohater cyklu tylko z pozoru zdawać się może osobowością dwuwymiarową. Drobnymi, acz istotnymi akcentami Ennis daje do zrozumienia, że Punisher to nie tylko śmiertelnie skuteczny siewca śmierci, lecz postać o nieco bardziej złożonym wnętrzu. Ponadto nie zabrakło nawiązań do opublikowanej także u nas mini-serii „Punisher: Born”, wzbogacającej rys psychologiczny „Pogromcy” o stosownie kamuflowany czynnik metafizyczny.

Przyjętą przez Ennisa quasi-realistyczną formułę podjęli współpracujący z nim rysownicy. O ile jednak Lewis Larosa na ogół wykazuje się stosowne ku temu umiejętności (choć i w jego przypadku trafiają się okazjonalne błędy rysunkowe), o tyle jego odpowiedzialny za warstwę wizualną „Małej Irlandii” kolega, Leandro Fernández, najlepsze lata zdawał się mieć dopiero przed sobą (pierwodruk tej opowieści trafił do dystrybucji w 2004 r.). Co prawda trudno odmówić mu pracowitości, ale równocześnie chwilami jakość jego prac ociera się o amatorstwo. Widać to zwłaszcza w często nienaturalnej mimice portretowanych postaci, zbyt znacznej umowności ich rysów twarzy oraz przybieranych przez nich sztucznych pozach. Być może sytuację zdołałby uratować sprawny nakładacz tuszu pokroju Toma Palmera, który wspierał Larose. Niestety w przypadku prac Fernándeza tusz nałożył on sam i wykonał tę czynność co najwyżej poprawnie. Niemniej w scenach wymagających ujęcia obrażeń odniesionych przez pechowców, którzy mieli niefart znaleźć się na linii strzału Punishera, obaj panowie zdają się w pełni rozumieć ze swoim scenarzystą.

Uzupełnienie ich wysiłków stanowią kompozycje zdobiące poszczególne rozdziały obu zebranych tu opowieści wykonane przez Tima Bradstreeta. Doceniony za warsztatową biegłość już przy okazji „Witaj ponownie Frank” z nie mniejszą wprawą odnalazł się on również przy okazji tej serii. Kwestią dyskusyjną jest co prawda maniera, którą  rzeczony zwykł portretować oblicze Franka Castle’a, z łatwo dostrzegalną sugestią co do kraju pochodzenia jego przodków. Równocześnie trudno nie docenić malarskiej głębi prac Bradstreeta, doboru barw adekwatnych do nastrojowości cyklu oraz hiperrealistycznego zacięcia tego autora.

Od czasów tytułów publikowanych przez wydawnictwo Mandragora (m.in. wzmiankowany „Born” oraz „Essential Punisher”) „Franciszek Zamecki” raczej nie miał u nas nadmiaru szczęścia do udanych występów, jako że drobny epizod w „Wojnie domowej” (zwłaszcza na tle porażki, którą okazała się seria „Thunderbolts vol.2”) czy wznowienie „Witaj w domu Frank” w ramach „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela” to zdecydowanie za mało. W tym kontekście polska edycja „Punisher MAX” jawi się w kategorii przysłowiowego strzału w dziesiątkę, która ma spore szanse, by usatysfakcjonować wszystkich tych, którzy z sentymentem wspominają wyczyny „Człowieka-Armaty” z czasów jego aktywności pod szyldem TM-Semic.

 

Tytuł: „Punisher MAX” tom 1

  • Tytuł oryginału: „Punisher MAX vol. 1” 
  • Scenariusz: Garth Ennis
  • Szkic: Lewis Larosa, Leandro Fernández
  • Tusz: Tom Palmer, Leandro Fernández
  • Kolory: Dean White
  • Ilustracje na okładkach wydania zeszytowego: Tim Bradstreet
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta 
  • Konsultacja merytoryczna: Kamil Śmiałkowski
  • Posłowie: Oskar Rogowski
  • Wydawca wersji oryginalnej: Marvel Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 9 lutego 2016 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 5 kwietnia 2017 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17,5 x 26,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 288
  • Cena: 89,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „The Punisher MAX” nr 1-12 (marzec-grudzień 2004).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus