„Thunderbolts" tom 4: „Bez litości" - recenzja
Dodane: 01-04-2017 15:12 ()
Autorzy nowej inkarnacji Thunderbolts, ukazującej się pod szyldem Marvel Now, nie mają litości dla miłośników drużyny stworzonej przez Kurta Busieka i Marka Bagleya. Najnowszy tom przygód grupy antybohaterów zebranych pod egidą niegdysiejszego zagorzałego przeciwnika Sałaty Marvela – generała Rossa, niczym pozytywnym nie zaskakuje. A szkoda, bo oto właśnie szeregi ekipy zasilił sam Duch Zemsty.
Problem z Mercy, który nasilił się podczas ostatnich przygód, wciąż pozostaje bez rozwiązania. Samuel Stern, kolejny z zaprzysięgłych wrogów Bruce’a Bannera, proponuje przenieść konfrontację ze zbyt potężnym przeciwnikiem na całkiem nowy teren. Mianowicie planuje sprowadzić Mercy do Piekła. W tym celu kolejnym członkiem ekipy zostaje Ghost Rider. Jednak jego zaklęcie wypala w połowie, bo zamiast Mercy, w Piekle lądują ludzie Rossa. Nie pozostaje nic innego jak dorwać władcę tego upalnego przybytku i namówić go na prostą umowę. Szkopuł w tym, że nawet tu wszystko stanęło do góry nogami, a Mephisto chwilowo został pozbawiony swojej dominacji.
Kolejnym problemem ekipy wydaje się symbiont, coraz śmielej wychylający się poza umysł Flasha Thompsona. Dawny kumpel Petera Parkera ze szkolnej ławy nie bardzo chce kontynuować swoją przygodę z grupą pozbawionych skrupułów zabijaków, toteż postanawia opuścić jej szeregi. Z uwagi na swojego niestabilnego partnera Thunderbolts nie mogą na to pozwolić. Stąd też już krótka droga do akcji w stylu sam przeciw wszystkim.
Ostatnia opowieść, która załapała się do zbioru, posiada awanturniczo-przygodowy charakter. Ross wyrusza tropem swoich dawnych żołnierzy, których wysłał z misją do honduraskiej dżungli, gdzie kryje się olbrzymia, nieokiełznana moc. W obliczu nieznanej potęgi wychodzą na wierzch wszystkie antypatie między członkami, pokazujące, że ta ekipa nie ma przyszłości, jeżeli jej członkowie nie będą umieć współpracować ze sobą, i od samego początku jest skazana na porażkę.
Trudno nie odnieść wrażenia, że wszystkie opowieści w niniejszym albumie nie charakteryzują się ciekawą fabułą, a również mozaika mało znanych artystów odpowiedzialnych za ilustracje kolejnych zeszytów świadczą, że ktoś już postawił krzyżyk na tej serii. Tak naprawdę spory potencjał miała najkrótsza z nich, czyli bunt Venoma i próba powstrzymania Thompsona przez pozostałych kompanów z drużyny. Symbiont jako postać niejednoznaczna i trudna do okiełznania wydaje się jedną z ciekawszych postaci komiksu. Szkoda, że nie jest wykorzystywany w dużo większym zakresie niż usilne silenie się na prezentowanie kolejnych przygód drużyny w dość mocno groteskowym tonie, napisanym niejako pod Deadpoola. Z kolei postaci o znacznie większym dorobku i możliwości wykorzystania, jak Punisher, Elektra czy debiutujący tu Duch Zemsty są na ogół statystami. Widać również, że niektórzy z nich to typowi outsiderzy i ich solowe perypetie osiągają znacznie lepszy poziom.
Przed nami jeszcze jeden tom, w końcu poznamy w nim motywację Franka Castle’a i jego usilnego trzymania się tej ekipy. Każdy, kto zna naczelnego Pogromcę Marvela, raczej domyśla się jego zamiarów, ale może autorzy czymś nas w końcu zaskoczą, poza nieustająca sieczką, która towarzyszy serii od pierwszego tomu.
Tytuł: „Thunderbolts" tom 4: „Bez litości"
- Scenariusz: Charles Soule
- Rysunek: Carlo Barberi, Paco Diaz Luque, Kim Jacinto
- Wydawnictwo: Egmont
- Data publikacji: 15.03.2017 r.
- Tłumaczenie: Paulina Braiter
- Liczba stron: 156
- Format: 165x255 mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus