„Chrononauci” tom 2 - recenzja
Dodane: 22-03-2021 23:00 ()
Pierwsza odsłona „Chrononautów” okazała się żywiołową jazdą bez trzymanki godną Kina Nowej Przygody w najlepszych odsłonach tego nurtu. Nic zresztą dziwnego, bo na pierwszy rzut oka znać było, że pomysłodawca tego przedsięwzięcia – tj. Mark Millar - pełnymi garściami czerpał z takich klasyków jak m.in. trylogia „Powrót do przyszłości” oraz „Wspaniała przygoda Billa i Teda”. A że wspomniany twórca ewidentnie ma nosa do wyczuwania popkulturowych trendów i podobnie jak Steven Spielberg przy okazji realizacji filmu „Player One” zorientował się w nasilającej się nostalgii za latami 80., toteż sięgnięcie do tej właśnie „strefy” zasobów rozrywki ani trochę nie zaskakiwało.
Zaskoczyła natomiast wysoka jakość tej propozycji wydawniczej, bo pomimo ewidentnej błyskotliwości i lekkości pióra wysiłki wspomnianego scenarzysty na rzecz powtórzenia sukcesu „Kick-Assa” oraz „Kingsman. Tajne służby” (tj. zaproponowania produkcji władnej zainteresować przedstawicieli branży filmowej) nie zawsze przejawiały się dopracowanymi realizacjami (vide „Huck” i „Reborn: Odrodzona”). Co prawda o spadku formy poniżej dopuszczalnego zasłużoną sławą tego autora nie mogło być mowy; niemniej znać było, że część projektów wymagała doszlifowania. W przypadku „Chrononautów” ten problem nie wystąpił, bo pomimo okazjonalnego traktowania ciągu przyczynowo-skutkowego z perspektywy tzw. przymrużonego oka luz i rzutkość, z którymi rozpisano tę fabułę, był z miejsca odczuwalny. A co najważniejsze czynił z perypetii tytułowych chrononautów zajmującą i szalenie rozrywkową lekturę.
Jak nietrudno się domyślić, w niniejszej realizacji mamy do czynienia z dobrze znanym i w środowisku wielbicieli fantastyki (choć nie tylko ich) lubianym motywem podróży w czasie. I – co więcej – pomimo że od momentu publikacji opowiadania Herberta George’a Wellsa „The Chronic Argonauts” (tj. od roku 1888) ów motyw był w ramach kultury popularnej powielany wręcz niezliczoną ilość razy (w tym m.in. przez wspomnianego autora w jego kanonicznym „Wehikule czasu”), to jednak niezmiennie doczekujemy się coraz to nowych i często udanych utworów traktujących o problematyce, nazwijmy to umownie, tempolarnej. Opublikowani u nas u schyłku 2017 r. „Chrononuaci” zdecydowanie zaliczali się do tej właśnie grupy tytułów, którym warto poświęcić swoją uwagę. Jak już wyżej zasygnalizowano, perypetie Corbina Quinna (konstruktora maszyny czasu) i jego kumpla Danny’ego okazały się pełnym gwałtownym zwrotów akcji i wprawnie „skrojonego” humoru akcyjniakiem, który aż się prosił o tak pożądaną przez ich pomysłodawcę adaptację na potrzeby wszelkich rozmiarów ekranów. Oczywiście nie obyło się bez częstych (czy może ściślej: bardzo częstych) zmian lokacji, co dodatkowo podkreślało dynamikę tego pozytywnie „nakręcającego” (i tym samym rozrywkowo satysfakcjonującego) przedsięwzięcia. Czemuż się zatem dziwić, że obaj „nomadzi Czwartego Wymiaru” powrócili w kontynuacji swoich przypadków? Tym bardziej że pośród innych produkcji tzw. Millarworldu, często także bardzo udanych (by wspomnieć choćby „Nemezis” i „Starlight: Gwiezdny blask”), „Chrononauci” wyraźnie wyróżniali się „in plus”. A że zasadniczy motyw, na którym oparto zamysł tej inicjatywy, nawet dla niekoniecznie szczególnie utalentowanego autora generuje ogromne możliwości twórczego wyżycia się, toteż nie dziwi, że także Mark Millar, kreator fabuł bez cienia wątpliwości (i delikatnie rzecz ujmując) ponadprzeciętny, zdecydował się na powrót do świata chrononautów.
Jak się okazuje, nie tylko im (a przynajmniej teoretycznie) leży na sercu zachowanie naturalnej ciągłości tzw. kontinuum. Wygląda bowiem na to, że także dysponujący technologią przemieszczania się w czasie profesor Cross poczuł się w obowiązku do tej roli. Sęk w tym, że pojmuje ją wedle nieco osobliwych standardów. Uważa się bowiem za uprawnionego do ingerencji w strukturę czasu tam, gdzie w jego mniemaniu jest taka konieczność. A za takową postrzega on 11 września 2008 r., kiedy to w stolicy Francji dojść miało do detonacji ładunku nuklearnego oraz śmierci dwóch milionów spośród mieszkańców tej metropolii. Co prawda jego zaradna asystentka w osobie Bronwyn zgłasza pewne wątpliwości w kontekście faktycznej „zabawy w Boga”; niemniej prędko ulega na swój sposób sensownej argumentacji. Tym bardziej że owe poczynania umożliwią mu zrealizowanie marzenia ludzkości o spełnionej utopii. Tyle że będzie on ku temu potrzebował wsparcia ze strony Corbina i Danny’ego…
W zestawieniu z debiutem obu panów tym razem mamy do czynienia z opowieścią prowadzoną równie żywiołowo, choć zarazem bez znamion braku panowania nad jej przebiegiem. Znowuż zatem nie brak humoru oraz gonitwy poprzez czas i przestrzeń. Tym razem jednak „dynamiczny duet” całkiem już doświadczonych chrononautów zyskał skutecznie poczynającego sobie adwersarza, a sam Danny osobisty powód, by w zainicjowanych przez jego przyjaciela inicjatywach uczestniczyć. Wysoka stawka rozgrywki, do której w toku opowieści dochodzi, czyni tę odsłonę serii nieco bardziej udramatyzowaną. Znać jednak nadal stylistyczną lekkość i wyczucie właściwego dozowaniu stosownej dla danej chwili nastrojowości, tj. jedną z najbardziej charakterystycznych cech stylistyki Millara. Dzięki temu (oraz jeszcze kilku innym czynnikom) obaj protagoniści zyskują na psychologicznej głębi, choć oczywiście priorytetem tej realizacji pozostaje jej funkcja nade wszystko rozrywkowa. Ponadto przestrzeń świata przedstawionego ulega znaczącemu poszerzeniu, co siłą rzeczy dobrze rokuje na ewentualność dalszego rozwoju tego projektu.
Istotną różnicą jest natomiast absencja Seana Murphy’ego, któremu dane było wręcz brawurowo zilustrować pochodną umysłowości Millara. Zaabsorbowanie przy rozwijaniu dobrze przyjętego „Batmana: Białego Rycerza” (tj. autorskiego projektu rzeczonego, którego już w maju doczekamy się kontynuacji) uniemożliwiło mu jednak dalszą współpracę przy „Chrononautach”. Na „pokładzie” projektu zjawił się jednak Eric Canete, któremu całkiem sprawnie udało się uzyskać efekt zbliżony do tego, z czym mieliśmy poprzednio do czynienia. Pomimo nieco bardziej „chropowatej” kreski ów związany przede wszystkim z branżą filmową plastyk (współpracował m.in. przy takich produkcjach jak „TRON Uprising” i „All-Star Superman”) z powodzeniem odnalazł się w zaproponowanym mu przedsięwzięciu i tym samym spójność stylistyczna serii została zachowana. Do tego dał on popis swojej wyobraźni i plastycznych umiejętności z zakresu projektowania zaawansowanych technologii przyszłości, a przy okazji także dynamicznego komponowania poszczególnych sekwencji tej opowieści.
Jak to nierzadko w przypadku kontynuacji błyskotliwych hitów bywa, ogólny koncept nie oszałamia aż tak bardzo, jak przy okazji odsłony inicjującej. Cieszy jednak okoliczność, że Mark Millar zdecydował się powrócić do tego przedsięwzięcia, zwłaszcza że potencjał fabularny „Chrononuatów” także na etapie drugiego spotkania z bohaterami tej serii nie został wyczerpany. Nie pozostaje zatem nic innego, niż wypatrywać kolejnych spotkań z Corbinem, Dannym oraz całą resztą obsady, a także z ich odpowiednikami na wszystko jedno jakim ekranie. Co tu kryć: to by dopiero było widowisko!
Tytuł: „Chrononauci” tom 2
- Tytuł: „Chrononauts Volume 2: Futurshock”
- Scenariusz: Mark Millar
- Szkic i tusz: Eric Canete
- Kolory: Giovanna Niro
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Bartosz Musiał
- Liternictwo: Robert Sienicki
- Wydawca wersji oryginalnej: Image Comics
- Wydawca wersji polskiej: Non Stop Comics
- Data publikacji wersji oryginalnej: 24 marca 2020 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 20 stycznia 2021 r.
- Oprawa: miękka
- Format: 17 x 26 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 128
- Cena: 44 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w mini-serii „Chrononauts Volume 2: Futurshock” nr 1-4 (październik 2019).
Komiks możecie kupić w sklepie wydawnictwa Non Stop Comics.
Galeria
comments powered by Disqus