„Saga o Potworze z Bagien” tom 1 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 23-04-2018 23:01 ()


Na ten moment polskim wielbicielom starego, dobrego Vertigo przyszło czekać nadspodziewanie długo. Doszło wręcz do sytuacji, że nasza redakcyjna Koleżanka przywdziała legendarną już koszulkę, w której wprost zachęcała polską filię Egmontu do podjęcia zarzuconej jeszcze w poprzedniej dekadzie prezentacji perypetii Potwora z Bagien. Co prawda przedstawiciel wspomnianego wydawnictwa na ogół zdawał się wykluczać taką możliwość, niemniej wznowienia (często wraz z niepublikowanymi w Polsce kontynuacjami) takich serii jak „Kaznodzieja”, „100 naboi” i „Y: ostatni z mężczyzn” stanowiły mocną przesłankę wskazującą, że powrót Swamp Thinga jest już tylko kwestią czasu. I rzeczywiście postać, bez której zapewne nie zaistniałaby (a przynajmniej nie w znanej nam formule) wzmiankowana linia wydawnicza, nareszcie powraca!

W odróżnieniu od edycji z lat 2007 i 2009 (wówczas opublikowano dwa pierwsze albumy cyklu według scenariusza Alana Moore’a) tym razem polscy czytelnicy otrzymują tomy złożone z dwóch połączonych wydań zbiorczych, w standardzie znanym z przywołanych chwilę temu już wznowionych/wznawianych serii. Stąd całość tej edycji zamknie się w trzech obszernych tomidłach zawierających pełnie dokonań w zakresie tej postaci pióra „Czarownika z Northampton”. Gwoli ścisłości przypomnijmy zatem, że Potwór z Bagien to wspólny twór dwóch zasłużonych dla komiksu anglosaskiego twórców, niedawno zmarłego Lena Weina oraz również śp. Berniego Wrightsona. To właśnie z ich inicjatywy w październiku 1971 r. czytelnikom sprofilowanego na horrory magazynu „The House of Secrets” zaprezentowano liczącą sobie ledwie osiem plansz nowelkę stylizowaną na XIX-wieczną opowieść grozy z udziałem tytułowego Potwora z Bagien. Zapewne owa zwięzła fabuła, jak wiele jej podobnych publikowanych w tego typu magazynach, przeszłaby bez większego echa, gdyby nie start pełnowymiarowego dwumiesięcznika „Swamp Thing”, do którego doszło w roku kolejnym. Zwłaszcza że ówczesna koniunktura na komiksowy horror zdawała się sprzyjać temu przedsięwzięciu. Tym razem jednak akcję opowieści osadzono w czasach współczesnych (choć niektóre elementy świata przedstawionego sugerować mogły coś zgoła odmiennego), a jej centralną osobowością uczyniono biologa Aleca Hollanda, wskutek wypadku towarzyszącego najściu podejrzanych jegomościów, przeistoczonego w humanoidalną roślinę. W kolejnych epizodach tego kreowanego na horror cyklu tytułowy bohater zmuszony był zmagać się nie tylko z osobistą tragedią, ale też z owładniętym obsesją pożądania wiecznego życia nigromantą w osobie Antona Arcane’a, mieszkańcami prowincjonalnych miasteczek przerażonymi jego, delikatnie rzecz ujmując, niewzbudzającą nadmiernego zaufania aparycją, starszymi niż ludzkość złowrogimi istotami, a także Batmanem. Potwór z Bagien, mimo że na ogół izolowany od reszty uniwersum DC, w rzeczywistości stanowił jego integralną część.  

Określenie poświęconego mu dwumiesięcznika mianem komercyjnego hitu byłoby grubą przesadą. Niemniej tytuł przetrwał do 24 epizodu i tylko zbieg przypadków sprawił, że kolejny, zapowiedziany zresztą odcinek 25 (w którym notabene tytułowy bohater miał się skonfrontować z innym bohaterem uniwersum DC w osobie Hawkmana) nigdy nie trafił do dystrybucji. Odrodzenie zainteresowania tą osobowością wygenerował dopiero film w reżyserii skądinąd znanego Wesa Cravena (na ekranach od lutego 1982 r.), za którego sprawą zarząd DC Comics zdecydował się reaktywować serię pod nieco zmodyfikowanym tytułem: „The Saga of the Swamp Thing”. Także i tę inicjatywę trudno było uznać za przesadnie dochodową; znalazła jednak grono stałych fanów i tym samym jej rynkowy byt wydawał się względnie stabilny. Na autentyczny przełom w jej dziejach trzeba było jednak poczekać do numeru dwudziestego, kiedy to przy produkcji tego tytułu zaangażowany został śmiało poczynający sobie po drugiej stronie Atlantyku Brytyjczyk Alan Moore (sceptykom proponujemy lekturę jego prac z tego okresu - m.in. „V jak Vendettę”, „Miraclemana” i „Balladę o Halo Jones”). To właśnie za jego sprawą sprzedaż dotąd drugorzędnej serii poszybowała do pułapu przeszło 90 tys. kopii każdego kolejnego numeru, odbiór komiksowego medium w ówczesnych środkach masowego przekazu uległ gruntownej rewizji, a w nieco dalszej perspektywie doprowadził do wytworzenia grupy tytułów przeznaczonych dla bardziej dojrzałego niż statystyczny czytelnika, od stycznia 1993 r. publikowanych pod wspólnym szyldem nieocenionego Vertigo.

Tegoroczna edycja  „The Saga…”, którą polski czytelnik będzie miał sposobność rozpoznać za sprawą Egmontu, obejmuje epizody właśnie od momentu przejęcia serii przez Moore’a. W odróżnieniu od wydania zbiorczego z 2007 r. została ona uzupełniona o niezamieszczony w tym albumie odcinek 20 (ze stycznia 1984 r.), na którego kartach przyszły współtwórca „Prosto z piekła” rozpoczął porządkowanie powierzonego mu świata przedstawionego. Czasu zaiste nie tracił, jako że już w kolejnym epizodzie zaproponował on niemal kopernikański przewrót w mitologii Potwora z Bagien. Nie wyjawiając więcej szczegółów, wypada nadmienić, że „Lekcja anatomii” (bo tak brzmi tytuł opowieści, które redefiniowała postać tytułowego bohatera) doczekała się reedycji w kilku prestiżowych formatach – w tym m.in. „Millenium Edition”. Dodajmy, że całkowicie zasłużenie. Nic bowiem nie uchybiając angażowanym wówczas przez DC Comics, często znakomitym scenarzystom takim jak m.in. Cary Bates, Danny O’Neil, Marv Wolfman czy Steve Englehart, bez cienia przesady trzeba przyznać, że „wyspiarski import” wprost deklasował zastaną załogę odmiennością podejścia do superbohaterskiej konwencji i po prostu talentem. Stopień złożoności jego fabuł drastycznie odbiegał od zdecydowanej większość ówczesnej oferty tego wydawcy i nie sposób było tego nie zauważyć oraz przejść obok tego zjawiska obojętnie. Widać to zresztą do dziś, bo historie takie jak zaprezentowane w niniejszym tomie „Święto wiosny” de facto nic nie straciły na swym formalnym rozbuchaniu, niewyobrażalnym dla większości czytelników publikowanych równolegle serii takich jak m.in. „Action Comics vol.1” i „DC Comics Presents”. Z kolei opublikowana w corocznym wydaniu specjalnym z 1985 r. „W dole, wśród zmarłych” to nie tylko trawestacja „Boskiej Komedii” (a w szerszym kontekście motywu Orfeusza i Eurydyki) oraz szermowanie przez Moore’a motywami rodem z niektórych koncepcji ezoterycznych; to również nowatorski jak na owe czasy model prezentacji osobowości egzystujących na pograniczu konglomeratu różnych nurtów rzeczywistości: Spectre, Deadmana, Phantom Strangera i Demona Etrigana. Zresztą nawet z dzisiejszej perspektywy tego typu „użytkowanie” wspomnianych postaci nadal ma szansę wywierać na czytelnikach nieliche wrażenie.

 

Równocześnie Moore zadbał o rozwój nie tylko tytułowego protagonisty, ale też osobowości z nieco dalszych planów – w tym zwłaszcza Abigail Arcane oraz jej nieszczęsnego męża, Matta Cable’a. Owo zjawisko dotyczyło także oponentów bagiennego żywiołaka: znanego już z wcześniejszych występów w miesięczniku „Justice League of America vol.1” Jasona „Floronic Man” Woodrue’a oraz odmienionego już na etapie serii „Swamp Thing vol.1” Anthona Arcane’a. Ponadto w nieco odleglejszych planach dali o sobie znać przedstawiciele Ligi Sprawiedliwości – m.in. Wonder Woman, Green Arrow i Firestorm. Był to bowiem etap, gdy Swamp Thing funkcjonował jako pełnoprawny uczestnik wydarzeń rozgrywających się w uniwersum DC, bez starań na rzecz jego przesadnego odseparowywania od głównego nurtu tej rzeczywistości tak jak to miało miejsce w toku lat 90. Nade wszystko jednak Moore uczynił zeń lekturę łatwo przyswajalną dla czytelników sympatyzujących z wyrosłą na gruncie neomarksizmu quasi-kulturą forsowaną ze zwiększonym natężeniem od schyłku lat 60. Wszak od Człowieka-Rośliny do nieco „nadwiędłych” (czyt. podstarzałych) dzieci-kwiatów oraz ich nieco spóźnionych naśladowców droga już niezbyt odległa… Także ze względu na przejawianą przez tytułowego bohatera „poszerzoną świadomość”, ów nieszczególne święty „Graal” upragniony przez szarlatanów pokroju Tima Leary’ego oraz podobnych mu „arcymagów odmiennych stanów postrzegania”.

Tytuły z udziałem Potwora z Bagien zawsze miały szczęście do wybitnych plastyków. Berni Wrightson, Nestor Redondo, Ernie Chan, Alfredo Alcala – to tylko ważniejsi spośród ich grona. Wraz z numerem szesnastym „The Saga…” wśród nich odnalazł się również Stephen Bisette, który miał zrewolucjonizować manierę portretowania tytułowego bohatera. Dosycił bowiem jego sylwetkę dodatkowymi elementami, pogłębiając sugestywność Potwora z Bagien jako człekokształtnej rośliny. Faktycznym twórcą charakterystycznej estetyki serii (która notabene z czasem stać się miała wzorem dla części plastyków zaangażowanych przy realizacji tytułów wczesnego, wciąż jeszcze niesformalizowanego Vertigo – vide Sam Keith w „Sandmanie” i John Ridgway w „Hellblazerze”) był jednak przede wszystkim John Totleben, jeden z głównych współpracowników Moore’a w trakcie jego pracy nad „Miraclemanem”. Niepokojąca maniera Totlebena przyczynia się do pogłębienia poczucia grozy, nieoczywistości oraz wagi zagrożeń czyhających na ludzkość w rzadko odwiedzanych przez głównonurtowych herosów rewirach uniwersum DC. Miast stylistyki stricte realistycznej zaproponował on wizje rzeczywistości odkształconej niczym z majaku pacjenta Azylu Arkham. Użytkował przy tym metody generowania nastrojowości stanowiące ewolucję stylistyki zaproponowanej swego czasu przez tak wybitnych ilustratorów literackiej grozy, jak m.in. Virgil Finlay. Stąd kłębowisku form towarzyszą niemal permanentne ich odkształcenia, co dotyczy nie tylko portretowanych postaci, monstrów oraz pozostałych elementów świata przedstawionego, ale też modyfikacji układu kadrów, które do dziś nic nie straciły na swej fantasmagorycznej ekspresji. W ramach chwilowego urozmaicenia warstwy plastycznej w albumie odnajdziemy również prace Shawna McManusa, którego część czytelników być może pamięta z jego występów na kartach polskiego przedruku „Batmana” (nr 9/1994) oraz „Baśni”. Mimo zdecydowanie większej skłonności tego artysty do groteskizacji również w powierzonych mu epizodach aura horroru jest łatwo odczuwalna. Nawet jeśli za sprawą odwiedzin Ziemi przez miniaturowych kosmitów jest ona nieco złagodzona. Na marginesie warto wspomnieć, że w odróżnieniu od poprzedniego polskiego wydania „Potwora z Bagien” w niniejszym zamieszczono reprodukcje ilustracji zdobiących okładki wydania zeszytowego tej serii. Decyzja to niewątpliwie trafna, jako że owe kompozycje to wizualna wartość sama w sobie.

„Czarownik z Northampton” z przytupem rozpoczął „przemeblowywanie” uniwersum Potwora z Bagien. Co prawda na Parlament Drzew – kluczowe zjawisko dla zrozumienia roli tej postaci w całokształcie stworzenia - przyjdzie czas dopiero w kolejnych tomach niniejszej serii (tj. w sierpniu i w grudniu). Niemniej już teraz znać, że przeistoczony Alec Holland (?) jest kimś znacznie więcej niż tylko ofiarą przypadkowej (?) tragedii, a ów cykl zmierza w kierunkach, które mają sporą szansę zaskoczyć także współczesnego czytelnika.

 

Tytuł: „Saga o Potworze z Bagien” tom 1

  • Tytuł oryginału: „Saga of the Swamp Thing Book One, Saga of the Swamp Thing Book Two”
  • Scenariusz: Alan Moore
  • Rysunki: Stephen Bisette, John Totleben, Dan Day, Rick Veith, Shawn McManus, Alfredo Alcala, Ron Randal, Berni Wrightson
  • Kolory: Tatiana Wood  
  • Przedmowy: Len Wein, Ramsey Campbel, Jamie Delano, Neil Gaiman
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Jacek Drewnowski
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska 
  • Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 10 kwietnia 2012 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 18 kwietnia 2018  r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17,5 x 26.5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 432
  • Cena: 99,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „The Saga of the Swamp Thing” nr 20-34 (styczeń 1984-marzec 1985), „Swamp Thing Annual” nr 2 (czerwiec 1985) oraz „The House of Secrets” nr 92 (październik 1971).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus