„100 naboi” tom 1 - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 05-03-2018 21:57 ()


Pomysł na komiks o tajemniczym mężczyźnie, który możne nagle pojawić się w Twoim życiu, aby zapewnić Ci w miarę prosty i bezpieczny sposób na dokonanie krwawej zemsty, to w zasadzie samograj. Ponoć Brian Azzarello wpadł na niego, jadąc samochodem i klnąc na kierowcę przed nim. Jego współpasażer zapytał go wówczas, czy gdyby miał taką możliwość, rzeczywiście byłby zdolny zabić człowieka, jak się głośno odgrażał. Taką właśnie sposobność dostają bohaterowie kultowej już dzisiaj kryminalnej serii „100 naboi” z logo imprintu Vertigo na okładce. Na początku nie chodzi jednak o samego agenta Gravesa, bo tak przedstawia się wspomniany mężczyzna, ani o aktówkę, w której znajdują się niezbite dowody winy, nierejestrowany pistolet i naboje w ilości dokładnie stu. Najważniejsi się bohaterowie, a są nimi z pozoru zwyczajni ludzie. Los każdego z nich jest nie do pozazdroszczenia i za każdym razem w grę wchodzą bardzo silne i bardzo ludzkie emocje. Wszystko to sprawia, że lektura „100 naboi” daje 100% satysfakcji.

Pierwsze rozdziały serii skupiają się na kilku postaciach, które otrzymują od losu nieoczekiwaną szansę. Ktoś zrujnował im życie, ale jeśli tylko zechcą, nic nie stanie na przeszkodzie, żeby odpłacić pięknym za nadobne. Dizzy właśnie wychodzi z wiezienia i może zemścić się na człowieku, który zabił jej męża i dziecko. Lee Dolan stał się w przeszłości ofiarą ataku hakera, który wysłał do przypadkowych osób dowody na posiadanie i rozpowszechnianie dziecięcej pornografii. Chucky dowiaduje się, że przyjaciel z czasów młodości wrobił go w odsiadkę. Louis Hughes i jego matka zostali wiele lat wcześniej porzuceni przez ojca przemocowca, z którym chłopak może teraz wyrównać rachunki. Gama przypadków mogłaby być równie szeroka, co półki z policyjnymi kartotekami na każdym posterunku. Problem w tym, że wspomniani bohaterowie nie są jednoznaczni. Z jednej strony widzimy, że są pokrzywdzeni, także jesteśmy skłonni im kibicować. Jednak to, że stała im się krzywda, nie oznacza, że oni sami nie mają nic na sumieniu. Jakby tego było mało, za każdym razem powstaje dylemat, czy odważyć się na tak radykalny krok, jak zabójstwo, a także, czy uwierzyć na słowo nieznajomemu. Z pozoru proste sytuacje stają się zawiłe, co wciąga i nie pozwala pozostać obojętnym, także tym bardziej cieszy fakt, że seria trafia po raz drugi na polski rynek w postaci opasłych tomów i tym razem w zasadzie z gwarancją jej ukończenia. Przeszło dziesięć lat temu ten wyczyn nie udał się Mandragorze.

A jeśli już mowa o prostocie, to pozornie cechuje ona nie tylko scenarzystę, ale też rysownika. Eduardo Risso posługuje się raczej prostą, nieco kanciastą kreską opierającą się na grze światłem w czarno-białym rysunku. W tej prostocie można jednak odnaleźć bogactwo detali, zarówno jeśli chodzi o ekspresję bohaterów, z których każdy żyje swoim życiem, jak również tło, w jakim ich odnajdujemy. I tak jak Azzarello świetnie wyczuwa język ulicy, przez co wszystkie zainscenizowane sytuacje są bardzo realne, tak samo Risso wyczuwa klimat ulicy, dzięki czemu wszystkie miejsca tętnią życiem na pierwszym i drugim planie. Nieczęsto między rysownikiem i scenarzystą wyczuwa się taką chemię, jak ma to miejsce w przypadku „100 naboi”. Ale komiks nie jest dwukolorowy. Dość płaskie i blade barwy nakładane przez Granta Goleasha dopełniają całość, w pewnym sensie delikatnie tłumiąc rysunek, by ustąpił on miejsca historii. Jedynie okładki Dave'a Johnsona jakoś mnie nie przekonują, choć spośród zaprezentowanych w pierwszym tomie dziewiętnastu ilustracji, kilka się wyróżnia.

Dość szybko w trakcie lektury pojawia się wątpliwość, czy aby tajemniczy agent Graves nie ma jakiegoś interesu w tym, by nieść pomoc zwyczajnym obywatelom. Jak się bowiem okazuje, gdzieś w tle powoli budowana jest szeroko zakrojona historia związana z wpływową organizacją i tajemniczymi Minutemanami. Jak przyznał Azzarello, to właśnie ta konspiracyjna historia była motorem napędowym serii, która zakończyła się – nomen omen – na setnym zeszycie. Gdyby miało chodzić tylko i wyłącznie o kolejnych straceńców, którym z pomocą przychodzi tajemniczy anioł zemsty pod postacią siwego mężczyzny w garniturze, nie chciałby bawić się w to tak długo. Czy takie postawienie sprawy nie jest gwarancją świetnej rozrywki na kolejne miesiące? Cóż, po prostu nie sposób przejść obok tego komiksu obojętnym.

 

Tytuł: 100 naboi tom 1

  • Scenariusz: Brian Azzarello
  • Rysunki: Eduardo Risso
  • Przekład: Krzysztof Uliszewski
  • Wydawca: Egmont
  • Oprawa: twarda
  • Objętość: 456 stron
  • Format: 170x260
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • ISBN: 978-83-281-2650-3
  • Cena: 119,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus