Neil Gaiman i jego „Amerykańscy bogowie" - wszystko, co musisz wiedzieć o autorze przed premierą serialu

Autor: Piotr Kuszyński Redaktor: Motyl

Dodane: 27-04-2017 08:00 ()


Marzenia nastolatka

 

Neil Gaiman to obecnie jeden z najbardziej poczytnych twórców współczesnej fantastyki. Kontakt z prozą Anglika wspominam jako jedno z najważniejszych wydarzeń związanych z kulturą w moim życiu, mający duży wpływ na kierunek, w którym miały brnąć moje zainteresowania. Wszystko zaczęło się w 2001 roku, gdy jedno z czytanych przeze mnie czasopism dość intensywnie promowało wówczas najnowszą powieść pisarza - Amerykańskich bogów. Chwyciło mnie jak diabli.

Pierwsze wydanie Amerykańskich bogów wciągnąłem nosem i stałem się „tym namolnym kolegą ze szkoły, który wciska ci na siłę różne rzeczy”. Namawiałem na lekturę rodzinę i wszystkim ważniejszym znajomym z uporem maniaka do momentu, gdy powieść już do mnie nie wróciła. Może została zgubiona, może zniszczona, a być może po prostu powędrowała dalej. Wiem tylko tyle, że wiadomość o pracach, a następnie potwierdzenie daty premiery pierwszego odcinka serialu na podstawie ważnej dla mnie powieści obudziły we mnie tę wkurzającą cechę i ponownie pragnę wciskać wszystkim wokół Gaimana.

Drodzy czytelnicy, musicie więc wiedzieć, że poniższy tekst skierowany jest przede wszystkim do tych, którym jeszcze nie było po drodze, by sięgnąć po Gaimana, których trzeba jeszcze zachęcić, a także fanów seriali, którzy po prostu chcieliby wiedzieć, czego mogą się spodziewać po nadchodzących Amerykańskich bogach.

 

Gaiman komiksiarz

 

Świat poznał Gaimana pod koniec lat osiemdziesiątych głównie za sprawą historii komiksowych. Wcześniej parający się dziennikarstwem (recenzował filmy i powieści, napisał także książkową biografię zespołu „Duran Duran”), za komiks zabrał się pod wpływem Swamp Thing Alana Moore’a, który ostatecznie przekonał młodego Brytyjczyka, że najwyższa pora zmienić kierunek swojej kariery.

Wkrótce, obok wspomnianego już Moore’a i Granta Morrisona stał się częścią tak zwanej „British Invasion”,  będącej czasem silnych wpływów brytyjskich scenarzystów na losy amerykańskiego komiksu. Gaiman kontynuował przygody między innymi kultowego dziś Miraclemana, ale największym jego dziełem do dziś pozostaje naturalnie Sandman.

Sandman to istota znana pod wieloma nazwami, objawiająca się pod różnymi postaciami ludziom pochodzącym z wielu obszarów kulturowych. Należy on do tak zwanych nieskończonych, potężnych istot będącymi personifikacjami naturalnych sił rządzących światem.

Historie w świecie Sandmana rozgrywały się na wielu płaszczyznach. Autor z uwielbieniem odświeżał i mieszał ze sobą wierzenia i filozofie, tworząc jeden wielki kulturowy kocioł, którego elementem wspólnym był przede wszystkim władca snu. Ten, jako uosobienie oniryzmu był łącznikiem pomiędzy światem rzeczywistym a tym, co dziwne i zapomniane.

Mówiąc o twórczości Gaimana, nie sposób nie wspomnieć o Sandmanie, przede wszystkim dlatego, że jest to dzieło, które w znaczny sposób zdefiniowało kierunek, w którym miała podążać dalsza twórczość autora, bo jeśli mielibyśmy stwierdzić, że Gaiman jest mistrzem w jakiejś kategorii, to z całą pewnością byłaby to umiejętność odświeżania starych, solidnie zagnieżdżonych w kulturze motywów i sprawnego inkorporowania ich do świeżej powłoki. 

 

Gaiman pisarz

 

Gdy w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych Neil zabrał się za pisanie powieści na poważnie (w 1990 roku zadebiutował pisaną wspólnie z Terrym Pratchetem Dobrym Omenem, jednak na pierwszą samodzielną powieść czytelnicy musieli poczekać jeszcze sześć lat), to właśnie ta cecha jego historii przykuwała najbardziej, budując przy tym renomę tego autora.

Jego pierwszą dużą powieścią było Nigdziebądź, którego akcja rozgrywała się w... Londynach. Jednym była powszechnie znana stolica Wielkiej Brytanii, drugim zaś był tak zwany Londyn Pod, magiczne królestwo, które de facto było po prostu podziemiami tego pierwszego. Autor prowadził nas przez typową, żeby nie powiedzieć sztampową dla gatunku fantasy przygodę, jednak zamiast zaczarowanych lasów i królewskich dworów zaserwował swoim czytelnikom stacje metra i kanalizacje, którym nadał prawdziwie magicznych wartości.

Po Nigdziebądź jego kariera literacka nabrała rozpędu. Gaiman sukcesywnie wypełniał półki księgarni kolejnymi pozycjami, których wspólnym mianownikiem było słowo „magiczny”. W jego bibliografii można było znaleźć uwspółcześnioną wersję Alicji w Krainie Czarów (Koralina), spojrzenie na wczesne, baśniowe fantasy (Gwiezdny Pył), książki dla dzieci (Wilki w ścianach, Na szczęście mleko), czy też w końcu pozycje dla dojrzalszego odbiorcy (Amerykańscy bogowie, Ocean na końcu drogi).

Największym sukcesem na poletku literackim była wydana w 2001 roku powieść drogi Amerykańscy bogowie. Główny bohater, o dość tajemniczym imieniu Cień, tuż po wyjściu z więzienia dowiaduje się, że tak naprawdę nie ma do czego wracać. Nowy start w życiu ułatwia mu niejaki pan Wednesday, który zatrudnia Cienia jako swojego ochroniarza. Razem wyruszają w podróż po Ameryce, podczas której główny bohater przekona się, że jego kraj zamieszkują nie tylko starzy bogowie z odległych kultur, ale także i nowe bóstwa, reprezentowane przez choćby internet czy telewizje.

 

Bogowie trafiają do telewizji

 

Motyw ciągłej podróży, duża ilość barwnych postaci i rozbudowana fabuła czyniły z powieści idealny materiał do adaptacji telewizyjnej. Pierwsze pogłoski na temat planów stworzenia serialu bazującego na powieści pojawiły się już na początku dekady. Produkcji miała się podjąć telewizja HBO, a do obsadzenia głównego bohatera typowano między innymi Dwayne’a Johnsona.

O tym, czy faktycznie chciano, by gwiazdor Szybkich i wściekłych miał wcielić się w Cienia, nie jestem pewien, jednak informacja o tym, że HBO wykupiła prawa do marki, jest jak najbardziej prawdziwa. Dlaczego nic z tym nie zrobili? Wieści niosły, że stacja długo nie była zadowolona z dostarczanych scenariuszy i ostatecznie zarzuciła plany dotyczące tej serii.

Ważne było w tej sytuacji również to, że serial miał być naprawdę duży. Mówiło się o 6 sezonach po 10 odcinków, z czego każdy z nich miał kosztować stację 40 milionów dolarów, co sprawiało, że Amerykańscy bogowie byli przedsięwzięciem naprawdę ryzykownym. Warto też przypomnieć, że w międzyczasie HBO miało już za sobą pierwsze sezony Gry o Tron, która szybko stała się kasowym sukcesem i priorytetem stacji.

Bogowie mieli już spaść do telewizyjnej nicości, gdy w 2014 roku prawa do adaptacji wykupiła stacja STARZ, w Polsce kojarzona przede wszystkim jako twórcy serialowych przygód Asha Williamsa, bohatera kultowej serii Evil Dead.

Premiera pierwszego odcinka serialu odbędzie się 30 kwietnia 2017 roku. Obecnie mówi się o dwóch albo trzech sezonach składających się z ośmiu odcinków. Mówi się, że Neil Gaiman ma duży wkład w powstawanie serialu. Nie jest to pierwszy raz, gdy autor zaangażował się w tego typu produkcje. Był on autorem scenariusza do serialu Nigdziebądź produkcji BBC (to scenariusz posłużył jako baza do późniejszej powieści), a także filmu Beowulf z 2007 w reżyserii Roberta Zemeckisa. 

Nie będę też ukrywał, że nadchodząca premiera serialu jest dla mnie wydarzeniem niezwykle stresującym. Ostatecznie silny sentyment związany z pierwszą literacką miłostką nie jest dobrym doradcą, jeżeli chodzi o odbiór adaptacji. Amerykańscy bogowie mogą się okazać totalną klapą, czy to pod względem artystycznym, czy komercyjnym. Może też się okazać, że serial będzie dla Gaimana przepustką do takiej sławy, która opuści pokoje fanów fantastyki i zawita do salonów na całym świecie.


comments powered by Disqus