Recenzja książki „Koralina” Neila Gaimana
Dodane: 02-04-2009 11:00 ()
Wszyscy mówili do niej Karolina. Musiała dokonać wielkiego czynu, żeby w końcu zapamiętali, że nazywa się KORAlina.
Ta opowieść Neila Gaimana przenosi nas w świat małej dziewczynki, która wyrusza do sąsiedniej rzeczywistości, żeby uratować swoich rodziców i siebie przed strasznym losem. To Alicja w Krainie Czarów, tylko w nieco bardziej współczesnej scenerii. Spotyka na swej drodze różne mówiące zwierzęta, duchy i istoty rodem z dobrych i złych snów. Ale nie chcę niczego zdradzać i psuć Wam przyjemności z lektury.
Pochłonąłem tę książkę w ciągu jednego posiedzenia, i do tego z rumieńcami na twarzy. Kiedy skończyłem, rozejrzałem się. Nie byłem do końca pewien, czy jestem w domu, czy może w jego skrzywionej kopii. Nie potrafiłem powiedzieć, czy minęło kilka godzin, czy może kilka dni. Zacząłem snuć dziwne fantazje, że być może spędziłem nad lekturą kilka wieków i kiedy wyjdę na zewnątrz, znajdę się w obcym, fantastycznym świecie. To trwało chwilę, ale zrozumiałem, co się stało. Dałem się porwać wyobraźni! To było piękne uczucie i wszystkim go życzę.
Tak, to książka dla dzieci. Nie ma sensu ukrywać tego faktu, to nie pora na snobizm. To właśnie ten fakt sprawia, że jest taka dobra. Gdyby ta naiwna opowieść pretendowała do miana poważnej prozy, wyśmiałbym ją. Równoległe światy? Mówiący kot? Walka ze złą wiedźmą? Bzdura! Tak bym zakrzyknął. Ale nie zrobię tego, bo „Koralina” jest rozbrajająco szczera - oto bajkowa opowieść, nie wierzcie jej, tylko cieszcie się nią. Jest naturalna, i przedstawia jedną istotną prawdę o życiu: prawdziwa odwaga jest wtedy, kiedy słaby wystąpi przeciwko silnemu w obronie kogoś, kogo kocha. I drugą, jeszcze ważniejszą od poprzedniej: zło można pokonać.
Lubię Neila Gaimana za jego wyobraźnię i świeże pomysły. Sam miałem takie, kiedy byłem dzieckiem, ale nie potrafiłem ich wyrazić, a teraz, kiedy potrafię, moja wyobraźnia chyba nieco zubożała. To pewnie przez szkołę, ale mniejsza o to. Neil Gaiman jest mistrzem wyobraźni. Wprost uwielbiam jego komiksy i filmy. Opowiadania też są niezłe. Powieści - tu mam trochę inne zdanie, nie jestem wielkim fanem jego powieści. Ale jego „Koralina” to moim zdaniem istny majstersztyk. Prawdziwa uczta.
Oprócz walki dobra ze złem i niezłych pomysłów, „Koralina” to opowieść z dreszczykiem. Nie wstydzę się przyznać, że sam, w ciemnym mieszkaniu, kiedy już odłożyłem książkę, bałem się iść do łazienki ze zgaszonym światłem. Potem spojrzałem w lustro z lekkim niepokojem. W końcu nieufnie obserwowałem wiszące na ścianie klucze do piwnicy. Tak, tak, wystraszyłem się książki dla dzieci. Ale powtarzam jeszcze raz - takie są najlepsze. Odarte z pretensjonalności, udawania i snobizmu.
Jeżeli to jeszcze jest dla kogoś niejasne: polecam. Gorąco polecam. Samemu, przy nastrojowej lampce, późnym wieczorem, powoli i spokojnie. Wczytajcie się w wielkie litery, obserwujcie białe przestrzenie między nimi, i dajcie się ponieść wyobraźni. Gwarantuję, że nie doznacie zawodu. A jeśli doznacie, to może utraciliście coś bardzo cennego, co ma każde dziecko, a co wielu dorosłych sprzedaje w zamian za klatkę norm i dogmatów. Duszę? Wyobraźnię.
korekta: Elanor
Tytuł: Koralina
Autor: Neil Gaiman
Wydawca: Mag
Oprawa: miękka
Strony: 182
Dziękujemy Wydawnictwu Mag za udostępnienie książki do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...