„Nieskończona granica” - recenzja
Dodane: 25-09-2023 08:37 ()
Rok bez znaczącego wydarzenia obejmującego swym zasięgiem znaczne przestrzenie superbohaterskich uniwersów to rok de facto stracony. Tradycja ta kultywowana jest od blisko czterech dekad i niejednokrotnie przejawiała się wartościowymi, godnymi uwagi przedsięwzięciami (vide „Wojna domowa”, „Najczarniejsza noc” i „II wojna Zwiastunów”). Niestety do tej grupy tytułów nie sposób zaliczyć „Nieskończonej granicy”.
Gwoli ścisłości to przedsięwzięcie nie zalicza się również do zupełnych porażek. Niemniej po nieszczególnie przekonujących wyczynach Scotta Snydera (konkluzja „Batman Death Metal”) oczekiwać można było opowieści sensownie pomyślanej, a być może nawet porywającej, porównywalnej do tego, co Geoff Johns zaproponował w bardzo udanym „Nieskończonym Kryzysie”. Pech w tym, że w kontekście niniejszego tytułu nadzieje te nie doczekały się stosownej odpowiedzi. Choć potencjał ku temu był.
Nieprzypadkowo, bo realia kreowane „Nieskończonej granicy”, tradycyjnie już dla uniwersum DC, umiejscowiono na równoległych płaszczyznach wieloświatów. Tym bardziej że w efekcie odtworzenia całokształtu stworzenia multiwersum przyjęło strukturę sprzed pamiętnego „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach”. Tym samym skala fabularnych możliwości wykroczyła poza dotychczas znane pięćdziesiąt dwa równoległe wszechświaty oraz ich mroczne odpowiedniki, takie jak matecznik Batmana Który się Śmieje. Niezmienne jednak pozostały liczne zagrożenia, z którymi zmuszeni są borykać się m.in. przedstawiciele odtworzonego Amerykańskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwości. Wyzwanie, które przed nimi jest zresztą niebagatelne, jako że do gry wkracza sam Darkseid; do tego potężniejszy niż kiedykolwiek. Jak się zresztą wraz z rozwojem opowieści okazuje, to ledwie jedna z intryg, w które zaangażowani zostają m.in. Alan „Green Lantern” Scott, Roy „Arsenal” Harper oraz mocno odmieniony Batman. Przy czym jedna z kluczowych ról przypadła Barry’emu Allenowi. Zasadnie zresztą, bo przecież to właśnie ów jegomość zwykł być wplątywany w najbardziej przełomowe wydarzenia w dziejach uniwersum DC (wspominany „Kryzys na Nieskończonych Ziemiach” oraz „Flashpoint-Punkt krytyczny”).
Dodajmy zaangażowanego w niniejszy projekt Joshue Williamsona (scenarzystę dobrze ocenianego stażu w solowym tytule poświęconym Barry’emu), a zrozumiałym stanie się, że Szkarłatnego Sprintera debiutującego u progu Srebrnej Ery superbohaterskiego komiksu najzwyczajniej nie mogło tu zabraknąć. Stąd tempo akcji tego zbioru na ogół mknie z zawrotną prędkością, do czego pozostali scenarzyści w tym przedsięwzięciu uczestniczący najwyraźniej zmuszeni byli się dostosować. Wprost jednak stwierdzić trzeba, że niewiele sensownego z tej opowieści wynika. Zabrakło bowiem spójności oraz przekonujących ról dla większości obsady tego widowiska. O tyle to dziwi, że mocnych indywidualności tutaj nie zabrakło. A jednak w przypadku „Nieskończonej granicy” mamy do czynienia z chaotycznym przekładańcem oraz z wątkami wiodącymi ku fabularnym mieliznom i miałkości. Stąd trudno dopatrywać w tej inicjatywie twórczej potencjału do statusu historii kanonicznej, porównywalnej z „Godziną Zero” tudzież „Armageddonem 2001”. Zamiast faktycznie przełomowej i zajmującej opowieści, do której pewnego dnia chciałoby się powrócić, otrzymaliśmy historie po prostu rozczarowującą.
Nie zawiedli za to plastycy, których (jak to zresztą bywa przy takich okazjach) cały tabun (w tym m.in. dobrze znany polskim czytelnikom Phil Hester, współtwórca sukcesu serii „Green Arrow vol.3” i „Korzeni rodzinnych”) zrobili co w ich mocy, by nadać temu przedsięwzięciu wizualnego iskrzenia. Rzeczywiście fachowość wspomnianych to najmocniejsza strona tego projektu. Szkoda tylko, że do często skrupulatnie i z pomysłem rozrysowanych sekwencji zabrakło równie pomysłowych dialogów i ogólnie konceptów fabularnych.
Pozycja to okazała się zatem przysłowiową parą w gwizdek. Pomimo zaangażowania licznych (a przy tym często charyzmatycznych) osobowości oraz znamion epickości, debiut multiwersum DC w jego odrestaurowanej, niekończącej się strukturze, wypadł blado i nijako. Szkoda, bo szansę na faktycznie wyjątkową (a może nawet porywającą) opowieść były.
Tytuł: „Nieskończona granica”
- Tytuł oryginału: „Infinite Frontier”
- Scenariusz: Joshua Williamson, Brian Michael Bendis, Becky Cloonan, Michael Conrad, Geoff Johns, Phillip Kennedy, Johnson, Joëlle Jones, Stephanie Phillips, Tim Sheridan, Brandon Thomas, Geoffrey Thorne, James Tynion IV, Dan Watters
- Szkic i tusz: Xermánico , Stephen Byrne, Tom Derenick, Raul Fernandez, Phil Hester, Ande Parks, Jamal Igle, Jorge Jiménez, Joëlle Jones, Valentine De Landro, Alex Maleev, David Marquez, Alitha Martinez, Mark Morales, Jesús Merino, Inki Miranda, Christopher Mitten, Todd Nauck, Paul Pelletier, Howard Porter, Norm Rapmund, John Romita Młodszy, Klaus Janson, Rafa Sandoval, Jordi Tarragona, Dexter Soy
- Kolory: Romulo Fajardo Młodszy, Brad Anderson, Jordie Bellaire, Tamra Bonvillain, Stephen Byrne, Triona Farrell, Nick Filardi, HI-FI, Emilio Lopez, Marissa Louise, Tomeu Morey, Alejandro Sánchez, Alex Sinclair, Dave Stewart
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Story House Egmont
- Data publikacji wersji oryginalnej: 19 kwietnia 2022 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 7 grudnia 2022 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 176 x 265 mm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 348
- Cena: 139,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w mini-serii „Infinite Frontier” nr 0-6 (maj-listopad 2021) oraz „Infinite Frontier: Secret Files” nr 1 (kwiecień 2021).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus