„Kryzys na Nieskończonych Ziemiach” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 08-04-2016 21:31 ()


„Przecież to tylko komiksy”, jak miał ponoć stwierdzić Jean Van Hamme, gdy współpracujący z nim Grzegorz Rosiński zwrócił uwagę na pewne nieścisłości w serii o Thorgalu Aegirssonie. Przez wiele lat rynkowego bytu koncernu znanego obecnie jako DC Comics, zbliżoną filozofię zdawali się wyznawać zarówno wydawcy kierujący tym przedsięwzięciem jak i angażowani przez nich twórcy. 

Ta sytuacja o tyle nie dziwi, że efekt ich pracy adresowany był z reguły do młodego czytelnika, zwykle nieprzejmującego się niuansami tak cenionego przez współczesnych odbiorców kontinuum. Większość z nich traktowała komiks jako jeszcze jedną, dorywczą rozrywkę, bez nadmiernego wnikania w detale życiorysów udzielających się na ich kartach bohaterów. Nie zaskakuje zatem, że szczególnej troski nie przejawiali pod tym względem wydawcy, a ciągła rotacja wśród zatrudnianych przez nich scenarzystów również nie sprzyjała spójności formującego się uniwersum. Efemeryczny charakter wielu ówczesnych tytułów, wyrwa w ciągłości wspomnianego kontinuum spowodowana spadkiem zainteresowania konwencją superbohaterską u schyłku lat czterdziestych minionego wieku, stopniowo przejmowanie postaci z zasobu innych wydawców (np. Plastic Mana publikowanego pierwotnie przez Quality Comics) i towarzyszący tym procesom brak stosownej koordynacji spowodował nagromadzenie często sprzecznych z sobą wątków i motywów.

Temu zjawisku starano się zaradzić na różne sposoby – np. sięgając po znaną z fizyki kwantowej teorie wieloświatów (tak jak zwykł to czynić m.in. scenarzysta Gardner Fox) bądź też bezceremonialnie obchodząc niespójności szerokim łukiem. Próby porządkowania bałaganu na ograniczoną skalę podejmowali się tacy twórcy jak Tony Isabella („The Shadow War of Hawkman”) i Neal Pozner („Aquaman vol.2”). Sytuacja była jednak na tyle poważana, że wymagała całościowej modernizacji, zwłaszcza że dorastający czytelnicy oczekiwali bardziej przemyślanych fabuł. Nie spała też konkurencja. I to nie tylko Marvel, z pokaźną ofertą tytułów z udziałem m.in. Mścicieli oraz wychowanków Charlesa Xaviera. Dali bowiem o sobie znać także nowi rynkowi gracze, na czele z coraz śmielej poczynającym sobie First Comics oraz Eclipse.

Gruntowne zmiany w uniwersum DC zapowiedziano już latem 1981 r. Ogrom wyzwania sprawił jednak, że na efekt ich wdrażania trzeba było poczekać jeszcze kilka lat. Gwoli ścisłości wypada nadmienić, że niektóre serie poddano odświeżeniu względnie szybko (tak jak miało to miejsce w przypadku jubileuszowego wydania „Action Comics vol.1” nr 544 z czerwca 1983 r., w którym zaprezentowano nowe interpretacje Lexa Luthora i Brainiaca). Pełnowymiarowe przemodelowanie oferty tego wydawcy nastąpiło jednak dopiero wraz z „Kryzysem…”. Realizacje tego zamierzenia poprzedziła skrupulatna kwerenda zasobów wydawniczych DC Comics. Dzięki temu odpowiadający za fabularną stronę tego przedsięwzięcia Marv Wolfman zyskał możliwość posiłkowania się solidną dokumentacją. Sam zresztą, ujmując rzecz kolokwialnie, był nie w ciemię bity, jako że w swoim dorobku miał liczne tytuły tworzone zarówno na potrzeby Marvela („The Tomb of Dracula”, „The Amazing Spider-Man”) jak i DC. Czytelnicy szczególną atencją zwykli wykazywać zwłaszcza wobec jego dorobku w kontekście Nastoletnich Tytanów. Można bowiem śmiało rzec, że ów autor był dla tej marki równie istotny co Chris Claremont dla mutantów Marvela. Model narracji stosowany przez Wolfmana zapewne nie wzbudziłby nadmiernego entuzjazmu współczesnych wielbicieli historyjek obrazkowych. Charakteryzowała go bowiem skłonność do rozbudowanych opisów. Czynił to jednak na tyle przekonująco, że przynajmniej część jego dokonań z powodzeniem oparła się próbie czasu. Dość wspomnieć „The New Teen Titans: The Judas Contract” oraz przynajmniej niektóre opowieści z miesięcznika „Deathstroke The Terminator”. Przysłowiową perłą w koronie jego dorobku niezmiennie pozostaje „Kryzys na Nieskończonych Ziemiach”. Nie tylko ze względu na rangę przybliżonych na jego kartach wydarzeń, ale też sprawnego przetworzenia materiału wyjściowego. Tym bardziej, że zakres serii obejmował wszystkie dotychczasowe ery uniwersum DC. Ponadto zarząd wydawnictwa zażyczył sobie wkomponowanie w ramy tej opowieści postaci świeżo zakupionych od kończącego swoją działalność Charlton Comics (m.in. Questiona, Peacemakera i Kapitana Atoma).

Jako punkt wyjścia dla całości fabuły Wolfman wybrał ekspansję antymaterii anihilującej kolejne strefy całokształtu stworzenia. Nieskończoność równoległych wszechświatów stała się bowiem obiektem agresji ze strony przeciwnika o początkowo nieznanym pochodzeniu. Względnie prędko okazje się, że wraża moc ma swoje źródło w antymateryjnym wymiarze Quard (skądinąd dobrze znanym czytelnikom klasycznych przygód Hala Jordana). To właśnie z tej odległej przestrzeni wywodzi się Antymonitor, bezwzględny zdobywca dążący do wymazania istnienia całego multiversum. Co więcej czyni on to z dużym powodzeniem przez co czytelnicy stają się świadkami zagłady m.in. Ziemi-3, matecznika Syndykatu Zbrodni oraz Ziemi-6, miejsca pochodzenia Lady Quark, bohaterki, która z czasem stała się jedną z najbardziej charakterystycznych osobowości serii „L.E.G.I.O.N.”. Bezsilnym obserwatorem kolejnych katastrof jest Kell Mossa (zwany Pariasem), naukowiec, który usiłował powtórzyć eksperyment Maltusianina Krony (o czym więcej w „Green Lantern: Opowieść Gantheta”). W efekcie tego doszło nie tylko do zniszczenia jego rodzimego wymiaru, ale też Antymonitor zyskał świadomość istnienia konglomeratu wszechświatów ukształtowanych z materii. Tragedia Pariasa jest zatem podwójna. Zdaje on bowiem sobie sprawę z odpowiedzialności zarówno za śmierć wszystkich swoich pobratymców jak również kolejnych, pochłanianych przez antymaterię rzeczywistości.

Mieszkańcy wieloświatów nie zamierzają jednak stać bezczynnie w obliczu nadciągającej zagłady. Zwłaszcza, że także oni dysponują pewnymi atutami. Najważniejszym z nich zdaje się Monitor, odpowiednik antymateryjnego agresanta. Będąc świadomym nieuchronnej konfrontacji za pośrednictwem Zwiastunki zbiera on grupę wybranych superistot, które pod jego komendą zmierzą się z bezlitosnym przeciwnikiem. Wśród nich znalazło się miejsce m.in. dla podstarzałego Supermana z Ziemi-2, pełniącego wówczas funkcję ziemskiego Green Lanterna Johna Stewarta, Teda Korda alias Blue Beetle’a oraz Dawnstar z Legionu Super-Bohaterów. Istotną rolę do odegrania będzie miał również Alexander Luthor, syn Lexa Luthora i Lois Lane ocalony ze zgładzonej Ziemi-3. Oczywiście na tym nie koniec, bo do działań zmierzających na rzecz powstrzymania skutków Kryzysu włączają się niemal wszyscy herosi niezależnie od epoki i świata, w którym przyszło im żyć. Tym bardziej, że wskutek machinacji Antymonitora struktura czasu i przestrzeni ulega wymieszaniu. Stąd rzeczywistość dosłownie wariuje. W sceneriach Dzikiego Zachodu i epoki jurajskiej wyrastają futurystyczne budowle rodem z odległej przyszłości, a na nieboskłonie można ujrzeć zarówno charakterystyczny trójpłatowiec Hansa von Hammera (znanego również jako Enemy Ace) jak i nieco siermiężne gwiazdoloty, którymi zwykli się przemieszczać mieszkańcy planety Thanagar. Tego typu podejście umożliwiło udział w tej opowieści setek postaci występujących się w tytułach DC Comics na przestrzeni półwiecza funkcjonowania tego wydawnictwa. Kamandi rodem z postapokaliptycznej Ameryki, rewolwerowiec Jonah Hex, Arion, mag i władca Atlantydy z czasów na długo przed jej pochłonięciem przez odmęty oceanu, przemierzający skryte we wnętrzu Ziemi królestwa Warlord, Swamp Thing, kremlowski „gieroj” Red Star – to tylko drobna cząstka uczestników tej – nie bójmy się tego słowa – monumentalnej sagi, w której przy zachowaniu szacunku dla dokonań twórców angażowanych do rozbudowy uniwersum DC Marv Wolfman zdołał przekierować je na nowe tory. Przy czym reminiscencje wydarzeń rozgrywających się na kartach „Kryzysu…” dało się odczuć w większości tytułów rozgrywających się w ramach uniwersum DC. Zwiastunka (a niekiedy także Monitor) regularnie gościła m.in. w miesięcznikach „Green Lanten vol.2” i „The Fury of Firestorm”. Ponadto tytaniczne zmagania na rzecz powstrzymania ekspansji Antymonitora w największym stopniu odcisnęły piętno na tytułach z udziałem herosów doby Złotej Ery zamieszkujących Ziemię-2 (a zatem „All-Star Squadron”) oraz ich potomków („Infinity Inc. vol.1”). A wszystko to w trafnie uchwyconej aurze schyłkowości i bezprecedensowego zagrożenia. Dodajmy, że nie bez dotkliwych strat w szeregach superbohaterskiej społeczności.

Także w wymiarze plastycznym można śmiało rzec, że DC Comics zaproponowało to co wówczas miało najlepsze. Stąd przygotowaniem szkiców do wszystkich epizodów „Kryzysu…” zajął się George Pérez, współautor bestselerowych przygód Nastoletnich Tytanów. Ów wybór okazał się trafny nie tylko ze względu na efektowną, szczegółową kreskę tego autora, ale też owocną współprace z Marvem Wolfmanem, autorem fabuł zarówno do „The New Teen Titans vol.1” jak i „Tales of The Teen Titans”. Przy czym warto nadmienić, że ówczesna popularność wspomnianych tytułów była wówczas porównywalna z „Uncanny X-Men”, najpoczytniejszym naonczas miesięcznikiem Marvela. Pérez nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Jego skrupulatność i solidność dostrzegalna jest bowiem na każdej planszy tego albumu - nawet jeśli uprawiana przezeń stylistyka obiega od preferowanych współcześnie trendów w komiksie superbohaterskim. Poszczególne plansze tej opowieści wręcz kipią od kadrów i udzielających się w nich postaci. Nie zabrakło również epickich kompozycji, a ilustracje zdobiące okładki poszczególnych epizodów do dziś cieszą się zasłużonym uznaniem fanów (zwłaszcza epizodu siódmego).

Sukces tego twórcy nie byłby jednak pełny, gdyby nie wspierający go nakładacze tuszu. Również w ich gronie odnajdziemy najprzedniejszych fachowców tamtych czasów (m.in. Jerry’ego Ordwaya, świetnie znanego czytelnikom polskiej edycji „Supermana”). Wielbicielom ówczesnych produkcji DC Comics Dicka Giordano przedstawiać nie trzeba. Dorobek rzeczonego obejmuje setki epizodów serii tworzonych na potrzeby zarówno wspomnianego wydawcy, Marvela oraz Charlton Comics (m.in. „Judomaster”, „Love Romances” i „Adventure Comics vol.1”). Jego nieco minimalistyczny, łatwo rozpoznawalny sznyt przyozdobił szkice takich twórców jak Dan Jurgens, Neal Adams oraz Irv Novick. Niezgorzej poczynał on sobie również jako samodzielny rysownik. Nade wszystko zapisał się on jednak jako niezrównany redaktor naczelny DC Comics. Otwarty na inicjatywę twórców, uwzględniający ich sugestie i preferencje stanowił całkowite przeciwieństwo swojego odpowiednika z Marvel Comics, autokratycznego i nierzadko wręcz grubiańskiego Jima Shootera. Siłą rzeczy sprzyjało to działaniom w zakresie przemodelowania DC Comics do wymogów nowych czasów i coraz bardziej kapryśnych czytelników.

Pomimo standardowych zarzutów formułowanych pod adresem tej opowieści (anachroniczny model narracji, natłok często drugorzędnych postaci, domniemany brak znajomości tradycji przedkryzysowego uniwersum DC wśród polskich fanów superbohaterskiej konwencji) trudno nie docenić jej znaczenia. Wszak „Kryzys…” to nie tylko udana próba uporządkowania rzeczywistości pełniącej rolę tła dla fabuł z udziałem m.in. Supermana i Green Lanterna. To również wzorzec, według którego zwykło się tworzyć (rzecz jasna z uwzględnieniem wszelkich modyfikacji narracyjnych zaistniałych w toku trzech dekad od momentu pierwodruku tej opowieści) większość przełomowych wydarzeń obejmujących swym zasięgiem znaczną część danego uniwersum. Co więcej, z owych wzorców skrzętnie zwykł korzystać również największy konkurent DC Comics, a także mniejsi rynkowi gracze (by wspomnieć tego typu inicjatywy podejmowane m.in. przez Malibu i Valiant). Toteż, proszę wybaczyć truizm, ale dla wielbicieli superbohaterskiej konwencji „Kryzys…” to lektura absolutnie obowiązkowa, a zarazem autentyczna kopalnia wiedzy o historii uniwersum DC. Zwłaszcza że z post-kryzysowych popiołów wyłoniła się nowa, znacznie bardziej spójna wizja rzeczywistości kreowanej, w ramach której powstać miały najbardziej docenione tytuły tego wydawcy. Wypada zatem cieszyć się, że również polski czytelnik zyskał nareszcie możliwość zapoznania się z tą bezapelacyjnie przełomową opowieścią.

 

Tytuł: „Kryzys na Nieskończonych Ziemiach”

  • Tytuł oryginału: „Crisis on Infinite Earths
  • Scenariusz: Marv Wolfman
  • Konsultacja merytoryczna:  Peter Sanderson Młodszy 
  • Szkic: George Pérez
  • Tusz: Dick Giordano, Mike DeCarlo, Jerry Ordway i Karl Kesel
  • Kolory: Anthony Tollin, Tom Ziuko I Carl Cafford
  • Rekonstrukcja kolorów: Tom McCraw
  • Ilustracja na okładce: George Pérez i Alex Ross
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wstęp: Marv Wolfman
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska 
  • Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 7 października 2015 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 13 kwietnia 2016 r.
  • Oprawa: twarda z obwolutą 
  • Format: 18 x 27,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 392
  • Cena:  119,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w serii „Crisis on Infinite Earths” nr 1-12 (kwiecień 1985 – marzec 1986).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus