„Multiwersum” - recenzja
Dodane: 13-05-2020 21:11 ()
Od czasów Srebrnej Ery superbohaterskiego komiksu pojęcie wieloświatów miało dla uniwersum DC fundamentalne wręcz znaczenie. Stało się tak za sprawą cenionego scenarzysty Gardnera Foxa, znanego także ze swych stricte literackich utworów przynależnych gatunkowo fantastyce naukowej (m.in. powieści „Escape Across the Cosmos” i „The Arsenal of Miracles”). Nie zaskakuje zatem okoliczność, że chętnie czerpał on z przebogatych zasobów science fiction i to właśnie za jego sprawą idea tzw. multiwersum zawędrowała również do produkcji wydawnictwa National Comics (czyli właśnie DC).
Miało to miejsce w historycznym epizodzie serii „The Flash vol.1” nr 123 z września 1961 r. (a zatem ledwie dwa lata po akceptacji teorii wieloświatów przez środowiska akademickie), na którego to kartach Barry Allen (Flash okresu Srebrnej Ery) miał sposobność napotkać Jaya Garricka, oryginalnego Szkarłatnego Sprintera. Tym samym Fox, weteran pracy nad takimi tytułami z lat 40. XX w. jak „Adventure Comics vol.1”, a nade wszystko „Flash Comics”, zgrabnie połączył Złotą Erę z komiksową „rzeczywistością” wczesnych lat 60. Recepcja ze strony czytelników okazała się wręcz entuzjastyczna, co zapewniło swoisty drugi żywot przedstawicielom Amerykańskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwości (m.in. Alana „Green Lanterna” Scotta, Cartera „Hawkmana” Halla i ukrywającego się pod pseudonimem Doktor Fate Kenta Nelsona). Publikowane w miesiącach letnich fabuły ze wspólnym udziałem herosów zamieszkujących równoległe względem siebie Ziemię-1 i Ziemię-2 cieszyły się wielką popularnością, a próbkę tych opowieści polski czytelnik miał okazję rozpoznać za sprawą „Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics” (dodatkowe historie w tomach 64 i 70).
Jak czas pokazał, był to ledwie początek fenomenalnej wręcz kariery tego konceptu, który z jednej co prawda strony zapewnił scenarzystom angażowanym przez DC Comics ogromne możliwości twórcze. Z drugiej natomiast, z racji niewystarczającej koordynacji ich pracy, doprowadził do licznych sprzeczności w ramach ogólnego kontinuum realiów przedstawionych z udziałem m.in. Wonder Woman, Supermana i Batmana. Swoiste wielkie sprzątania – w tym zwłaszcza „Kryzys na Nieskończonych Ziemiach” oraz „Nieskończony Kryzys” – nie tylko (względnie) uporządkowały owo kłębowisko wątków i motywów, ale też równocześnie znacząco rozwinęły pierwotny zamysł Gardnera Foxa. Kilka lat temu już na etapie ery „Nowego DC Comics!” z owym zagadnieniem zdecydował się zmierzyć dobrze znany wielbicielom superbohaterskiej konwencji Grant Morrison. Zresztą już co najmniej od schyłku minionego wieku sygnalizował on decydentom DC Comics swoją wolę i ochotę na rzecz kompleksowego zaprowadzenia nowego ładu w tym właśnie uniwersum (ponoć na obraz i podobieństwo formuły znanej ze stronic nieco późniejszego „All-Star Superman”), a sygnowany jego nazwiskiem „Ostatni Kryzys” z lat 2008-2009 można potraktować jako przejaw tych właśnie ambicji. O ile owo przybliżone w latach 2008-2009 wydarzenie okazało się nie w pełni przekonującą wizją całokształtu stworzenia w ramach uniwersum DC, o tyle jego drugie podejście do tegoż tematu zebrane w albumie zatytułowanym nomen omen „Multiwersum” wypadło zdecydowanie lepiej.
Jak zapewne nietrudno się domyślić na względnie trwały spokój w ramach tytułowej mega-sfery nie ma co liczyć. Stąd w części z równoległych mateczników ludzkości (m.in. na zamieszkiwanej przez Stowarzyszenie Superbohaterów Ziemi-20) dają o sobie znać zwiastuny zagłady obejmującej swym zasięgiem więcej niż tylko jeden wszechświat. Brzmi nieprzesadnie oryginalnie? Być może. Sęk w tym, że „Szalony Szkot” nieprzypadkowo nosi ów przydomek. Toteż nawet jeśli zlecone mu zadanie nosi znamiona do bólu sztampowego, to spodziewać się można efektu w najgorszym razie osobliwego. W najlepszym zaś przejawu znakomitej formy tego nieszablonowego kreatora fabuł, której nie raz przecież dawał on wyraz. Jak już chwilę temu zasugerowano, tym bardziej cieszy okoliczność, że w przypadku „Multiwersum” mamy do czynienia z drugą z wymienionych opcji. Stąd już za sprawą początkowych sekwencji szanowny pan autor podejmuje przewrotną grę z czytelnikiem. Do tego stanowiącą swoistą inwersję „chwytu” zastosowanego przezeń w klasycznym już „Animal Manie” (polska edycja jeszcze w tym roku!). Ta okoliczność rychło okazuje się otwarciem zarówno głównej intrygi (tj. kolejne, niemal omnipotentne licho z zapałem godnym lepszej sprawy, drąży konglomerat wszechświatów), jak i prezentacji mieszkańców zaangażowanych w nią poszczególnych „stref” multiwersum. Nic zatem dziwnego, że kolejne epizody tego przedsięwzięcia rozgrywają się m.in. w zamieszkiwanym przez tzw. Rodzinę Marvela „Świecie Gromu”, Ziemi-X (alias Ziemi-10), w której to rzeczywistości państwa Osi zwyciężyły w II wojnie światowej (notabene nie bez pomocy z „zewnątrz”) oraz szczególnie istotnej dla rozwoju fabuły Ziemi-42.
Wprost przyznać trzeba, że gdziekolwiek się udajemy „sprawca” tej realizacji snuje swą opowieść wartko, sprawnie i nie szczędząc często znakomitych wręcz pomysłów. Dość wspomnieć, że część z przedstawionych tu rzeczywistości kreowanych spokojnie mogłaby posłużyć za „bazę wyjściową” dla pełnowymiarowych serii lub co najmniej skumulowanych do kilku odcinków fabuł. Tak się niestety nie stało, mimo że mniej więcej rok po publikacji „Multiwersum” Morrison pracował nad projektem niezrealizowanego miesięcznika „The Shazam Family”. Pomimo nasycenia w mnogość konceptów oraz zawirowania fabularne typowe dla twórczości rzeczonego scenarzysty całość realizacji sprawia wrażenie w pełni klarownej, a poszczególne prezentacje tej swoistej „galerii” wieloświatów przyswaja się wręcz jednym tchem. Zapewne z tego względu, że obok owej interakcji zaproponowanej potencjalnemu czytelnikowi pan autor ani na chwilę nie tracił ze swego horyzontu stricte rozrywkowej funkcji tego utworu.
Podobnie jak we wcześniejszych realizacjach Granta Morrisona (w tym m.in. „JLA” i „Doom Patrol”) także tym razem nie omieszkał on uzupełnić swoich fabuł o wysublimowany, acz niekiedy zgryźliwy humor. Do tego nie tylko pod adresem schematów fabularnych, niekiedy do znużenia powielanych w superbohaterskich produkcjach (nie wyłączając przy tym także siebie samego), ale też części czytelników. Znać bowiem odrobinę kąśliwości adresowanej przez autora ku tej części czytelniczej braci, której zblazowanie oraz niemal programowa skłonność do kontestowania często bardzo udanych utworów na własne życzenie odbiera im możliwość ich trzeźwej oceny. Oczywiście chcącemu nie dzieje się ponoć krzywda i każdy może sam sobie szkodzić, jak mu to dyktuje jego osobista fiksacja. Niemniej Morrison, jako osobnik obdarzony nietuzinkowym (i uszczypliwym zarazem) poczuciem humoru, najwyraźniej nie zamierzał przegapiać okazji, by owych „ekspertów” odrobinę wyszydzić. Zresztą już tylko epizod osadzony w realiach Ziemi-16 to de facto zgrabna satyra na współczesnych „autolubisiów” określanych m.in. terminem pokolenia „Brawo Ja”.
Stwierdzić, że udzielający się przy tym projekcie artyści mocno się napracowali, byłoby co najwyżej eufemizmem. Bowiem istny batalion specjalistów od kreski i plamy, którym zlecono zmierzenie się z pochodną procesów myślowych Morrisona, wykonał zjawiskową wręcz pracę. Dotyczy to zwłaszcza Franka Quitely’ego, dobrego znajomego „Szalonego Szkota” (więcej szczegółów na kartach m.in. „New X-Men: Z jak Zagłada” oraz „WE3”), któremu w tym akurat przedsięwzięciu przypadło zadanie szczególnie znamienne. Zyskał on bowiem sposobność, by prezentując realia Ziemi-4 zwizualizować hipotetyczną, pierwotną formułę „Strażników” Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa. Ta bowiem, na wczesnym etapie powstawania scenariusza, roboczo zatytułowana „Who Killed The Peacemaker?”, posłużyć miała wkomponowaniu herosów wydawnictwa Charlton Comics w ramy uniwersum DC. Z pewnego, niewątpliwie istotnego względu stało się jednak inaczej, przez co m.in. Blue Beetle ewoluował w Nocnego Puchacza, Question w Rorschacha, a Kapitan Atom w Doktora Manhattana. Trzeba przyznać, że Quitely nie dał się przesadnie prosić i do powierzonej mu części zadania przyłożył się z pełną mocą swojego talentu i warsztatu. Dość wspomnieć, że już tylko pierwsza sekwencja to istny majstersztyk plastyczny i narracyjny, a dalej – zarówno pod względem precyzji kreski, jak i metody kadrowania - jest niezgorzej. Animacyjna maniera Camerona Stewarta („Kapitan Marvel i dzień, którego nie było”) to siłą rzeczy zdecydowanie odmienna, acz w swojej klasie nie mniej mistrzowska jakość. Jim Lee, Doug Mahnke czy Ivan Reis to nazwiska (czy wręcz marki), których wielbicielom fachowo i brawurowo zilustrowanego „superhero” przedstawiać nie trzeba. Delikatnie rzecz ujmując, panowie nie raz i nie trzy wykazali, że są właściwymi osobami na właściwych miejscach i nie inaczej sprawy mają się także tym razem. Stąd warstwę plastyczną „Multiwersum”, stylistycznie zróżnicowaną i zarazem staranną, z pełnym przekonaniem można uznać za cieszące oko dopełnienie tego wyjątkowego projektu.
Czas pokazał, że konceptualizacja idei konglomeratu równoległych wszechświatów w wykonaniu Morrisona okazała się wpływową i obowiązującą. Co prawda na kartach „Batman Metal” (a także kontynuującej główne wątki tego wydarzenia serii „Liga Sprawiedliwości”) zaczęli już przy niej majstrować Scott Snyder i James Tynion IV. Niemniej ma to miejsce w zakresach wyznaczonych przez importowanego ze Szkocji fachowca od „zakręconych” fabuł. Z tego względu fani uniwersum DC sporo zyskają, rozpoznając niniejszy tytuł. Choć oczywiście nie tylko oni, bo rzecz jest godna uwagi ogólnie wielbicieli pieczołowicie konstruowanych opowieści.
Przynajmniej na ten moment „Multiwersum” okazało się dla piszącego te słowa najbardziej satysfakcjonującą (by nie rzec, że wręcz porywającą) komiksową lekturą tego roku. Zapewne w toku kolejnych miesięcy nie zabraknie następnych, być może jeszcze bardziej fascynujących utworów. Już teraz jednak zaryzykować można twierdzenie, że całościowa wizja wieloświatów DC w wykonaniu „Szalonego Szkota” ma sporą szansę, by odnaleźć się w zestawieniach najciekawszych tytułów za bieżący rok. I co więcej, całkowicie zasłużenie.
Tytuł: „Multiwersum”
- Tytuł oryginału: „The Multiversity”
- Scenariusz: Grant Morrison
- Szkic: Ivan Reis, Chris Sprouse, Ben Oliver, Frank Quitely, Cameron Stewart, Andrew Robinson, Ben Oliver, Brian Hitch, Chris Burnham, Dan Jurgens, Declan Shalvey, Evan Shaner, Gary Frank, Giuseppe Camuncoli, Jake Wyatt, Jeff Johnson, Jon Bogdanove, Juan Jose Ryp, Kalman Andrasofszky, Kelley Jones, Mike Hawthorne, Nicola Scott, Paulo Siqueira, Todd Nauck, Yildiray Cinar, Andy McDonald, Brett Booth, Cameron Stewart, Darwyn Cooke, David Finch, Duncan Rouleau, Emanuela Lupacchino, Gene Ha, Jae Lee, Jed Dougherty, Klaus Janson, Marcus To, Pete Woods, Phil Jimenez, Scott Hepburn, Jim Lee, Doug Mahnke
- Tusz: Joe Prado, Jaime Mendoza, Eber Ferreira, Karl Story, Walden Wong, Ben Oliver, Cameron Stewart, Norm Rapmund, Richard Friend, Trevor Scott, Mark Irvin, Scott Williams, Sandra Hope, Christian Alamy, Keith Champagne, Jaime Mendoza, Mark Irvin
- Kolory: Nei Ruffino, Dan Brown, Blond, Jason Wright, Dave McCaig, Nathan Fairbairn, Alex Sinclair, HI-FI, Marcelo Maiolo, Peter Pantazis, Sonia Oback, Tomeu Morey, Andrew Dalhouse, Gabe Eltaeb, Jordie Bellaire, June Chung, Jeremy Cox, David Baron, Gabe Eltaeb
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
- Posłowie: Kamil Śmiałkowski
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 27 października 2015 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 29 kwietnia 2020 r.
- Oprawa: twarda ze „skrzydełkami”
- Format: 18,5 x 28 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 436
- Cena: 144,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w mini-serii „The Multiversity” nr 1-2 (październik 2014 i czerwiec 2015) oraz wydań specjalnych „The Multiversity: The Society of Super-Heroes” nr 1 (listopad 2014), „The Multiversity: The Just” nr 1 (grudzień 2014), „The Multiversity: Pax Americana” nr 1 (styczeń 2015), „The Multiversity: Thunderword Adventures” nr 1 (luty 2015), „The Multiversity Guidbook” nr 1 (marzec 2015), „The Multiversity: Mastermen” nr 1 (kwiecień 2015), „The Multiversity: Ultra Comics” nr 1 (maj 2015).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus