„JLA: Amerykańska Liga Sprawiedliwości” tom 2 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 26-05-2016 15:40 ()


Gdyby pewnego dnia rozpisano konkurs na twórcę najbardziej osobliwych superłotrów, Grant Morrison miałby pełne szanse, aby załapać się do ścisłej czołówki. W jego dorobku nie brakuje bowiem indywiduów, których zarówno wizerunek jak i profil osobowościowy wyraźnie odbiegają od standardów przyjętych dla superbohaterskiej konwencji. Obraz olejny, który zjadł Paryż czy powstały w sferze idei świat, który za pośrednictwem swoich emisariuszy wycina fragmenty naszej rzeczywistości to tylko pierwsze z brzegu przykłady.

W serii o przygodach Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości szkocki scenarzysta nie pozwolił sobie co prawda na tak wiele ekstrawagancji jak w przypadku „Doom Patrol vol.2” (bo właśnie tam udzielały się wspomniane istoty), niemniej także w cyklu z udziałem drużyny dowodzonej przez Supermana odnajdujemy wraże osobowości, które na pierwszy (a nawet drugi) rzut oka sprawiają wrażenie wręcz kuriozalnych. Sęk w tym, że pomimo przypisywania Morrisonowi famy ekstatycznego wariata, rzeczony doskonale wie co robi i w przemyślany sposób użytkuje swoje koncepty.

Tak też jest w niniejszym, drugim wydaniu zbiorczym „JLA”, gdzie istotną rolę do odegrania przeznaczono debiutującemu Prometeuszowi, postaci o wizerunku co najmniej dyskusyjnym. To właśnie ów dysponujący pozaziemską technologią osobnik popada w obsesję na punkcie Ligi Sprawiedliwości. Niby standardowo, a jednak próżno doszukiwać się w tej historii sztampy. Wywołana przez Prometeusza konfrontacja zawiera w sobie co najmniej kilka niespodzianek, a przy tym nie zabrakło w niej trafnie dozowanych akcentów humorystycznych. Niewiele gorzej rzecz się ma w fabule przybliżającej kulisy spotkania pomiędzy Ligą z WildC.A.T.s, swego czasu jedną z czołowych drużyn wczesnego Image Comics. Wydawać by się mogło, że ów tytuł to jedna z wielu ówczesnych inicjatyw (by wspomnieć chociażby „DC vs. Marvel Comics” z 1996 r.), mających na celu skumulowanie zainteresowania fanów dwóch różnych formacji (a tym samym podwoić zyski ze sprzedaży). Grant Morrison jest jednak zbyt wytrawnym graczem by pozwalać sobie na suflowanie fanom swej twórczości półproduktu z udziałem bezsensownie okładających się herosów. Co prawda również i tutaj nie brak takich scen. Stanowią one jednak margines całej opowieści, w której nie brakuje intrygujących pomysłów oraz kolejnych dowodów na wnikliwie rozeznanie wspomnianego autora w niuansach uniwersum DC (jak chociażby krótki występ Marcusa Aeliusa jeszcze przed przyjęciem przezeń tożsamości Alpha Centuriona). Co więcej i o dziwo nawet tak płytkie osobowości jak przedstawiciele WildC.A.T.s w wykonaniu Morrisona zyskują na charakterologicznym potencjale.

Przeważającą część niniejszego albumu wypełnia opowieść o zmaganiach Ligi z reaktywowanym przez Lexa Luthora Gangiem Niesprawiedliwości. Do spółki m.in. z Jokerem, Władcą Luster i czarownicą Kirke usiłuje on ostatecznie rozprawić się z problematycznymi herosami, stosując tym razem metody sprawdzone w ramach działalności biznesowej. Jego plan, owszem imponuje. Pech w tym, że po drugiej stronie barykady prezes LexCorpu ma do czynienia z równie sprawnym rekinem biznesu w osobie Bruce’a Wayne’a. Zanim jednak dojdzie do rozstrzygnięcia tej emocjonującej rozgrywki, czołowi gracze Ligi chwilowo zmuszeni będą ustąpić miejsca swoim mniej popularnym kolegom, co zaowocowało udanym kwestiami Azteka, Aquamana i Connora „Green Arrowa” Hawke’a. Owa fabuła to również okazja do obecności Darkseida, niektórych przedstawicieli Nowych Bogów oraz wdrożenia zabiegu fabularnego, który sprawdził się m.in. w takich opowieściach jak „Ród M”, „Age of Apocalypse” i spolszczona nie tak dawno temu „Era Ultrona”. Przy czym Morrison ani myśli żałować wyszukanych konceptów i częstokroć pozornie niedorzecznych idei, udowadniając po raz kolejny, że jest on chodzącym gejzerem pomysłów. Do tego wykazującym szacunek dla dokonań kilku pokoleń autorów współtworzących uniwersum DC. To zresztą ciekawe zjawisko samo w sobie, że pomimo wprzęgnięcia w korporacyjne tryby Morrison potrafił pozostać sobą i nie zatracić fascynacji superbohaterską konwencją. Nie zabrakło ponadto aluzji do rozgrywających się równolegle z tą serią (bądź też tuż przed jej startem) wydarzeń na skale całokształtu tej rzeczywistości kreowanej. Stąd wzmianki o ówczesnym władcy piekła Neronie („Underworld Unleashed”), pojawienie się Takiona (więcej na jego temat w mini-serii „Genesis”) oraz zapowiedź wyzwania pochodzącego z odległej przyszłości („DC One Million”).

W wymiarze wizualnym drugi tom „JLA” można śmiało uznać za esencję trendów dominujących w komiksie superbohaterskim schyłku XX w. Na obecnym etapie nie brakuje krytycznych ocen maniery przejawianej zarówno przez Howarda Portera (głównego rysownika tej serii), jak i wspomagających go plastyków. W przekonaniu piszącego te słowa są one z reguły niezasłużenie krzywdzące i formułowane na wyrost. Jaskrawa kolorystka, efekciarskie przekształcenia proporcji, rozbuchane wzornictwo i aż nazbyt wyszukane pozy uczestników tych opowieści – wszystkie te elementy były wówczas cenione przez przeważającą część ówczesnych odbiorców superbohaterskich produkcji i nie można mieć pretensji do twórców, że starali się wyjść naprzeciw zapotrzebowaniu rynku. Z dzisiejszej perspektywy łatwo jest formułować tego typu krytykę. Tymczasem wówczas (tj. w 1997 i 1998 r.) rezonans ekspansji Image Comics (to właśnie owo wydawnictwo przyczyniło się do przeforsowania tego typu trendów) był nadal mocno odczuwalny i kto chciał utrzymać się na coraz trudniejszym rynku nie mógł pozwolić sobie na ich bagatelizowanie.

O ile potencjalny czytelnik może zgłaszać obiekcje wobec warstwy plastycznej tej serii, o tyle raczej nie powinno być większych problemów z przyswojeniem prezentowanych w niej fabuł. Tak jak wyżej zasygnalizowano, ich pomysłodawca nie szczędził swej kreatywności, a jego pomysły na ogół zachowują swój potencjał rozrywkowy. Ogólnie seria „JLA” jest jedną z tych, które z powodzeniem oparły się próbie czasu i nadal okazują się satysfakcjonującą lekturą. Pytanie tylko, czy oprócz zebranych w czterech tomach dokonań Morrisona doczekamy się również ich rozwinięcia w wykonaniu m.in. Marka Waida, Joe Kelly’ego i Chrisa Claremonta. Oby tak się stało, a póki co we wrześniu kolejna odsłona polskiej edycji tego cyklu.

 

Tytuł: „JLA: Amerykańska Liga Sprawiedliwości” tom 2

  • Tytuł oryginału: „JLA: The Deluxe Edition Volume Two”
  • Scenariusz: Grant Morrison
  • Szkic: Howard Porter, Val Semeiks, Arnie Jorgensen, Gary Frank i Greg Land
  • Tusz: John Dell, Kevin Conrad, David Meikis, Ray Kryssing, Bob McLeod, Mark Pennington
  • Kolory: Pat Garrahy, James Sinclair
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Uliszewski
  • Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data premiery wersji oryginalnej: 24 czerwca 2009 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 18 maja 2016 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17,5 x 26,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 336
  • Cena: 99,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano w miesięczniku „JLA” nr 10-17 (późny wrzesień 1997 – kwiecień 1998) oraz „JLA New Year’sEvil– Prometheus” nr 1 (luty 1998), „JLA/WILDC.A.T.s” nr 1 (wrzesień 1997).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus