"Era Ultrona" - recenzja
Dodane: 25-01-2016 23:19 ()
W ramach Marvel Now wydawnictwo Egmont przygotowało pierwszy komiksowy event, prezentujący historię w oderwaniu od pozostałych serii ukazujących się obecnie na naszym rynku. „Era Ultrona”, mimo że jej tytuł został wykorzystany na potrzeby drugiej części kinowych „Avengers”, niewiele ma wspólnego z fabułą filmowego blockbustera. Niewątpliwie jest to jeden z plusów tego albumu. Ultrona zalicza się najbardziej zaciekłych wrogów Mścicieli. Sztuczna inteligencja stworzona przez Henry’ego Pyma, która postanowiła sprzeciwić się woli stwórcy i zgładzić ludzkość. Super intelekt ciągle się doskonalący, zawsze o krok przed swoimi rywalami, na pewno jest wymagającym przeciwnikiem.
Bendis sprytnie wyrzucił poza główny wir akcji samego Ultrona, skupiając się na mrocznych czasach będących pokłosiem jego triumfu. Zabieg z rodzaju tych błyskotliwych, zmuszający herosów Marvela do szukania sposobu naprawienia przyszłości, a nie jedynie do radosnej nawalanki. Autor serwuje nam komiks o ponurej, postapokaliptycznej wizji, w której bohaterowie muszą pokonać przeciwnika, którego de facto nie ma.
Twórca „Ultimate Spider-Mana” z łatwością rozpisuje przypadki poszczególnych bohaterów, niekiedy przecenia możliwości postaci, jak w przypadku Nicka Fury’ego, ale czyni to w ramach zabawy superbohaterską konwencją. Fabuła jest wciągająca, a twisty pozwalają utrzymać napięcie na zadowalającym poziomie. W oczy na pewno rzuca się wtórność, bowiem autor, mimo że z powodzeniem, to jednak poddaje recyklingowi dobrze znane motywy. Ponownie trzeba ratować sytuację przed przyszłością, a osobą najbardziej odpowiednią do tego zadania jest naczelny enfant terrible uniwersum Marvela, czyli Wolverine’a. Na szczęście w tym tyglu pomysłów, zapożyczeń, hołdów, gdzie nawiązania do „Days of Future Past” czy „Staruszka Logana” są aż nader widoczne, Bendis nie zapomina o swoim autorskim sznycie. Potrafi zaskoczyć, wprowadzić lekki chaos, a przy tym wyeksponować bohaterów raczej niewychylających się poza szereg superbohaterskiego mięsa armatniego. Szkoda, że efektowne misje członków drugiego garnituru Avengers niekiedy są okraszone błędami logicznymi tudzież autor nic sobie nie robi z paradoksów czasowych, radośnie pozwalając herosom podróżować poprzez czas i przestrzeń. Jego zadanie ogranicza się do dostarczenia wysokooktanowej akcji, rozrywki na najwyższym poziomie, co wychodzi mu kolejny raz.
Motywacje i działania pozostałych szwarccharakterów, mające na celu ich bezpieczną egzystencję podczas rządów Ultrona, potraktowane powierzchownie i pozbawione sensu, są tylko impulsem dla działań ziemskich herosów. Fabularne wolty Bendisa tworzą jednak całkiem zgrabną wizję dystopii, w której mamy pokazany świat, jaki nastał po zdławieniu problemu Ultrona w samym zarodku. Takie, co by było, gdyby. Autor stawia pytania o moralne aspekty niepopularnych decyzji, zrzucając brzemię odpowiedzialności na porywczy i brutalny charakter Logana, wspieranego przez niezbyt silny głos rozsądku w postaci Sue Storm. Jednak ciekawe jest samo założenie dopuszczenia się czynu etycznie potępianego, w celu zmiany przyszłość. Jak pokazuje Bendis, mieszanie w czasie nie zawsze daje spodziewane rezultaty, a naprawa kolejnych błędów może kosztować znacznie więcej.
Graficznie album składa się z dwóch części. Za pierwszą odpowiada Bryan Hitch, którego rysunki w połączeniu z mroczną stylistyką nadają pesymistycznego wyrazu zagubionym w swojej misji bohaterom, a jednocześnie udanie portretują świat przyszłości opanowany przez ultronopodobne machiny. Widać jednak, że Hitch czuje się znacznie lepiej w pokazywaniu interakcji między postaciami, niż w obrazowaniu epickich wybuchów czy stosów trupów. Z kolei za wojaże Logana i pierwszej matki Marvela odpowiada Brandon Peterson, którego ilustracje, po części mające charakter retrospektywny również udanie wpisują się w niniejszą historię. Ostatni zeszyt przynosi nam już zlepek grafik różnych autorów, który nie wypada już tak dobrze jak niegdyś finałowy epizod „Avengers Disassembled”. Może, dlatego, że widać tu znamiona pośpiechu zwłaszcza u Alexa Maaleva znanego z dopracowanego i rozpoznawalnego stylu.
Podsumowując, widać, że kilka pomysłów było świeżych, pozwalających napisać zajmujący thriller, ale Bendis pogubił się odrobinę w superbohaterskiej materii, decydując się na rzeczy nielogiczne lub zwyczajnie ignorując wszystkie reperkusje związane z paradoksami czasowymi, zrzucając ich skutki na fantastyczny sztafaż widowiska. Może na papierze wygląda to składnie, ujęte ze stosownym rozmachem, ale po głębszym wczytaniu i analizie niektórych scen, zbyt wiele autor pozostawia na pastwę deus ex machin.
Niewątpliwie Bendis jest o wiele bardziej sprawnym scenarzystą jak ma do czynienia ze złożoną narracją, skupiającą się na kilku postaciach, niż kiedy ma odpowiadać za kohorty bohaterów nie bardzo wiedząc, co z niektórymi zrobić. Dlatego też kameralne i solowe przygody w „Erze Ultrona” śledzi się zdecydowanie lepiej niż całostronicowe próby rozwikłania intrygi z udziałem wszystkich najważniejszych herosów Marvela. Niestety, jest to bolączka podobnych historii, gdzie ich rozmach i widowiskowość niekiedy przesłaniają istotne aspekty fabuły. Bo przecież główny zamysł Bendisa z pokazaniem alternatywnych linii czasu, wynikający z podjęcia moralnie wątpliwych decyzji, należy uznać za słuszny (znany między innymi z drugiej części „Powrotu do przyszłości”). W tym przypadku wykonanie i wykończenie dzieła pozostawia uczucie niedosytu, co nie oznacza, że jako czysta rozrywka „Era Ultrona” nie spełnia swojego zadania. Bendisa jednak stać na znacznie więcej.
Tytuł: "Era Ultrona"
- Scenariusz: Brian Michael Bendis
- Rysunek: Bryan Hitch, Brandon Peterson, Alex Maleev, Joe Quesada, Carlos Pacheco, David Marquez, Butch Guice
- Kolory: Paul Mounts
- Tusz: Paul Neary
- Wydawnictwo: Egmont
- Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
- Liczba stron: 288
- Format: 165x235 mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Data wydania: 27.01 2016 r.
- Cena: 69,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus