„Ostatni Kryzys” - recenzja
Dodane: 15-03-2019 21:51 ()
Określenie Granta Morrisona mianem twórcy oryginalnego (a nawet na swój sposób osobliwego) to truizm pełną gębą. Wie to każdy, kto miał choćby śladową styczność z pochodną jego wyobraźni. Tej zaś u nas coraz więcej – w tym już niebawem znakomity „Doom Patrol” – co przynajmniej piszącego te słowa może tylko cieszyć. Równocześnie trudno ignorować głosy tej części czytelniczej braci, która zwykła zwracać uwagę, że obok tak udanych prac jak „All-Star Superman”, „Batman: Azyl Arkham” i We3” szkockiemu wirtuozowi pióra przytrafiały się również nie zawsze udane realizacje.
Tak się sprawy miały w przypadku zaprezentowanego także u nas stażu rzeczonego na kartach „Action Comics vol.2”, na naszym gruncie raczej chłodno odebranym. Mieszane odczucia wzbudziła również „JLA: Ziemia Dwa” oraz zaprezentowane w ramach kolekcji „Superbohaterowie Marvela” perypetie Marvel Boya. Nic to jednak w zestawieniu z opiniami dotyczącymi „Ostatniego Kryzysu”, wydarzenia, które nie tylko miało na celu wstrząsnąć posadami całokształtu stworzenia w ramach uniwersum DC, ale też zwieńczyć dokonania twórców kanonicznego „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach” oraz na ogół cenionego „Nieskończonego Kryzysu”. Morrison zdecydował się bowiem raz jeszcze udowodnić, że obdarowanie go mianem „Szalonego Szkota” nie było przypadkiem…
Po latach zmagań z mnogością zagrożeń godzących w strukturę czasoprzestrzeni, nierzadko zresztą okupionych niepowetowanymi stratami (vide destrukcja nieskończonej ilości wszechświatów równoległych dokonana przez opętanego rządzą niszczenia Antymonitora) wszystko wskazuje, że delikatna równowaga pomiędzy potęgami zła a usiłującymi je okiełznać oponentami szerzenia chaosu została nieodwracalnie zaburzona. Powodem tego stanu rzeczy jest klęska zamieszkujących świat Nowej Genezy tzw. Nowych Bogów, dotąd skutecznie (choć nie bez trudu) opierających się agresywnym zakusom despotycznego władcy planety Apokalips w osobie Darkseida. Pożądane równanie antyżycia zostało przezeń w końcu uzyskane i tym samym los jego wrogów został przesądzony. Wydawałoby się zatem, że nawet herosi skupieni na odległej plancie Sol III (taką nazwę nosi w bazach danych pozaziemskich cywilizacji Ziemia) nie będą już władni powstrzymać rzeczonego tyrana… Wojna o wszystko została bowiem już przegrana, a jedyne co wchodzi w grę to próba choćby minimalnego ograniczenia rezonansu tego konflikt…
Morrison nie raz i nie trzy dawał do zrozumienia, że konwencje superbohaterską postrzega w kategorii współczesnego substytutu dawnych systemów mitologicznych rojnych od bóstw, herosów, a także nad wyraz problematycznych istot. Niby interpretacja to nie nowa, a jednak chyba nikt inny nie skonceptualizował jej tak spójnie i kompleksowo jak właśnie wspomniany scenarzysta (o czym więcej w jego swego czasu planowanej do wydania w Polsce książce pt. „Supergods”). Równocześnie raz za razem daje się on poznać nie tylko jako wprawny spec od ujmowania zawirowań wyobraźni w ciąg słów, ale też po prostu nieuleczalny wręcz entuzjasta przywołanej chwilę temu konwencji. Wszak permanentne odniesienia do dorobku jego poprzedników w rolach kreatorów przypadków m.in. Supermana, Batmana i Wonder Woman to wręcz stałe prawidło jego stylu. Dość wspomnieć wzmiankowany wyżej miesięcznik „Action Comics vol.2” pod jego pieczą wręcz tętniący od nawiązań do przygód Człowieka ze Stali, które „Morri” miał sposobność czytywać w wieku wczesnomłodzieńczym oraz niewiele późniejszym. Nic zatem dziwnego, że nie pominął on w swoich odniesieniach także dokonań Jacka Kirby’ego z okresu współpracy „Króla” z DC Comics. Stąd to właśnie koncept tzw. Czwartego Świata (to właśnie w jego ramach zaistnieli Nowi Bogowie oraz ich nemezis rodem z Apokalips) stanowi faktyczne sedno tej opowieści, a równocześnie próbę realizacji pierwotnego zamierzenia Kirby’ego. Planował on bowiem „zużytkować” Nowych Bogów jeszcze w trakcie swojej pracy na potrzeby Marvela. Im to właśnie przypaść miał status następców zgładzonych w efekcie najazdu Lokiego i płomiennych gigantów Asów (zob. „Thor: Ragnarok” – „Wielka Kolekcja Komiksów Marvela” t. 89) właśnie jako bóstw nowego typu, powstałych już tylko dzięki wyobraźni nieprzecenionego współtwórcy uniwersum Domu Pomysłów. Nie było mu to jednak dane (z różnych względów; głównie braku satysfakcji finansowej, Kirby podpisał w 1970 r. kontrakt z głównym konkurentem swego dotychczasowego pracodawcy) i tym samum Metron, Orion, Lightray oraz pozostali przedstawiciele Nowych Bogów, miast stać się częścią nieformalnej społeczności Wszechświata-616, dołączyli do uniwersum DC.
„Ostatni Kryzys” to de facto podkreślenie ich znaczenia dla tej przestrzeni kultury popularnej. Owszem, znacznie bardziej popularni bohaterowie spod szyldu najstarszego wydawnictwa oferującego superbohaterskie produkcje z oczywistych względów otrzymują najwięcej „czasu antenowego”. Jednak ich aktywność to jedynie konsekwencja zjawisk przerastających zakres pojmowania rzecznych. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że ziemscy herosi (a także mieszkańcy innych światów skupieni m.in. w Korpusie Zielonych Latarni) dostrzegają co najwyżej efekt niszczącego zjawiska, a nie jego sedno. Nawet jeśli liczyć mogą na wsparcie niektórych przedstawicieli Monitorów odpowiedzialnych za względnie harmonijne „egzystowanie” multiwersum.
O ile zamierzona „boska” skala tego wydarzenia nie podlega dyskusji, o tyle sposób ujęcia jej poszczególnych „składników” wzbudzać może zwątpienie (a być może wręcz irytacje) części potencjalnych czytelników. Do tego w pełni uzasadnione. Nie wszystkie bowiem jej fragmenty zdają się prowadzone w sposób logiczny i przemyślany. Zrozumiałe jest, że autor nie musi wyjawiać wszystkich elementów „mechaniki” powstałej za jego sprawą fabuły (z czego notabene aż do przesady zwykł korzystać Jonathan Hickman w trakcie swojej pracy nad przygodami Mścicieli). O ile jednak owe niedomówienia nie przytłoczą głównej linii fabularnej. W przypadku „Ostatniego Kryzysu” o takowym przytłoczeniu nie ma co prawda mowy; nie da się jednak ukryć, że taka, a nie inna formuła poprowadzenia fabuły w jej niektórych fragmentach nie tylko wydaje się dyskusyjna, ale ociera się wręcz o grafomanię. Wygląda zatem na to, że ufając w fachowość Morrisona, nadzór redaktorski nad powierzoną mu opowieścią ograniczono do minimum. Skądinąd znane przykłady (także w kontekście dokonań Kirby’ego na potrzeby DC Comics) wskazują, że nie zawsze jest to właściwa decyzja i tak też niestety jest także w tym przypadku. Dlatego pomimo wnikliwej wiedzy współtwórcy serii „Animal Man vol.1” o niuansach historii uniwersum DC tym razem można wręcz mówić o artystycznej porażce tego autora, który najwyraźniej przesadnie dał się ponieść kreacyjnemu temperamentowi. Można rzecz jasna zrozumieć jego przemożną chęć przekroczenia granic konwencji oraz rewitalizacji wspomnianej rzeczywistości na własnych, niemal autorskich warunkach. Wszak Morrison to twórca z ambicjami, a co najważniejsze z potencjałem do ich wdrażania. Zabrakło jednak wspominanej stosownej opieki redakcyjnej, za której sprawą udałoby się nieco „doszlifować” kłębowisko pomysłów „Szalonego Szkota”.
Zarząd DC Comics nie żałował natomiast angażowania do tego projektu swoich najbardziej cenionych plastyków z tego okresu. A do takich niewątpliwie należeli wówczas m.in. Doug Mahnke („JLA Elite”, „Green Lantern vol.4) czy znany ze współpracy z Gregiem Rucką (zob. „Wonder Woman Grega Rucki”) J.G. Jones. Pod tym względem „Ostatni Kryzys” wręcz lśni od precyzji i fachowości wykonania. Nawet jeśli maniera reprezentowana przez zaangażowanych twórców nie wzbudzi entuzjazmu literalnie wszystkich czytelników. Jest moc i napięcie; jest też trafnie ujęta groza oraz dynamika o apokaliptycznym posmaku. Wspominani panowie (a także pozostali udzielający się przy tym projekcie artyści – w tym wyśmienity kolorysta Guy Major) ewidentnie się nie oszczędzali i to z miejsca widać. Tym mocniej, że podobnie jak przy okazji wcześniejszych tego typu wydarzeń na planszach wręcz roi się od licznych osobowości z przeróżnych „stref” uniwersum DC.
Wbrew oczekiwaniom zarządu DC Comics „Ostatni Kryzys” nie okazał się przełomem na miarę choćby „Zero Hour” czy „Final Night”. W wymiarze komercyjnym także trudno było mówić o sukcesie porównywalnym z „Nieskończonym Kryzysem” czy tym bardziej cieszącym się statusem bestselera (także poza komiksową siecią dystrybucji) „Kryzysem tożsamości”. Wypadałoby raczej mówić o ambitnej porażce wybitnego twórcy, choć w na swój sposób wielkim stylu. Przy czym wypada nadmienić, że to właśnie w efekcie niepowodzenia tego projektu (a także „wyrosłej” z niej mini-serii „Batman: The Return of Bruce Wayne”) decydenci wspomnianego wydawnictwa zaakceptowali suflowany od schyłku 2004 r. zamysł Dana DiDio o pełnowymiarowym restarcie uniwersum DC. Toteż tym bardziej warto poznać owo niewątpliwie istotne ogniwo w dziejach DC Comics, które oprócz często wzmiankowanych w refleksjach na jego temat cieni ma też swoje blaski.
Tytuł: „Ostatni Kryzys”
- Tytuł oryginału: „Final Crisis”
- Scenariusz: Grant Morrison
- Szkic i tusz: J.G. Jones, Doug Mahnke, Carlos Pacheco, Matthew Clark, Jesus Merino, Marco Rudy, Christian Alamy, Tom Nguyen, Drew Geraci, Norm Rapmud, Rodney Ramos, Walden Wong, Derek Fridolfs, Rob Hunter, Mark Irwin, Don Ho, Lee Garbett, Trevor Scott
- Kolory: Alex Sinclair, Tony Avina, Pete Pantazis, Richard i Tanya Horie, Guy Major
- Tłumaczenie z języka angielskiego i redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
- Wstęp: Jay Babcock
- Posłowie: Kamil M. Śmiałkowski
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wydania oryginalnego (w tej edycji): 22 kwietnia 2014
- Data publikacji wydania polskiego: 27 lutego 2019
- Oprawa: twarda z obwolutą
- Format: 18,5 x 28,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 420
- Cena: 119,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie jako wydanie specjalne „DC Universe” nr 0 (czerwiec 2008), mini-serie „Final Crisis” nr 1-7 (lipiec 2008-marzec 2009), „Final Crisis: Superman Beyond” nr 1-2 (październik 2008 i marzec 2009), „Final Crisis: Submit” nr 1 (grudzień 2008) oraz na kartach serii „Batman vol.1” nr 682-683 (styczeń-luty 2009).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus