„Bernard Prince” księga 2 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 09-02-2019 17:59 ()


Rozkwit frankofońskiej prasy komiksowej w latach 50. i 60. XX wieku był jednym z tych momentów w dziejach komiksowego medium, które z pełnym przekonaniem można określić mianem twórczej „eksplozji”. Wszak to właśnie wówczas debiutowali prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalni protagoniści komiksu ze wspomnianej strefy kulturowej, wśród których wypada wymienić m.in. Asteriksa i Obeliksa, Valeriana i Laurelinę, a także Luca Orienta i Boba Morane’a. Do ich grona zaliczany jest również swego czasu udzielający się na łamach tygodnika „Tintin” poszukiwacz przygód w osobie Bernarda Prince’a.

Jego wczesne wyczyny (przypomnijmy, że debiutował on w wydaniu wspomnianego magazynu datowanym na 4 stycznia 1966 r.) polscy czytelnicy mieli okazję poznać wiosną 2017 roku, kiedy to za sprawą Wydawnictwa Kurc do dystrybucji trafił pękaty zbiór zawierający pierwsze pięć albumów z udziałem zarówno rzeczonego, jak i towarzyszących mu przyjaciół. Już ledwie pobieżne rozpoznanie tego tytułu nie pozostawiało wątpliwości co do charakteru serii sygnowanej przez Michela Grega i rozpoczynającego swoją zawodową karierę Hermanna Huppena. I faktycznie stricte przygodowy wymiar tego przedsięwzięcia dominuje na niemal każdej planszy. Bernard jako wytrawny „człowiek morza” nie traci nadmiernie czasu i raz za razem wplątuje się (bądź jest on wplątywany) w coraz to nowe chryje. Tych zaś w „księdze drugiej” zaiste nie brakuje.

W „Prawie huraganu” – tj. albumie otwierającym niniejszy zbiór – drużyna tytułowego bohatera (przypomnijmy, że w jej składzie odnajdujemy zażywnego Barneya Jordana i nastoletniego spryciarza Dijana) rusza w sukurs właścicielom łowiska pereł. Ci bowiem borykają się z brakiem rąk do pracy spowodowanym zagrożeniem ze strony mureny olbrzymiej. Na tym zresztą nie koniec zagrożeń co jak nietrudno się domyślić generuje liczne okazje do popisania się przez wspomnianych ponadprzeciętną zaradnością. Oczywiście nie inaczej sprawy mają się na kartach „Ognia potępionych”, choć tym razem powodów do zmartwień dostarczają rozszalałe żywioły. Notabene warto nadmienić, że to właśnie w owej przygodzie Bernard i jego towarzysze zyskują nowego „rekruta”, którym okazuje się… O tym rzecz jasna warto przekonać się w trakcie lektury tej odsłony ich wspólnych perypetii.

Mało? Proszę się zatem nie krępować i zapoznawać z kolejnymi „składnikami” tego zbioru, na które złożyły się jeszcze (i aż!) trzy albumy: „Zielony płomień konkwistadora”, „Guerilla dla ducha” oraz „Tchnienie Molocha”. Wszystkie te realizacje charakteryzuje z miejsca dostrzegalna fabularna werwa i dosycenie treścią. Jak nietrudno się domyślić, to pochodna trybu wydawniczego obowiązującego w ówczesnej prasie komiksowej. Nie marnowano żadnej szansy, by olśnić czytelnika i tym samym zwiększyć popularność danej postaci. Nic w tym zresztą dziwnego, od przychylności odbiorcy zależał bowiem dalszy byt serii, a tym samym perspektywa kolejnych zleceń ze strony redakcji m.in. „Tintina” tudzież „Pilote’a”. Nie ma tu  zatem mowy o dłużyznach, bolączce współczesnej branży komiksowej, a rozwój akcji następuje w tempie wręcz ekspresowym. Stąd częste zmiany lokacji, mnogość statystów oraz wyrazistych osobowości niezgorzej prezentowanych niż w niemal wzorcowym pod tym względem „Blueberrym” (z okresu współtworzenia tej serii przez Jean-Michela Charliera). O pogłębienie tego poczucia zadbał także rysownik cyklu, który ujmując rzecz kolokwialnie, nie oszczędzał się. Stopień cyzelacji poszczególnych kadrów – w tym m.in. znamiennej dla ówczesnej szkoły frankofońskiej dbałości w ukazywaniu kultury materialnej realiów przedstawionych – wręcz imponuje. Równocześnie dostrzegalny jest rozwój warsztatu „Ardeńskiego Dzika”, a przy okazji sublimacja jego stylu. O ile „Prawo huraganu” wykonano w formule typowej dla sporej części ówczesnych produkcji utrzymanych w stylistyce realistycznej (vide m.in. „Luc Orient” czy wczesny „Michel Vaillant”), o tyle w drugim z przedstawionych tu albumów znać już charakterną, niełatwą do podrobienia kreskę, którą Hermann zachwycał na stronicach m.in. „Wież Bois-Maury” i „Jeremiaha”. Niektóre spośród rozrysowanych przezeń kadrów (m.in. scena pożaru pokładu „Kormorana” oraz wodospad w południowoamerykańskiej dżungli) wręcz zachwycają. Toteż o ile na podstawie prac zawartych w poprzednim wydaniu zbiorczym można byłoby uznać Hermanna za zdolnego i śmiało poczynającego sobie kontynuatora zastanych wzorców (choć nie bez „przebłysków” autorskiej inwencji), o tyle w niniejszym znać już jego gotowość do przecierania twórczych szlaków na własnych warunkach, dążenie do artystycznej tożsamości oraz narastającą świadomość możliwości komiksowego medium.

Bez przesadnego słodzenia wprost trzeba stwierdzić, że Wydawnictwo Kurc (do spółki zresztą z Taurus Media i Elementalem) wykonuje wprost kapitalną robotę w zakresie prezentacji polskim czytelnikom dotąd publikowanej co najwyżej fragmentarycznie części dorobku – nie bójmy się tego słowa – tytanów Złotej Ery frankofońskiej prasy komiksowej. Obok „Vasco” czy znakomitych (acz niestety u nas niedocenionych) „Scenek z życia osiedla” wspólne dzieło Grega i Hermanna można śmiało uznać za jeden z najmocniejszych „akcentów” tej wydawniczej ofensywy.

 

Tytuł: „Bernard Prince” księga 2

  • Tytuł oryginału: „Bernard Prince. Intégrale 2”
  • Scenariusz: Michel Greg
  • Rysunki: Hermann Huppen
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Jakub Syty
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud-Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Kurc
  • Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 27 sierpnia 2010 r. 
  • Data publikacji wersji polskiej: 10 grudnia 2018 r. 
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21,5 x 29,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 248
  • Cena: 120 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w tygodniku „Tintin” oraz albumach „Prawo huraganu” (sierpień 1973), „Ogień potępionych” (luty 1974), „Zielony płomień konkwistadora” (październik 1974), „Guerilla dla ducha” (sierpień 1975) oraz „Tchnienie Molocha” (sierpień 1976).

Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus