„Scenki z życia osiedla” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 14-06-2017 21:08 ()


Ostatnie kilka lat śmiało można uznać za okres „przyspieszonego kursu komiksu europejskiego” w zakresie autorów, których dokonań dotąd (przynajmniej oficjalnie) u nas nie prezentowano. Tym sposobem doczekaliśmy się polskich edycji prac twórców tej klasy co Paolo Eleuteri Serpieri („Drunna”), Philippe Druillet („Salambo”) i Michel Greg („Bernard Prince”). Z nie mniejszą satysfakcją jak w przypadku wspomnianych wypada odnotować, że do tegoż szacownego grona dołączył również Philippe Cazaumayou, jeden z uczestników rewolucji, która dokonała się w komiksie frankofońskim w toku lat 70. XX w. 

Caza (bo pod tym właśnie pseudonimem zwykł być on szerzej znany) należał do grona autorów, którzy swój komiksowy staż rozpoczynali realizacją zamówień na potrzeby komiksowej prasy frankofońskiej. W przypadku rzeczonego był to tygodnik „Pilote”, z którym już wcześniej współpracowały takie sławy jak Pierre Christin („Valerian”), Jean-Michel Charlier („Blueberry”) oraz René Goscinny („Asteriks”). Popularność, którą naonczas cieszyło się to pismo była zatem w pełni zasłużona, a jej zasadniczy profil, celujący przede wszystkim w produkcje humorystyczne i przygodowe, ustalony. Zdawać się zatem mogło, że lepiej być już nie może. Najwyraźniej jednak Caza (notabene ochoczo dający posłuch opłacanym przez Kreml wiecowym krzykaczom udzielającym się w trakcie niesławnej rewolty studentów w maju 1968 r.) chciał więcej niż tylko realizacji kolejnego westernu czy też osadzonej w realiach dojrzałego średniowiecza humoreski. Wszak jako twórca zaangażowany, kierujący się wytycznymi ideologii marksistowskiej (czy może trafniej: powierzchownymi rojeniami co do faktycznej natury komunizmu), przejawiał on ambicje nie tyle diagnozowania rzeczywistości, ile raczej jej modyfikowania poprzez przejawy swojej sztuki.

Stąd nie zaskakuje akces rzeczonego do dla wielu legendarnego przedsięwzięcia, jakim okazał się bezapelacyjnie przełomowy magazyn „Métal Hurlant”. To właśnie na łamach tego pisma mogli dać upust swoim umiejętnościom i wyobraźni artyści dotąd wprzęgnięci w zastane schematy, wypracowane przez ich nieco starszych kolegów po fachu. Przedtem jednak Caza nie omieszkał pokazać się od jak najlepszej strony na łamach wzmiankowanego „Pilote” i ujmując rzecz kolokwialnie, twórczo eksplodował. Dowodów na ten stan rzeczy dostarcza zbiór krótkich form jego autorstwa powstałych w toku lat 70. minionego wieku. Opublikowany przez Wydawnictwo Kurc album zbiera niniejsze utwory i tym samym również polski czytelnik ma wreszcie okazję zweryfikować status klasyka konsekwentnie przypisywany Cazie przez znawców komiksu frankofońskiego.

Zakres tematyczny zawartych w albumie nowelek jest różnorodny. Łączy je natomiast sączona w dużych dawkach nienawiść autora do współczesnego mu francuskiego/belgijskiego mieszczaństwa, najważniejszego składnika tkanki społecznej zarówno Kraju nad Loarą, jak i bliskiej jej kulturowo ojczyzny Flamandów i Walonów. Jak przystało na osobnika poddanego gruntownej indoktrynacji w duchu marksistowskiej dogmatyki, Caza z niemal perwersyjną rozkoszą daje upust swoim paranojom i pogardzie dla ówczesnej klasy średniej, w przekonaniu jego duchowych mistrzów „zgniłej plutokracji”. O dziwo, owe fobie formułowane z pozycji zblazowanego socjopaty, w większym stopniu wystawiają świadectwo twórcy niż wyszydzanym przezeń odpowiednikom nadwiślańskich „Januszów”. Ci zaś bowiem, personifikowani przez niejakiego Marcela Miqvelona, są sprawcami najgorszych z możliwych bezeceństw. Ośmielają się mianowicie mieszkać w blokach, regularnie oglądać telewizję, nosić niemodną z perspektywy autora odzież, a nawet – o zgrozo! -  wykazywać irytacje wobec hałaśliwych sąsiadów. Nic to jednak w kontekście ich dojmującej przeciętności, ocenianej według kryteriów pt. „Nienawidzę ludzi, ludzie są ch…mi; wszyscy są bezbarwni, wszyscy tacy sami…”. Pod tym względem Caza okazuje się nad wyraz szczodry, stawiając swoją osobę niejako w kontrze do całej reszty populacji, doprowadzającej go do szału już tylko samym swym istnieniem. „Scenki…” można zatem śmiało interpretować jako zapis niedostosowania przeżywającego kryzys wieku średniego artysty. Do tego niemożebnie znudzonego egzystencją w dobie sytości wypracowanej w dużej mierze przez tak pogardzane przezeń mieszczaństwo.

Rozpatrując tę część ówczesnej kultury popularnej, która zaistniała z inicjatywy twórców dotkniętych „heglowskim ukąszeniem”, uwagi dotyczące Cazy można odnieść zresztą co całego „pokolenia ’68”, przysłowiowych buntowników bez powodu, z zażenowaniem dostrzegających brak entuzjazmu ogółu społeczeństwa wobec ich „światłych idei”. Zagubienie, osamotnienie i poczucie osaczenia – właśnie owe stany emocjonalne zdają się dominować w refleksji autora zawiedzionego brakiem realizacji młodzieńczych idei. „Scenek…”. Okazjonalnie znać ponadto nastrojowość frenetyczną („Hałasy nad głową”, „Urok w klatce C”), pokrewną twórczości dobrze znanego polskim czytelnikom Thomasa Otta („Nowożeńcy”, „Numer 73304-23-4153-6-96-8”). Przemierzanie pomieszczeń i korytarzy blokowisk „portretowanych” przez autora niniejszego albumu nosi znamiona traumatycznych doznań towarzyszących konieczności egzystowania w swoistej pułapce z wielkie płyty. Nieprzypadkowo, bo betonowe quasi-termitiery po przetworzeniu przez wyobraźnię autora okazują się psychodelicznymi przestrzeniami, wśród których nietrudno o napotkanie spotworniałych istot o powłoce ze skumulowanych odpadków. Z dużą łatwością udaje mu się wygenerować nastrój grozy podszyty fobiami na tle inwigilacji ze strony konserwatywnych dzierżycieli władzy, obowiązkowo wrażo usposobionych wobec różnego typu mniejszości. Jak zapewne nie trudno się domyślić w gronie represjonowanych Caza sytuuje również samego siebie jako artystę niepokornego. Owo marzenie o męczeństwie w imię nieubłaganego postępu (rzecz jasna tylko i wyłącznie w sferze deklaratywnej) to zresztą stały element mentalności przedstawicieli formacji światopoglądowej, z którą Caza z zapałem zwykł się identyfikować.

Sugestywność osobliwych wizji Cazy nie byłaby jednak tak znaczna, gdyby nie jego biegłość w zakresie sztuk plastycznych. Łatwość, z jaką operuje on różnorodnymi odmianami stylistycznymi dosłownie ścina z nóg. Od uzyskiwania pożądanych form za pomocą „siankowania”, poprzez skrupulatną, czystą linearność, karykaturę, wzmiankowaną skłonność do psychodeliczności (udatnie pogłębionej intensywną kolorystką) aż po hiperrealizm na przysłowiowy wysoki połysk. Krótko pisząc, podobnie zresztą jak w przypadku jego kolegi z „Métal Hurlant” w osobie Jeana Girauda, również dla twórcy „Scenek z życia osiedla” (a także m.in. wciąż oczekującego polskiej edycji cyklu „Le monded' Arkadi”) kreska jest mu całkowicie posłuszna. Stopień dopracowania poszczególnych plansz z pełnym przekonaniem można uznać za bliski perfekcji. Co więcej, Caza pomimo permanentnych „odlotów” ku sferom surrealnym ani na moment nie popada w fabularne i formalne mielizny. Nawet jeśli nie wszystkie części składowe albumu zostały gruntownie przemyślane, to zmysł improwizacji tego autora okazał się wystarczającym amortyzatorem przed podążeniem na przysłowiowy żywioł, często zbyt hermetycznym dla większości potencjalnych odbiorców. Ta okoliczność dodatkowo przyczynia się do poczucia obcowania z dziełem autentycznego artysty, a zarazem profesjonalisty świadomego celów i kierunków swojej aktywności. Ponadto ledwie rzut oka wystarczy, by dostrzec znaczny wpływ warsztatowych rozwiązań Cazy na twórczość także polskich twórców – w tym m.in. wczesnego Jacka Michalskiego („Samotnik” w dwóch pierwszych numerach „Awantury”) oraz Jerzego Skarżyńskiego (ilustracje do powieści Julio Cortázara „Fantomas przeciw wielonarodowym wampirom”).

„Scenki…” to wręcz potwornie dobra propozycja wydawnicza, być może najbardziej udana (przynajmniej dla piszącego te słowa) z dotychczas opublikowanych w tym roku. Maestria plastyczna idzie w parze z rozbrajającą szczerością. Tym samym stanowi w równym stopniu ucztę dla oczu co również świadectwo mentalności „pokolenia ’68”, orędowników reglamentowanej wolności słowa (a w dalszej fazie „zaostrzania się walki klas” każdej innej) wyłącznie do osób o zbieżnych z nimi poglądach. Lektura tegoż zbioru daje zatem do myślenia i z niemałym prawdopodobieństwem (chociażby ze względu na gęstość zawartych w nim znaczeń fabularnych) okaże się z gatunku takich, do których będzie się co jakiś czas ochoczo powracać. Choćby z racji jego oszałamiającej warstwy plastycznej.

 

Tytuł: „Scenki z życia osiedla”

  • Tytuł oryginału: „Scènes de la vie de Banlieue”
  • Scenariusz i ilustracje: Caza
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Liternictwo: Arkadiusz Salamoński
  • Wydawca wersji oryginalnej: HumanoidesInc
  • Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Kurc
  • Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 7 czerwca 2017
  • Data publikacji wersji polskiej: 18 maja 2017
  • Oprawa: twarda
  • Format: 24 x 32 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 176
  • Cena: 120 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w magazynie „Pilote”

Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus