„Luc Orient – wydanie zbiorcze” tom 2 - recenzja
Dodane: 19-05-2018 21:32 ()
Kosmicznej intrygi z udziałem Luca Orienta i jego przyjaciół ciąg dalszy. Tym razem jednak oprócz zmagań z tyranem Sektanem tytułowy bohater, wspierający go doktor Hugo Kala oraz Lora będą musieli poradzić sobie także z ziemskimi wyzwaniami (choć nie zawsze o ziemskiej proweniencji) na skalę, której nie powstydziliby się nawet najtężsi herosi frankofońskiego komiksu. Scenarzysta tej serii nie raz bowiem udowodnił (vide seria „Comanche”), że w urozmaicaniu czasu zarówno swoich bohaterów, jak i czytelników ich perypetii, radzi sobie z wprawą godną przypisywanej mu rangi klasyka.
Pierwsza z zebranych tu opowieści („Stalowy las”) kontynuuje wątki z poprzednich albumów. A to z tego względu, że pomimo doznanej klęski Sektan ani myśli rezygnować z odegrania się na wielce dlań problematycznych Ziemianach, odpornych na oddziaływanie technologii wytworzonej przez społeczność Terangopolis. W tym celu nie waha się on stosować skrajnie represyjnych metod zwalczania przeciwników, a także zawiązuje sojusz z nietypowym aliantem. Wygląda zatem na to, że radość z odniesionego zwycięstwa w końcowych partiach poprzedniego tomu była zdecydowanie przedwczesna. Po powrocie na Ziemię trójka bohaterów nawet nie ma co liczyć na odrobinę wytchnienia. W efekcie wypadku eksperymentalnego urządzenia emitującego widma światła innych gwiazd niż Słońce fizyczne powłoki Lory i Luca tracą na swych materialnych właściwościach. Ten drugi bez problemów przenika stałe obiekty; natomiast jego urocza towarzyszka wpływa na nie nad wyraz destruktywnie. Dodajmy do tego porachunki w ramach mafijnej hierarchii, a otrzymamy pakiet kłopotów stosownych do zaradności europejskiego „Flasha Gordona”. Z kolei „Krater Czarów” to katastroficzna wizja izolowanej wskutek upadku nietypowego meteorytu górskiej wioski, której mieszkańcy zdają się infiltrowani przez nieuchwytnych morderców. Oczywiście sprawa prędko okazuje się znacznie bardziej skomplikowana, niż to się mogło pierwotnie wydawać, a interwencja Luca, Lory i doktora Kali wydaje się wręcz niezbędna. Ostatnia z historii przybliżonych w niniejszym wydaniu zbiorczym przynosi wraz z sobą rewelacje o domniemanym przyspieszeniu ewolucji ludzkości przejawiającej się u jej najmłodszych przedstawicieli.
„Luc Orient” to obok m.in. „Valeriana”, „Michela Vaillanta” i „Bernarda Prince’a” jeszcze jeden przykład zjawiskowości tzw. belgijskiej szkoły komiksu, która w toku lat 60. XX w. niemal „eksplodowała” ogromem znakomitych realizacji. „Wykuwana” w niemałych trudach (o czym więcej we wprowadzeniu do albumu w wykonaniu Jacquesa Pessisa) właśnie wówczas okazała się sensowną alternatywą dla amerykańskiego przemysłu komiksowego, a do pewnego momentu zwykła być postrzegana jako artystycznie bardziej wysublimowana. Nawet jeśli przynajmniej część powstałych naonczas tytułów – w tym także „Luc Orient” – wykazywała wyraźną formalną zależność od utworów w wykonaniu amerykańskich twórców. Autorzy tego sortu co Greg najwyraźniej potrafili nie tylko korzystać z dobrych wzorców, ale też twórczo je rozwijać i dostosowywać do wrażliwości europejskich czytelników. Tym oto sposobem mieszanka osadzonej w egzotycznych plenerach przygody ze space operą okazała się w wymiarze fabularnym znacznie bardziej pojemna, niż mogło się to początkowo wydawać. Widać to już na etapie niniejszego tomu, w którym obok jakości stricte fantastyczno-naukowych odnajdujemy elementy sensacji, konwencji katastroficznej, a nawet medycznego dreszczowca. Płynne przejście pomiędzy tymi konwencjami nie było dla wspominanego twórcy najmniejszym problemem, przyczyniając się równocześnie do gatunkowego urozmaicenia fabuł z udziałem młodego naukowca. Zyskiwały na tym nie tylko poszczególne albumy serii, ale też obecne na ich kartach osobowości. Dotyczy to zwłaszcza niezastąpionego Hugona Kali, który udowadnia, że znakomicie radzi sobie nie tylko z rozpoznawaniem naukowych zawiłości, ale też, gdy jest ku temu konieczność, potrafi przejść od słów do czynów. Również Lara stopniowo nabiera ogólnej charakterności, chociaż droga do modelu reprezentowanego przez trudną do podrobienia Laurelinę jest na tym etapie wciąż daleka. Sublimacja cech osobowościowych nie mogła rzecz jasna ominąć także czołowego protagonisty. Stąd Luc Orient w wizerunku błyskotliwego sportsmana zyskuje dodatkowe „odcienie” charakterologiczne pogłębiające jego profil osobowościowy.
Korzyścią tego zbioru jest ponadto możliwość prześledzenia ewolucji warsztatu plastycznego Eddy’ego Pappe. Znać bowiem znaczące zmiany w sposobie ujmowania rozrysowywanych przez tego autora form. Pierwszy z zebranych tu albumów – „Stalowy las” – wykonany został w poetyce bliskiej taktyce plastycznej wdrażanej w mniej więcej zbliżonym okresie m.in. przez Hermanna Huppena na stronicach przywołanego „Bernarda Prince’a”. Mamy zatem dążenie do realistycznego ujmowania sfery kreowanej za pomocą tzw. czystej kreski, a zarazem osobliwą dążność do nadania całokształtowi świata przedstawionego drobnej dozy groteskizacji przejawiającej się m.in. w quasi-wrzecionowatych sylwetkach postaci. Od kolejnego albumu („Sekret 7 świateł”) znać już stopniowe odchodzenie od tej maniery na rzecz dodatkowego „wyciągania” form za sprawą intensyfikacji tzw. siankowania (nawarstwienia kresek). W sposób szczególny owa tendencja jest dostrzegalna w pozostałych dwóch epizodach cyklu: „Kraterze czarów” oraz „Legionie przeklętych aniołów”. Zadziwia wręcz szybkie tempo tego procesu i tym bardziej uzasadnionymi wydają się hołdy czynione swego czasu Pappe’mu m.in. przez Andreasa Martensa („Coutoo”, „Koziorożec”) i Françoisa Schuitena („Mroczne miasta”, „Nogegon”). Uwagę zwracają ponadto opracowane przezeń koncepty pozaziemskich technologii – w tym zwłaszcza trójnogich machin wzbudzających skojarzenia z marsjańskimi „pancernikami na lądzie” z kart „Wojny światów”, a po części także z archaicznymi urządzeniami do chłodzenia butelek wykorzystanymi ponoć przez „kontaktowca” George’a Adamskiego przy tworzeniu fotografii pojazdów domniemanych mieszkańców Wenus.
Nie sposób nie wspomnieć o udziale w tym przedsięwzięciu świetnie znanego polskim czytelnikom Williama Vance’a; zwłaszcza że ów wybitny autor zmarł ledwie kilka dni temu (tj. 14 maja). W niniejszym wydaniu zbiorczym odnajdziemy zatem dwie reprodukcje ilustracji w jego wykonaniu zdobiące okładki albumów „Krater czarów” i „Legion przeklętych aniołów”. Nie da się ukryć, że charakterystyczna maniera współtwórcy m.in. „XIII”, „Ramiro”, „Bruce’a J. Hawkera” jest z miejsca rozpoznawalna.
Gwoli ścisłości nie wszystkie zaproponowane przez Grega koncepty oraz rozwiązania fabularne „bezboleśnie” przetrwały próbę czasu. Część z nich może bowiem wzbudzać uzasadnione wątpliwości potencjalnych odbiorców zaczytujących się przede wszystkim we współcześnie powstających produkcjach. Odrobina dobrej woli może jednak przyczynić się do nadspodziewanie udanego odbioru tej propozycji wydawniczej. Status klasyków nie przytrafił się bowiem jej twórcom przypadkowo.
Tytuł: „Luc Orient – wydanie zbiorcze” tom 2
- Tytuł oryginału: „Luc Orient – Intégrale 2”
- Scenariusz: Michel Louis Albert Regnier “Greg”
- Rysunki: Eddy Paape
- Wprpwadzenie: Jacques Pessis
- Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
- Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud-Lombard
- Wydawca wersji polskiej: Taurus Media
- Data publikacji wersji oryginalnej: 2 maja 2008 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 7 maja 2018 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 21,5 x 29 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 192
- Cena: 99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego zamieszczono pierwotnie w magazynie „Tintin” pomiędzy numerem 28/1969 a 12/1972 (15 lipca 1969 – 21 marca 1972) oraz w albumach „Stalowy las” („La forêt d'acier”, 1973), „Sekret 7 świateł” („Le secret des 7 lumières”, 1974), „Krater czarów” („Le cratère aux sortilèges”, 1974) i „Legion przeklętych aniołów” („La Légion des anges maudits”, 1975).
Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus