„Wojna Robinów” - recenzja
Dodane: 02-06-2017 13:30 ()
Parafrazując ludową mądrość: „Gdy nietoperza brak, szczury harcują”. Nawet jeśli teoretycznie nad Gotham nadal czuwa osobnik prezentowany w mediach jako Batman. Sęk w tym, że niemal wszyscy zdają sobie sprawę, iż zmechanizowana zbroja z oznaczeniami miejskiej policji skrywa zupełnie inną postać. Tymczasem, mimo że Jim Gordon robi co w jego mocy, by godnie zastąpić prawdopodobnie poległego Zamaskowanego Krzyżowca, to jednak w rodzinnej metropolii rzeczonego mają miejsce machinacje, na które zdaje się on mieć wpływ co najwyżej symboliczny. A to z tego względu, że Trybunał Sów nie tylko nie zamierza łatwo oddawać swojej bazy operacyjnej, ale też snuje plany wzmocnienia swojej nadwątlonej za sprawą Batmana (a częściowo również Szpona) pozycji.
Temu mu służyć pozyskanie przez quasi-masońskie stowarzyszenie nowego czempiona zwanego w ich żargonie mianem Szarego Syna. Wybór jej liderów pada na – nomen omen – Dicka Graysona, oryginalnego Robina. Ten z kolei, po publicznej demaskacji w trakcie najazdu Syndykatu Zbrodni, zgodził się na współpracę z agencją wywiadowczą funkcjonującą pod kryptonimem Spyral. Wiele wskazuje, że czuje się on w jej szeregach niezgorzej niż jego wersja sprzed rewitalizacji uniwersum DC w szeregach Nastoletnich Tytanów. Tych zresztą również w niniejszym albumie nie zabrakło, jako że w nurt zawirowań monitorowanych przez problematyczny Trybunał wmieszano wszystkich dotychczasowych adeptów funkcji Robina. Dotyczy to także Timothy’ego Drake’a, inicjatora udzielających się w Nowym DC Comics Tytanów. Nie dość na tym do akcji wkracza także skrywający się pod maską Red Hooda Jason Todd oraz wypaczony przez Ligę Asasynów Damian Wayne. Mało? Bardzo proszę; nie wypada bowiem zapominać o buszujących w Gotham nastolatkach, którzy za wzór dla swojej aktywności upatrzyli sobie właśnie Robina. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku znanych ze stronic „Powrotu Mrocznego Rycerza” Dzieci Batmana, również Robini zostają uznani przez władzę miasta za organizację nielegalną i tym samym lokalni stróżowie prawa rozpoczynają polowanie na przedstawicieli niepokornej subkultury. A wszystko to pod czujnym okiem Trybunału Sów za pośrednictwem m.in. zinfiltrowanych przez stowarzyszenie urzędników stanowych.
Zgodnie z tytułem albumu przebieg zebranych tu opowieści upływa w rytmie nieustannych konfrontacji. Zaangażowani w główną intrygę niegdysiejsi pomagierzy Mrocznego Rycerza mają zatem pełne ręce roboty, angażując się zarówno w uliczne starcia, jak i zakulisowe machinacje Sów. Ogólna ocena tej opowieści jako jeszcze jednej, typowej dla konwencji superbohaterskiej bijatyki wydaje się zatem uzasadniona. Zespół scenarzystów zaangażowanych przy realizacji tego wydarzenia dołożył jednak starań, aby poprzez liczne interakcje między wiodącymi osobowościami uatrakcyjnić poszczególne wątki tej opowieści. Wszak już tylko zróżnicowanie w profilach psychologicznych zarówno Dicka Graysona, jak i jego następców w roli Robina to kuszący „żer” dla zdolnego scenarzysty. Dodajmy, że bez konieczności nadmiernego szafowania retrospekcjami z udziałem Batmana. Jak bowiem pamiętają czytelnicy zaznajomieni z przebiegiem wypadków przybliżonych w „Ostatecznej rozgrywce” i „Wadze superciężkiej”, Bruce Wayne aktualnie poświęca swój czas zupełnie innym problemom niż w dobie jego superbohaterskiej aktywności. Mimo licznego grona scenarzystów (w tym m.in. znienawidzonego przez część czytelników Scotta Lobdella) i ogólnego rozbuchania fabuły w swoich zasadniczych zrębach jawi się ona jako względnie spójna i czujnie doglądana przez redaktorów prowadzących. Do annałów superbohaterskiej konwencji „Wojna Robinów” raczej nie przejdzie, ale w kategorii energetycznego łącznika pomiędzy – określmy to umownie – seriami młodzieżowymi osadzonymi (bądź też mu pokrewnymi) w uniwersum Mrocznego Rycerza rzecz zdaje się spełniać swoją funkcję. Jest rozmach, patos i przynajmniej cząstkowy rozwój niektórych postaci (vide Grayson). Nie zabrakło również próby zaimplantowania kolejnych nowych osobowości w ramy wspomnianego świata kreowanego (zyskująca na indywidualizacji niektórych jej przedstawicieli społeczność Robinów), a przede wszystkim powrót tradycyjnie problematycznego Trybunału Sów. Ewentualne utyskiwania co do przysłowiowego rozmieniania na drobne tej części mitologii Batmana (podobnie zresztą jak miało to miejsce w seriach „Szpon” i „All Star Western”) jest na swój sposób uzasadnione. Z drugiej strony trudno się dziwić, że scenarzyści chętnie sięgają po ten jakże udany motyw i na obecnym etapie trudno byłoby sobie wyobrazić perypetie bat-rodziny bez okazjonalnego udziału tegoż stowarzyszenia.
Warstwa plastyczna niniejszego albumu jest w jeszcze większym stopniu zróżnicowana niż w przypadku metod prowadzenia opowieści w poszczególnych epizodach „Wojny…”. Stąd lektura tej propozycji wydawniczej to równocześnie przegląd części trendów ilustracyjnych we współczesnym komiksie superbohaterskim (i ogólnie anglosaskim). Obok stylistyki bliskiej realizmowi („Brudząc sobie ręce”) w wykonaniu Steve’a Pugha odbiorcy tego tytułu będą mieli zatem okazję przyjrzeć się zupełnie odmiennej, znacznie bardziej animacyjnej manierze użytkowanej przez Adama Archera („Robini kontra zombi”). Z kolei na planszach wykonanych przez Iana Churchilla („Ucieczka”) nadal znać jego przywiązanie do standardów wypracowanych m.in. przez Marca Silvestri i Jima Lee na przełomie lat 80. i 90. minionego wieku. Nie zaskakuje również Scott McDaniel („Walka z koszmarem”), który zaproponował sprawdzoną jakość zbliżoną do wcześniejszych jego dokonań (m.in. „Green Arrow: Crawling Through the Wreckage”). Wbrew pozorom ów znaczny rozrzut stylistyczny o tyle nie zaburza przyswajalności „Wojny…”, że każdy z zaangażowanych w tę inicjatywę plastyków wykazał się fachowością; nawet jeśli nie zawsze dokonany przez nich wybór maniery ilustracyjnej utrafi w gusta wszystkich czytelników.
Jak przystało na tytuł „batmaniczny”, w doborze barw przeważa mroczna tonacja urozmaicana jaskrawą kolorystyką kostiumów części z udzielających się tu postaci. Pod tym względem wyróżniają się epizody zaczerpnięte z miesięczników „Teen Titans vol. 5” i „Gotham Academy” z racji specyfiki tych tytułów. Ogólnie walorem tego albumu jest także możliwość symbolicznego rozpoznania tytułów, takich jak właśnie wspomniane czy „Red Hood/Arsenal”, które nie doczekały się swoich polskich edycji. Warto przy tym nadmienić, że „Wojna Robinów” stanowi ogniwo łączące pomiędzy zachęcająco rozpoczętą serią „Wieczni Batman i Robin” a jej zakończeniem, które trafi do dystrybucji już w lipcu.
Tytuł: „Wojna Robinów”
- Tytuł oryginału: „Robin War”
- Scenariusz: Lee Bormejo, Ray Fawkes, Brenden Fletcher, Patrick Gleason, Tom King, Scott Lobdell, Will Pfeifer i Tim Seeley
- Szkic i tusz: Adam Archer, Ian Churchill, Jorge Corona, Carmine di Giandomenico, Javier Fernández, Raul Fernandez, Andres Guinaldo, Rob Haynes, Sandra Hope, Mikel Janín, Alvarado Martinez, Alain Mauricet, Scott McDaniel, Miguel Mendonca, Andy Owens, Steve Pugh, Khary Randolph, Norm Rapmund, Dexter Vines i Walden Wong
- Kolor: Tony Aviña, Blond, Jeromu Cox, Gabe Eltaeb, Mat Lopes, Serge Lapointe, Emilio Lopez, Sandra Molina i Chris Sotomayor
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta
- Konsultacja merytoryczna i wstęp: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 19 kwietnia 2016
- Data publikacji wersji polskiej: 15 maja 2017
- Oprawa: twarda
- Format: 17,5 x 26,5 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 252
- Cena: 89,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w mini-serii „Robin War” nr 1-2 (luty-marzec 2016) oraz miesięcznikach „Red Hood/Arsenal” nr 7, „Grayson” nr 15, „Gotham Academy” nr 13, „Detective Comics vol. 2” nr 47, „We Are Robin” nr 7, „Robin: Son of Batman” nr 7oraz „Teen Titans vol.5” nr 15 (wszystkie z lutego 2016).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus