„Batman” tom 7: „Ostateczna rozgrywka” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 21-12-2016 21:44 ()


Próba reinterpretowania komiksowych osobowości o statusie popkulturowych ikon z oczywistych względów wiążę się ze znacznym ryzykiem. Nie raz i nie trzy boleśnie przekonali się o tym twórcy aktywni na niwie konwencji superbohaterskiej (by wspomnieć choćby „ezoteryczny epizod” w dziejach Franka „The Punishera” Castle’a). Naczelny nemezis Batmana w osobie Jokera od dawna należy do ścisłej czołówki postaci wzbudzających dreszcz emocji zarówno wśród odbiorców komiksów, jak i opartych na nich produkcjach filmowych. Majstrowanie przy genezie oraz wizerunku „Księcia Złoczyńców” wydawało się zatem szczególnie trudnym wyzwaniem.

Scott Snyder zalicza się jednak do tej części twórców, którzy nie tylko nie obawiają się  podejmowania tego typu wyzwań, ale też zdaje się on dysponować znacznym kredytem zaufania ze strony decydentów DC Comics. Czy aby na pewno zasłużonym to już temat na osobny tekst; pewne jest natomiast, że w trakcie swojego stażu przy tworzeniu miesięczników „Detective Comics vol.1” i „Batman vol.2” ów twórca zaimplantował w ramy mitologii Mrocznego Rycerza kilka istotnych konceptów - m.in. dojrzałą wersję Jamesa Gordona Młodszego („Mroczne odbicie”) oraz quasi-masoński Trybunał Sów – bez których dziś trudno byłoby sobie wyobrazić ów zbiór wątków i motywów prezentowany w tytułach z udziałem tzw. Bat-Rodziny. Swoją wizję głównego antagonisty Zamaskowanego Krzyżowca Snyder przybliżył już wcześniej na stronicach „Śmierci rodziny”. Widać jednak, po zmaganiach Obrońcy Gotham m.in. z Red Hoodem („Rok zerowy – tajemnicze miasto”) oraz Doktorem Śmierć i Riddlerem („Rok zerowy – mroczne miasto”), że Snyder zdecydował się raz jeszcze wpuścić na komiksową scenę zdeformowanego upiornym uśmiechem maniakalnego mordercę. Tym razem jednak nie ma mowy o kolejnej, typowej dla liczącej sobie blisko 80 lat relacji pomiędzy Batmanem i Jokerem wojny mózgów z obowiązkowym odizolowaniem szalonego klauna w jednej z cel Azylu Arkham. Zgodnie bowiem z tytułem siódmego już wydania zbiorczego serii „Batman” główny antagonista Mrocznego Rycerza deklaruje zamiar ostatecznego rozwiązania ich ciągnącego się latami konfliktu, bez zbędnych gier, podchodów oraz – jak zwykli mawiać wielcy przyjaciele narodu polskiego - Hassliebe. I - co więcej - nie są to jedynie czcze przechwałki, a tzw. rykoszetem mogą oberwać również osoby blisko związane nie tylko z Batmanem, ale też z… Bruce’em Wayne’em.

Jak to częstokroć w przypadku prac Snydera bywa, finał także tej opowieści zdaje się nie w pełni dopracowany. O ile jednak np. w „Przebudzeniu” czy „Mieście Sów” zabrakło pomysłu na przekonujące zakończenie pomimo umiejętnie prowadzonej fabuły, o tyle przy tej akurat okazji, nagromadzony dramatyzm nie został w pełni przez wspomnianego twórcę zdyskontowany. Znać mimo to nastrój odmienny od standardowych konfrontacji Mrocznego Rycerza z jego najbardziej nawet zajadłymi adwersarzami. Coś się bowiem kończy i wiele wskazuje, że tym razem rzeczywiście nic już nie będzie takie samo jak wcześniej. Nie zawodzi natomiast ścieżka fabularna wiodąca do końcówki tej opowieści. To właśnie w jej poszczególnych fazach Snyder stopniowo ujawnia kolejne rewelacje dotyczące przeszłości Jokera, nadając tej kreacji niespotykanego dotąd wymiaru. Dodajmy, że przynajmniej do pewnego stopnia modyfikując kanoniczną wersję początków rzeczonej postaci znaną z kart „Zabójczego żartu”. O dziwo ów koncept wypada zaskakująco udanie, generując przy tym nastrojowość pokrewną niektórym sekwencjom „Zagubionej autostrady” Davida Lyncha. Gościnna (choć zarazem nietypowa) wizyta pozostałych członków trzonu Ligi Sprawiedliwości w niczym nie zaburza tej nastrojowości i stanowi co najwyżej – posiłkując się terminologią kulinarną – przystawkę do właściwych dań. Joker jest tu psychopatą na miarę piętrzących się we współczesnej literaturze popularnej oprawców (vide „Syreni śpiew” Vala McDermida czy „Dzieci gniewu” Paula Grossmana), zachowując przy tym tak cenioną przez wielbicieli mitologii Mrocznego Rycerza obłędną, wypaczoną charyzmę. W dalszym tle dają o sobie znać również inni przeciwnicy Batmana (nie wyłączając przedstawicieli Trybunału Sów), a także część spośród wpierających go sojuszników. Powiedzmy to sobie jednak szczerze: w „Ostatecznej rozgrywce” liczy się tylko dwóch graczy…

Sprawdzony zespół plastyków zaangażowanych do tego projektu jak zwykle nie zawiódł. Rysunki w wykonaniu Grega Capullo zachowują pełnię swego quasi-animacyjnego uroku, co prawda nie tak rozbuchanego, jak w czasach jego aktywności przy realizacji miesięcznika „Spawn”, niemniej nie sposób odmówić rozrysowywanym przezeń scenom akcji niezbędnej żywiołowości podkreślającej dramatyzm tytułowej, ostatecznej rozgrywki. Zgodnie ze specyfiką i nastrojowością serii znaczna część kadrów wręcz tonie w czerni, o co skwapliwie zadbał coraz lepiej poczynający sobie Danny K. Miki. Warto tym bardziej to podkreślić, jako że po zastąpieniu przez wielu docenianego Johnathana Glapiona (poprzedniego nakładacza tuszu, który pożegnał się z serią wraz ze „Śmiercią rodziny”) rzeczony zdawał się wyraźnie ustępować swojemu poprzednikowi i pomimo wyraźnej skłonności do szczegółowości potrzebował chwili na przysłowiowy rozruch. Przy okazji niniejszego albumu radzi on sobie już niezgorzej od swego poprzednika, podkreślając niemal surrealną nastrojowość tej opowieści.

„Ostateczna rozgrywka” to zaskakująco udana (choć zarazem nie jest wolna od mankamentów) propozycja redefiniowania postaci Jokera oraz zapowiedź istotnych zmian w dziejach Obrońcy Gotham. W jakim stopniu owe innowacje okażą się przyswajalne dla wielbicieli perypetii Batmana to już kwestia indywidualnego odbioru przez każdą/każdego z nich. Przynajmniej w przekonaniu piszącego te słowa warto jednak docenić wysiłki Snydera i wspierających go plastyków. Chociażby już tylko za próbę wyjścia poza zastane przezeń schematy fabularne.

 

Tytuł: „Batman” tom 7: „Ostateczna rozgrywka”

  • Tytuł oryginału: „Batman Volume 7: Endgame”
  • Scenariusz: Scott Snyder
  • Szkic: Greg Capullo
  • Tusz: Danny K. Miki
  • Kolory: FCO Plascencia
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska 
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 22 marca 2016 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 7 grudnia 2016 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17 x 26 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 176
  • Cena: 75 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Batman vol.2” nr 35-40 (grudzień 2014-czerwiec 2015).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus