„Batman: Mroczne odbicie” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 23-07-2015 07:59 ()


Bruce Wayne to osobowość z gatunku niezastąpionych. Mimo tego włodarze DC Comics kilkukrotnie podejmowali ryzyko obsadzenia roli Batmana inną postacią. Przekonali się o tym m.in. czytelnicy sagi „Knightquest”, na kartach której obowiązki Mrocznego Rycerza scedowano na Jeana-Paula Valleya, siepacza Zakonu św. Dumasa. W roli dublera obrońcy Gotham swoich sił próbował również Dick Grayson, oryginalny Robin.

Okazja ku temu zaistniała wraz z domniemanym zgonem Bruce’a, do którego dojść miało w trakcie wydarzeń przybliżonych w opowieści „Ostateczny Kryzys”. Tak się bowiem złożyło, że to właśnie wówczas „jedyny, prawdziwy” Batman poległ w starciu z władającym planetą Apokalis, Darkseidem. Oczywiście owa odpowiednio nagłośniona „śmierć” okazała się kolejną z wielu marketingowych zagrywek, a sam nieco zdezorientowany „nieboszczyk” wyruszył w niechcianą podróż poprzez strumień czasu (o czym więcej w mini-serii „Batman: The Return of Bruce Wayne” oraz wieńczącej jej opowieści „Bruce Wayne: The Road Home”). Natura nie znosi jednak pustki; nawet jeśli ma ona charakter tymczasowy. Zwłaszcza, że endemicznie skażone zbrodnią Gotham nie poradzi sobie bez swego stróża i obrońcy.

Brzemię odpowiedzialności za ową wielokrotnie już doświadczoną metropolię zdecydował się podjąć wzmiankowany Dick Grayson. Co więcej, uczynił to za cenę porzucenia dotychczas pełnionych obowiązków Nightwinga oraz współpracy z Tytanami. Z oczywistych względów Mroczny Rycerz w wykonaniu dawnego Robina znacznie różni się od swego nieodżałowanego poprzednika, co przejawia się m.in. w odmiennych metodach prowadzenia opowieści. Nie da się bowiem ukryć, że Dick ustępuje Bruce’owi pod niemal każdym względem – w tym także w wymiarze intelektualnym. Trudno bowiem konkurować z geniuszem dedukcji, wybitnym chemikiem i ogólnie przenikliwym umysłem. Jednak przez lata superbohaterskiej aktywności również Dick zdążył nabrać wprawy w skutecznym poskramianiu przestępców, nie omieszkując przy tym podpatrywać swego mistrza. Stąd ex-Nightwing całkiem umiejętnie radzi sobie z piętrzącymi się problemami. Tych zaś jak zwykle nie brakuje, jako że Gotham tradycyjnie przyciąga niepospolite szumowiny. Jednym z nich jest Sprzedawca, osobnik parający się handlem przedmiotami należącymi niegdyś do uprzykrzających żywot mieszkańców miasta dziwolągów. Wczesna wersja serum Man-Bata, łom, którym Joker posłużył się do sponiewierania Jasona Todda czy jedna z monet Two-Face’a – to tylko cząstka oferty kierowanej do zblazowanych uczestników licytacji Sprzedawcy. Dick podejmuje się rozpracowania siatki nietypowego szmuglera, co wbrew pozorom może okazać się zadaniem nad wyraz skomplikowanym.

Jak się jednak okazuje to jedynie wstęp do poważniejszego wyzwania. Do Gotham powraca bowiem James Gordon Młodszy, syn nieocenionego komisarza miejskiej policji. Sęk w tym, że potomek jednego z najpewniejszych sojuszników Mrocznego Rycerza od dziecka wykazywał zachowania charakterystyczne dla osób trawionych zaburzeniami psychicznymi. Mimo zapewnień o pozytywnych skutkach podjętej przezeń terapii, stary policyjny wyga wykazuje maksymalną ostrożność. Nie inaczej rzecz się ma w przypadku Barbary Gordon, odgrywającej w tej opowieści nie mniej ważną rolę niż jej wiecznie spracowany ojciec. W tle daje o sobie znać również Joker oraz nie tak osobliwi, choć zarazem również problematyczni, przedstawiciele półświatka.

„Mroczne odbicie” (a przy okazji również pozostałe opowieści zawarte w niniejszym tomie) to przysłowiowe mocne wejście Scotta Snydera w roli kreatora przypadków Mrocznego Rycerza. Toteż zastępujący Bruce’a Dick sprawia wrażenie kogoś więcej niż tylko – parafrazując tytuł tego zbioru – bladego odbicia swego wielkiego poprzednika. Snyder zdołał bowiem nie tylko ustrzec oryginalnego Robina przed zatraceniem własnej indywidualności, ale z powodzeniem wykazał, że również opowieści z jego udziałem jako Batmanem mogą okazać się nie mniej zajmujące od wyczynów Bruce’a Wayne’a. Co więcej współtwórca sukcesu „Amerykańskiego Wampira” uniknął syndromu, który zdaje się cechować jego twórczość na obecnym etapie, tj. niedopracowanymi konkluzjami („Przebudzenie”) bądź też nagromadzeniem niekiedy aż nazbyt dziwacznych rozwiązań fabularnych („Batman: Endgame”). W przypadku „Mrocznego odbicia” poszczególne elementy składowe fabuły sprawiają wrażenie odpowiednio wyważonych. Stąd nawet fanatyczni wielbiciele dziedzica fortuny Wayne’ów bez większych protestów zaakceptowali jego tymczasową absencję. Ponadto cieszy epizodyczny udział Timothy’ego Drake’a, aktywnego wówczas jako Red Robin. Przekonują również osobowości głównych antagonistów, a nade wszystko metodyka generowania napięcia. Widać to zwłaszcza w ostatniej z zawartych tu opowieści eksplorującej mroczne sekrety rodziny Gordonów.

Jock (właściwie Mark Simpson) zalicza się do grona plastyków, których stylistyka dalece odbiega od standardów przypisywanych produkcjom superbohaterskim. Próżno bowiem doszukiwać się w jego pracach efektownego blichtru stosowanego m.in. przez Jasona Faboka („Batman – Detective Comics: Gniew”), Davida Fincha („Batman – Mroczny Rycerz: Spirala Śmierci”) i wręcz archetypicznego w tym kontekście Jima Lee („Liga Sprawiedliwości: Początek”). Brytyjski twórca ewidentnie stawia na wrażeniowość, która przez część potencjalnych odbiorców być może zostanie odebrana jako graficzna nonszalancja. Nie ma w niej jednak przypadkowości. Surowa, acz dosadna kreska celnie oddaje posępność Gotham. Nie tylko zresztą w kontekście standardowo zaniedbanych zaułków tego miasta, ale też jego reprezentacyjnej architektury. Podobnie jak miało to miejsce m.in. w mini-serii „Green Arrow: Year One”, także i tutaj Jock koncentruje się nade wszystko nad sylwetkami uczestników opowieści. Dalsze plany potraktowano umownie, co w niczym nie ujmuje ogólnej dramaturgii „Mrocznego odbicia”. Na marginesie warto nadmienić, że w czerwcowym odcinku bieżących przygód Batmana (nr 44) ponownie możemy podziwiać pracę tego wyróżniającego się artysty.

Jeszcze więcej pochwał należy się stylistyce drugiego rysownika zaangażowanego przy realizacji „Mrocznego odbicia”. Francesco Francavilla – bo o nim właśnie mowa - z powodzeniem sprawdziłaby się również przy realizacji komiksów niezależnych. Prezentuje on zupełnie odmienny rodzaj taktyki graficznej niż w przypadku nerwowo rozrysowywanych plansz Jocka. Jednak również w pracach włoskiego twórcy z miejsca daje się dostrzec skłonność do wrażeniowości. Ogromną rolę w podkreśleniu narastającego napięcia odgrywa kolorystyka wzbudzająca skojarzenia z dokonaniami Johna Higginsa („Batman: Zabójczy Żart”, „Strażnicy”). Użycie różnorodnych odcieni sjeny palonej oraz częste operowanie światłocieniem nadaje tej opowieści psychodelicznego posmaku. Biorąc pod uwagę ogólny nastrój fabuły, w której Gordonowie zmuszeni są stawić czoła makabrom swojej przeszłości, taki właśnie dobór barw wydaje się optymalny.

Za sprawą „Mrocznego odbicia” Scott Snyder przebojem wdarł się do grona cenionych twórców przygód Zamaskowanego Krzyżowca. Co prawda niewiele później przyćmił ów tytuł swoim kolejnym dokonaniem, tj. zwykle wysoko ocenianym „Trybunałem Sów”. Nie umniejsza to jednak wyjątkowości tego utworu, w którym zło przybrać może z pozoru niczym nie wyróżniające się z tłumu oblicze. Nawet jeśli przypisywanie temu tytułowi statusu klasyka czynione jest na wyrost, to z pewnością trudno byłoby uznać go za standardowy, comiesięczny produkcyjniak. Równocześnie stanowi dowód, że w roli Batmana ma szansę sprawdzić się nie tylko Bruce Wayne.

 

Tytuł: „Batman: Mroczne odbicie” 

  • Tytuł oryginał: „Batman: The Black Mirror”
  • Scenariusz: Scott Snyder
  • Szkic i tusz: Jock i Francesco Francavilla
  • Kolor: David Baron i Francesco Francavilla
  • Tłumaczenie:  Tomasz Sidorkiewicz
  • Posłowie: Kamil Śmiałkowski
  • Wydawca: Egmont Polska 
  • Data premiery: 15 czerwca 2015 r.
  • Oprawa: twarda z obwolutą
  • Format: 19 x 28 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 304
  • Cena: 99,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Detective Comics vol.1” nr 871-881 (styczeń 2011-październik 2011 r.) .

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 


comments powered by Disqus