„Król Thor” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 26-09-2022 22:07 ()


Biorąc pod uwagę skalę i rozmach stażu Jasona Aarona przy rozwijaniu wątków mitologii Gromowładnego nie zaskakuje okoliczność, że jego pożegnanie się z tą strefą uniwersum Domu Pomysłów wymagało bardzo mocnego akcentu. Okazała się nią inwazja hord dowodzonych przez Malekitha Przeklętego na Midgard, tj. ziemski matecznik ludzkości. Wydarzenie to zwykło być różnie oceniane, aczkolwiek trudno nie zauważyć, że swoim oddziaływaniem obejmowało one nawet najbardziej zaciszne zakamarki Ziemi-616.

Przy maksymalnym wysiłku zarówno ziemskich herosów, jak i Asgardczyków udało się jednak powstrzymać machinacje władcy mrocznych elfów, sprowadzić go do przysłowiowego parteru, a następnie podjąć się uprzątania zaistniałego w toku tej awantury bałaganu. Zbiór zatytułowany „Kres wojny” przybliżał właśnie ów swoisty remanent, okoliczności objęcia przez tytułowego bohatera serii „posady” przewodniczącego nordyckiego panteonu, a przy okazji miłosne wyznanie sformułowane przez wspomnianego pana scenarzystę pod adresem powierzonej mu postaci. Można było zatem zasadnie założyć, że tym sposobem konkluzja aktywności pomysłodawcy „Bękartów z Południa” w kontekście właśnie Thora została dopełniona. Jednak realizacyjne rozbuchanie tegoż twórcy objęło swoim zasięgiem również bardzo odległą przyszłość, moment dziejowy, gdy migoczące na nieboskłonie gwiazdy poczęły wygasać, a całokształt stworzenia pogrążać się w zwiastującej jego kres atrofii. Ów wątek (notabene z udziałem nie tylko leciwego Thora, ale także jego trzech rezolutnych wnuczek), konsekwentnie kontynuowany w kolejnych odsłonach sagi o powiernikach Mjlonira ewidentnie wymagał godnego swojej rangi epilogu. Nie zaskakuje zatem sytuacja, że temu celowi poświęcono osobną miniserię.

To właśnie na jej kartach (swoją drogą zebranej w niniejszym wydaniu zbiorczym) ma miejsce ostatni akt dziejów Gromowładnego, strudzonego mileniami sprawowania podjętych przezeń u „Kresu wojny” obowiązkami. Nie będzie zatem zapewne zaskoczeniem, że podobnie jak w wymienionym zbiorze także w tym przypadku mamy do czynienia z konkluzją tej swoistej współczesnej baśni snutej przez wywodzącego się z Alabamy scenarzystę. Ta zaś okoliczność czyni z niej podsumowanie całości dokonań rzeczonego. Po części sentymentalne, a po trosze także niestety nużące. Wydaje się bowiem, że wraz z kolejnymi odsłonami serii „Thor vol.5” Aaron miał już możliwość stosownego pożegnania się, a przy okazji „wystrzelania” z przekonujących (a niekiedy wręcz porywających) pomysłów. Stąd pomimo doceniania jego dokonań nie sposób nie zauważyć, iż niniejszy tom znacząco ustępuje nie tylko najbardziej udanym momentom stażu tego scenarzysty (by wspomnieć choćby tom inicjujący jego przygodę z Głównym Młotkowym Marvela), ale także tym nie aż tak udanym. Co prawda sprawy nie mają się na tyle źle, by zupełnie pomijać tę część ciągnącej się od 2012 r. sagi. Niemniej równocześnie oczekiwanie finału na miarę najbardziej udanych osiągnięć superbohaterskiej konwencji (by wspomnieć „Planetary” i „Prometheę”) nie znajduje w tym przypadku uzasadnienia. Miast tego daje o sobie znać przysłowiowe zmęczenie materiału, wypalenie z pomysłów oraz wykalkulowany (choć nie tyle przez samego scenarzystę, ile raczej księgowych zatrudniającego go koncernu wydawniczego) zamiar przedłużenia możliwości do wygenerowania dodatkowych zysków.  Biorąc pod uwagę nade wszystko komercyjny aspekt przedsięwzięcia pt. Dom Pomysłów, nie ma w tym oczywiście nic zdrożnego. Natomiast uwzględniając wcześniejsze dokonania Aarona, zasadnie spodziewać się było można bardziej przemyślanej fabuły. Także z tego względu, że w przypadku niniejszej opowieści mamy przecież do czynienia z podsumowaniem aktywności jednej z najważniejszych osobowości uniwersum Marvela.

W pełni natomiast spisał się Esad Ribić, którego plastyczne umiejętności raz jeszcze ujęły w kadr pochodną wyobraźni Jasona Aarona. Malarskie kompozycje jego autorstwa znamionuje patos, rozmach i ekspresja adekwatna do nieziemskich przestrzeni, w których w dużej mierze rozgrywa się zawarta tu historia. Cieszy również udział Das Pastorasa (w Polsce znanego przede wszystkim z jego udziału w realizacji osadzonej w uniwersum Incala dylogii „Castaka”), artysty zdecydowanie wyróżniającego się zarówno warsztatową biegłością, jak i po prostu talentem. Okoliczność partycypowania w tym przedsięwzięciu plastyków tego „kalibru” można śmiało uznać za jego główny walor oraz rekompensatę w kontekście niedostatków scenariusza tej propozycji wydawniczej.  

Jak na pożegnanie autora deklarującego miłość do powierzonej mu postaci (a nade wszystko władnego pochwalić się licznymi sukcesami na polu przedłużenia obecności Syna Odyna w ramach kultury popularnej) „Król Thor” nie porywa. Co prawda o rozczarowaniu nie ma mowy, ale też zasadnie spodziewać się było można znacznie mocniejszego „dopięcia” tegoż niewątpliwie bardzo istotnego etapu w dziejach Gromowładnego. Mówi się trudno.  

 

Tytuł: „Król Thor”

  • Tytuł oryginału: „King Thor”
  • Scenariusz: Jason Aaron
  • Szkic i tusz: Esad Ribić; gościnnie Das pastoras
  • Kolory: Ive Svorcina
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta  
  • Konsultacja merytoryczna: Kamil Śmiałkowski
  • Wydawca wersji oryginalnej: Marvel Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Story House Egmont
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 18 marca 2020 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 24 sierpnia 2022 r.  
  • Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
  • Format: 167 x 255 mm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 112
  • Cena: 49,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego zamieszczono pierwotnie w mini-serii „King Thor” nr 1-4 (listopad 2019-luty 2020).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus