„Green Lantern” tom 4: „Ultrawojna” - recenzja
Dodane: 26-03-2022 22:22 ()
Nie zawsze i nie wszystkie przedsięwzięcia z Grantem Morrisonem na tzw. pokładzie cieszą się powszechnym uznaniem. Tak się sprawy mają m.in. z „Ostatnim Kryzysem”, która to opowieść, pomimo wszelkich znamion epickości, nie doczekała się aprobaty porównywalnej z wcześniejszymi dokonaniami rzeczonego, a przy tym niezmiennie cenionymi realizacjami (by wspomnieć choćby „Animal Mana” i „Doom Patrol”). Powstały według jego scenariusza „Green Lantern” ma jednak sporą szansę uwieść nieco większe grono potencjalnych czytelników.
Dało się to zauważyć już na etapie zbioru inicjującego polską edycję tej serii, z jednej strony „gęstej” od licznych nieszablonowych konceptów oraz „odskoczni” do tak wielbionej przez „Szalonego Szkota” Srebrnej Ery superbohaterskiego komiksu; z drugiej natomiast większą przejrzystością niż w przypadku takich realizacji jak przywołany „Ostatni Kryzys” tudzież skądinąd znakomity „Flex Mentallo: Człowiek Mięśniowej Tajemnicy”. Toteż oprócz hołdów wobec dziecięco-młodzieńczych lektur wielmożnego pana scenarzysty mamy też do czynienia z wartko prowadzoną fabułą rozgrywającą się w często różnicowanych lokalizacjach i z udziałem wyrazistych (a chwilami wręcz „soczystych”) osobowościowo postaci. Można byłoby zatem zaryzykować twierdzenie, że w przypływie dobrej woli (a co bardziej prawdopodobne: ściśle sprecyzowanych sugestii/oczekiwań redaktorów prowadzących) „Morri” był łaskaw zstąpić z Parnasu osobistego wysublimowania, kiełznając nieco swój pęd ku snuciu niekiedy przesadnie zawikłanych (choć zarazem na ogół w równym stopniu intrygujących) opowieści. Stąd właśnie prócz typowych dlań fabularnych „odlotów” (w pozytywnym rozumieniu tego sformułowania) wraz z niniejszą odsłoną powierzonej mu serii otrzymujemy także sensownie prowadzoną historię o znacznym walorach rozrywkowych. Niemniej po kolei.
Po zdecydowanie wyczerpującej rozprawie z Kontrolerem Mu martwy Hal trafia do zaświatów. Chciałoby się rzec: żadna nowość! Wszak ową strefę całokształtu stworzenia odwiedził już w toku kulminacji wydarzenia znanego jako „Noc Ostateczna” (czy jak kto woli „The Final Night”), uzyskując równocześnie szansę odkupienia swoich win jako „nośnik” esencji Ducha Zemsty (o czym więcej w znakomitej serii „The Spectre vol.4”). Co więcej, na moment znowu przywdziewa całun w swoim czasie stanowiący niemal nieodłączną część jego pozagrobowej garderoby. To jednak ledwie początek tej odsłony losów niegdysiejszego pilota testującego prototypy statków powietrznych, jako że dane jest mu napotkać nowe pokolenie Strażników Wszechświata. Ci zaś reprezentują znacząco odmienną postawę niż ich niekiedy aż nazbyt kostyczni i zasadniczy poprzednicy. Stąd już tylko ta okoliczność przyczynia się do fabularnych zawirowań, które stanowią ledwie wstęp do ciągu kolejnych, nierzadko ekscytujących wydarzeń. Wizyta w „utkanym” z antymateryjnego budulca równoległym wszechświecie Qward, konfrontacja z zamieszkującymi go Zbrojmistrzami, spotkanie z odmienionym Gwiezdnym Szafirem, a nade wszystko zagrożenie ze strony Magistratu (tj. prastarej, a przy tym bliskiej omnipotencji nomadycznego imperium złotych olbrzymów) wypełniają ów album mnogością zdarzeń i pomysłów godnych sławy „Szalonego Szkota”.
Oczywiście jak to często w przypadku sygnowanych przezeń realizacji bywa, nie wszystkie z nich doczekają się pełnej akceptacji ze strony ewentualnych odbiorców tej propozycji wydawniczej. Nie sposób jednak odmówić efektowi pracy tegoż scenarzysty przejawów niestandardowości, a zarazem niemal „endemicznego” w twórczości rzeczonego szacunku dla jego poprzedników w roli współkreatorów ekspandującego wraz z każdą kolejną opowieścią uniwersum DC. Do tego stopnia, że aż chciałoby się raz jeszcze powtórzyć znaną konstatację, w myśl której „(…) ludzka wyobraźnia nie tyle tworzy, ile posługując się znanymi schematami/motywami generuje z tej mozaiki nową jakość”. Nie popadając równocześnie w nadmiar uproszczeń, można pokusić się o przypuszczenie, że tym sposobem ów jeden z czołowych przedstawicieli tzw. brytyjskiej inwazji konceptom takich autorów jak m.in. Cary Bates, Gerry Conway i Leo Dorfman (czyli twórców, w których komiksach zaczytywał się jako dzieciak) podarował de facto drugie życie.
Liam Sharp zwykł być w większym stopniu kojarzony z brytyjskimi tygodnikami komiksowymi niż produkcjami superbohaterskimi (choć gwoli ścisłości także pod tym względem może on pochwalić się udanymi realizacjami – by wspomnieć tylko „odrodzoną” „Wonder Woman”). Z tego względu w jego pracach daje się dostrzec refleks wrażliwości charakterystycznej dla plastyków w swoim czasie udzielających się na łamach m.in. „Judge Dredd: The Magazine” i oczywiście „2000 AD”. Przy czym pomimo niemałego przecież stażu (rzeczony pozostaje branżowo aktywny od blisko 35 lat) daje się zauważyć nieustające poszukiwanie nowych formuł operowania środkami komiksowego wyrazu. Widać to chociażby w zestawieniu z poprzednimi odsłonami niniejszej serii, w których zdecydowanie przeważało użytkowanie „gęstej” kreski przejawiającej się „mięsistymi formami”. Tym razem jest tego nieco mniej z wyraźnym „przechyłem” ku oddziaływaniu nie tyle konturem, ile nie zawsze wyrazistą plamą. Co prawda w swoich malarskich zapędach nie posuwa się on aż tak daleko jak chociażby Bill Sienkiewicz; niemniej pęd ku barwnemu rozbuchaniu jest z łatwością uchwytny. Pewne jest jedno: zarówno „nasz” wszechświat, jak i sfery równoległe przez uczestników tej opowieści wizytowane prezentują się nie mniej przekonująco, niż miało to miejsce we wcześniejszych odsłonach tej serii.
Na marginesie (choć bynajmniej marginalnie) koniecznie wypada dodać, że podobnie jak przy okazji poprzedniego tomu tej serii udział w jego przygotowaniu miał nasz redakcyjny kolega Damian Maksymowicz. Tym razem jednak miast rozpisania wstępu zaproponował on podsumowujące efekt pracy przy tej serii jej nieocenionego scenarzysty posłowie. Biorąc pod uwagę, że losami podkomendnych Strażników Wszechświata „Damex” fascynuje się co najmniej od półtorej dekady (a być może jeszcze dłużej), toteż wprost stwierdzić trzeba, że okazał się właściwą osobą na właściwym miejscu. Podobnie zresztą jak „Szalony Szkot”, który raz jeszcze wykazał, że z mocno eksploatowanej marki da się niemało wykrzesać. Tym bardziej szkoda, że przynajmniej przez jakiś czas w ofercie DC Comics nie uświadczymy jego zupełnie nowych projektów.
Tytuł: „Green Lantern” tom 4: „Ultrawojna”
- Tytuł oryginału: „The Green Lantern Season Two vol.2”
- Scenariusz: Grant Morrison
- Szkic i tusz: Liam Sharp
- Kolory: Steve Oliff, Liam Sharp
- Posłowie: Damian Maksymowicz
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta
- Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 23 lutego 2022 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 13 lipca 2021 r.
- Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
- Format: 16,7 x 25,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 168
- Cena: 49,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w serii ,,The Green Lantern Season Two” nr 7-12 (listopad 2020-maj 2021).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus