„Cartland - Wydanie Zbiorcze” tom 1 - recenzja
Dodane: 16-09-2020 20:59 ()
Od momentu zaistnienia zaczątków współczesnej kultury popularnej tematyka westernowa raz za razem okazywała się wdzięcznym polem do snucia emocjonujących opowieści. Wielokrotnie przekonali się o tym także wielbiciele komiksowego medium, a fabuły rozgrywające się na obszarach ekspandujących XIX-wiecznych Stanów Zjednoczonych w pewnych okresach (m.in. w toku lat 50. i 60. XX wieku) należały do najbardziej poczytnych.
Tej okoliczności nie przegapili także autorzy aktywni na rynku frankofońskim. Toteż to właśnie za ich sprawą odbiorcy w swoim czasie bujnie rozwijającej się prasy komiksowej mieli sposobność zapoznać się z tak udanymi realizacjami, jak „Blueberry”, „Durango” i „Comanche”. Z kolei dla polskiego czytelnika upływająca dekada to czas nadrabiania niezależnych odeń zaległości także w zakresie komiksowych westernów. Tego typu zaległością jest również seria „Cartland”, której pierwsze wydanie zbiorcze względnie niedawno trafiło do dystrybucji.
„Zapis” losów trapera Jonathana Cartlanda to kolejne świadectwo zasygnalizowanej chwilę temu hossy. Do tego zarówno na westerny, jak i francuskojęzyczne czasopisma komiksowe. Na ich bowiem łamach (a konkretnie „Le Journal de Lucky Luke” oraz „Pilote”) prezentowano perypetie rzeczonej postaci, a okazały się one na tyle popularne, że doczekały się aż dziesięciu pełnowymiarowych albumów. Niniejszy zbiór zawiera pierwsze cztery z nich i przenosi ewentualnych czytelników do początków drugiej połowy XIX w. Już sama ta okoliczność jawi się wyjątkowo, jako że zdecydowana większość dostępnych u nas komiksowych westernów rozgrywa się na ogół już po wojnie secesyjnej (1861-1865; by wspomnieć choćby „Jima Cuttlasa” oraz większość nowelek zawartych w zbiorze „Ringo”). Stąd jako tło dla zebranych tu opowieści posłużyły dynamicznie rozwijające się Stany Zjednoczone ledwie kilka lat po zaborczej wojnie z Meksykiem (1846-1848). Anektowane terytoria wciąż jeszcze pozostają w co najwyżej symbolicznej łączności z Waszyngtonem, indiańscy mieszkańcy Wielkich Równin na razie mają się nieźle, a głównym obszarem wzmożonej kolonizacji pozostaje nabyta jeszcze w 1803 r. Luizjana. Co prawda im bliżej przełomowego roku 1861, tym mocniej daje o sobie znać napięcie i antagonizm między industrializowaną w przyspieszonym tempie Północą a opierającym swój gospodarczy byt na uprawach bawełny Południem (notabene podobnie jak ma to miejsce w publikowanej także u nas serii „Lonesome”). Niemniej odgłosy armatnich salw bombardujących Fort Sumter to na kartach „Cartlanda” wciąż kwestia przyszłości. Stąd losy tytułowego bohatera dotyczą zupełnie innych spraw i zjawisk.
W otwierającym serię albumie poznajemy zatem młodego trapera, który w jednym z miasteczek na ówczesnym pograniczu zaopatruje się w prowiant i ekwipunek na trwające cały rok łowy. Jako żywo wzbudzający skojarzenia z młodszą wersją generała George’a Custera tudzież Williama „Buffalo Billa” Cody’ego sprawia wrażenie osobnika, który zna się na rzeczy i już niebawem szanowni twórcy tej inicjatywy przysparzają mu okazji do wykazania się biegłością w zakresie m.in. użytkowania broni palnej. Równocześnie (podobnie zresztą jak skądinąd znany Mike Blueberry) daje się on poznać jako tzw. przyjaciel Indian i to właśnie intryga z ich udziałem okazuje się w tej historii przewodnią. Podobnie rzecz się ma także w jej kontynuacji, tj. „Ostatniej karawanie do Oregonu”, w której obok osobistej tragedii tytułowego bohatera, główny motyw dotyczy jego udziału w peregrynacji osadników na wciąż nieskolonizowanym północno-zachodnim kresom Stanów Zjednoczonych. „Widmo Wan-kee” to z kolei m.in. obfitująca w intrygujące zjawiska podróż parowcem oraz zawiązanie bliskiej znajomości z lokalną pięknością znaną szerzej jako Silver Blue. Natomiast „Skarb Kobiety-Pająka” przenosi miejsce akcji ku Zachodniemu Wybrzeżu i obszarom w strefie oddziaływania rozrastającego się San Francisco oraz siedzib Indian z grupy Pueblo.
Można zatem śmiało stwierdzić, że tym sposobem autorska spółka pokusiła się o prezentację całkiem rozległego wycinka panoramy ówczesnych Stanów Zjednoczonych (a przy okazji terytoriów od tej struktury politycznej zależnych). Niby nic oryginalnego, bo przecież nie inaczej zwykł czynić choćby Yves Swolfs we wzmiankowanej serii „Durango”. Nie o oryginalność jednak tu chodzi, a jeszcze jedną okazję do przyjrzenia się wspominanym realiom. Do tego jakże wprawnie ujętym w kadr za sprawą talentu Michela Blanc-Dumonta (przy walnym udziale kolorystki Claudine Blanc-Dumont). Przyznać bowiem trzeba, że nie szczędził on swojego wysiłku, by jak najdokładniej oddać poszczególne elementy świata kreowanego. Do tego bez względu na to, czy mamy do czynienia z wnętrzem zapyziałej mordowni, rozległymi plenerami Missouri czy też świętem jednej z grup Indian Hopi. Co więcej, im dalej tym pod tym względem jest coraz lepiej i znać szybko następujący rozwój plastycznych możliwości tegoż autora. A przyznać trzeba, że syndrom zbędnych dłużyzn przynajmniej na tym etapie realizacji serii nie zaistniał i tym samym gęste od licznych wydarzeń i takiej też obsady scenariusze Laurence Harlé zapewniły temu artyście mnóstwo pracy, a co zatem idzie także pola do popisu. Znowu zatem dał o sobie znać model narracji przyjęty we frankońskich magazynach komiksowych, czyli dosycanie fabuł tak, aby nawet liczące sobie sześć-siedem plansz epizody okazały się stosownie emocjonujące i tym samym zapewniające sobie przychylność pławiących się w ogromnej przecież podaży czytelników. Pod tym względem perypetie Cartlanda w żadnym calu nie ustępują wyczynom znanego ze stronic „Comanche” Red Dusta tudzież najbardziej udanym westernom Jerzego Wróblewskiego i Andrzeja Białoszyckiego (vide „Powrót Baxtera”).
Pod pewnym jednak względem (a do tego istotnym) postać ta wyróżnia się nawet na tle wielowymiarowego Mike’a Bluberry’ego. Chodzi mianowicie o reprezentowany przezeń profil osobowościowy, momentami determinowany niezbyt chwalebnymi uwarunkowaniami etyki sytuacyjnej. Jest to o tyle wyjątkowe, że frankofońscy twórcy komiksowych westernów na ogół stronili od tego typu postaci, skłaniając się ku powielaniu schematu zaproponowanego przez Karola Maya w osobie Old Shatterhanda (tj. skutecznego zabijaki, acz o złotym sercu). Dość wspomnieć, że nawet najemny spec od rozwałki, którym de facto jest Durango, zwykł kierować się swoistym kodeksem honorowym. Nie wyjawiając nazbyt wiele, wypada jedynie nadmienić, że w przypadku Cartlanda bywa z tym różnie. Reprezentuje on bowiem typ tzw. bohatera dynamicznego, choć niekoniecznie według standardu sienkiewiczowskiego znanego m.in. z „Quo Vadis” i „Potopu”. Przy czym równocześnie przesadą i nieporozumieniem byłoby uznać rzeczonego za antybohatera porównywalnego z pozbawionym skrupułów, hedonistycznie usposobionym Torpedo. Najprościej rzecz ujmując Jonathan to człowiek w pełnej krasie ze swoimi słabościami, lękami, a nierzadko także pogubiony w natłoku otaczających go niejednoznaczności. Paradoksalnie korzystnie wpływa to na odbiór tej postaci jako bardziej prawdopodobnej od krystalicznych kowbojów-herosów brylujących niegdyś w takich magazynach jak „All Star Western vol.1”, „Charles Starrett as the Durango Kid” i „Hopalong Cassidy”. Trudno orzec jak ta okoliczność zostanie rozwinięta przy okazji kolejnych zbiorów niniejszej serii, ale rokuje ona bardzo zachęcająco. Interesującym rozwiązaniem tu zastosowanym są ponadto odniesienia do incydentalnie dającej o sobie znać ponadprzeciętnej intuicji protagonisty. Choć gwoli ścisłości nie jest to skala porównywalna z także przywoływaną serią „Lonesome”. Natomiast z pieczołowitością docenioną przez redaktorów „Encyklopedii komiksu” Larousse’a ujęto elementy folkloru rodzimych mieszkańców Ameryki Północnej.
Krótko pisząc, jest to pozycja zdecydowanie godna uwagi. Do tego nie tylko miłośników westernu, ale udanych, komiksowych realizacji w całej rozciągłości.
Tytuł: „Cartland - Wydanie Zbiorcze” tom 1
- Tytuł oryginału: „Cartland L’intégrale 1”
- Scenariusz: Laurence Harlé
- Rysunki: Michel Blanc-Dumont
- Kolory: Claudine Blanc-Dumont
- Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
- Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
- Wydawca wersji polskiej: Elemental
- Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 1 lipca 2004 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 21 sierpnia 2020 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 22 x 29,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 202
- Cena: 125 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie na łamach magazynu „Lucky Luke” i „Pilote” w latach 1974-1978, a następnie w albumach: „Jonathan Cartland” (lipiec 1975), „Dernier convoi pour l’Orégon” (kwiecień 1976), „Le Fantôme de Wah-kee” (kwiecień 1977) i „Le Trésor de la femme araignée” (kwiecień 1978).
Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus