„Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 11: „Powrót Baxtera” - recenzja
Dodane: 06-06-2017 07:18 ()
Po nieco dłuższym niż w ubiegłym roku oczekiwaniu (przypomnijmy, że „Zemsta faraona” trafiła do dystrybucji w lutym) doczekaliśmy się kolejnego, jedenastego już tomu jednej z najważniejszych inicjatyw w zakresie prezentacji dorobku rodzimych klasyków komiksu. Po marynistycznym „odskoku” mistrza Jerzego znowuż powracamy do jego ulubionej konwencji, czyli rzecz jasna westernu. Toteż wspomagany przez niezawodnego Andrzeja Białoszyckiego raz jeszcze „wyrusza” on na Dziki Zachód, by przybliżyć losy kolejnego, chwackiego kowboja.
Mowa tu o tytułowym Baxterze, hodowcy bydła zamieszkującego wraz z żoną farmę w okolicach jednego z miasteczek wspomnianego obszaru Stanów Zjednoczonych (prawdopodobnie na pograniczu amerykańsko-meksykańskim). Osobowość to zresztą znana czytelnikom „Z archiwum…”, ponieważ to właśnie on miał sposobność udzielać się na kartach trzeciego tomu tego cyklu („Skarb Irokezów”). Tym razem opowieść o jego losach rozpoczyna się w dobrym dlań momencie, jako że podczas pobytu we wspomnianej miejscowości zdołał on korzystnie spieniężyć swoje stado. Oczywiście jak przystało na rasowy western, sielanka nie trwa długo, bo już w trzecim kadrze okazuje się, że nie wszystko jest w należytym porządku. Miast stęsknionej żony i sutej kolacji zastaje on zgliszcza rodzinnego domu oraz zwłoki dwóch mężczyzn wspierających go w pracy na farmie. Z kolei Jane (tj. żona protagonisty) znika bez śladu. Baxter, jako tzw. człowiek z przeszłością, może jedynie domyślać się, że za napaść odpowiada, któryś z jego dawnych wrogów. Nie pozostaje mu zatem nic innego jak pochować zamordowanych przyjaciół i wyruszyć tropem ich zabójców. Względnie prędko trafia on na ślady przejazdu bezwzględnych indywiduów i tym samym rozpoczyna obfitującą w liczne zwroty akcji próbę odbicia uprowadzonej połowicy.
Zapewne już tylko z tegoż zwięzłego opisu mniemać można, że mamy do czynienia z kolejną, powtarzalną wariacją fabularną w ramach komiksu gatunkowego. Tym bardziej że zgodnie z tytułem jest to kontynuacja losów znanego już wcześniej osobnika. W istocie tak się sprawy mają, niemniej trzeba przyznać, że w zestawieniu z bohaterami poprzednio prezentowanych westernów Jerzego Wróblewskiego i Andrzeja Białoszyckiego (nie wyłączając także „Skarbu Irokezów”) w przypadku obecnej inkarnacji Baxtera znać zasadniczą różnicę w jego profilu psychologicznym i ogólnej metodyce działania. Jak się bowiem w toku opowieści okazuje, pomimo szlachetnej motywacji, w obliczu utraty żony najwyraźniej puściły mu nerwy. Stąd tym razem potrafi on być nie tylko nad wyraz pragmatyczny, ale też i bezwzględny. Nie waha się złamać danego słowa, porzuca skrępowanego bandziora na pastwę aligatorów oraz bezceremonialnie podrzyna gardła jego kamratów. Mamy tu zatem do czynienia z odmiennym modelem bohatera niż w klasycznych westernach. Liczy się bowiem przede wszystkim efektywność i jak najszybsze wykaraskanie z opałów przetrzymywanej przez zbirów żony. Fortunnie dla niej i dla samego Baxtera okazuje się on niezgorszym strzelcem niż skądinąd znany Rod Taylor oraz bohater dziewiątego tomu „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” w osobie Ringo Deana. Nie da się ukryć, że fabuła jawi się w kategorii standardowej dla gatunku, co nie oznacza, że wielbiciele westernów (a w szerszym kontekście ogólnie komiksów przygodowych) dorobią się zwichnięcia szczęki w efekcie nadmiernego ziewania. Zgodnie z zasadniczą formułą „Dziennika Wieczornego” akcja mknie wartko, trup ściele się gęsto, a tytułowy protagonista raz za razem zmuszany jest przez szanownych autorów do wykazywania się swoją zaradnością. Nie brak również egzotycznych akcentów przejawiających się fauną strefy zwrotnikowej. Wszystko to składa się na fabularną mozaikę może nie nadmiernie złożoną pod względem ogólnej struktury, ale w swojej klasie emocjonującą.
O dziwo nieco gorzej niż zwykle prezentują się ilustracje rozrysowane przez Wróblewskiego. Gwoli ścisłości to nadal przejaw fachowości i tratowania podjętego zadania z pełną powagą. Stąd dynamika sekwencji konfrontacyjnych zostaje utrzymana, a kompozycja kadrów oraz sceny rozgrywające się po zmierzchu również pozostają bez zarzutu. Ponadto tradycyjnie dlań Wróblewski wprawnie imituje przestrzenność za pomocą ledwie kilku elementów tła. Trudno jednak nie zauważyć, że część pasków wykonano w większym pośpiechu niż wcześniejsze zamówienia redakcji „Dziennika Wieczornego”. Ta okoliczność o tyle nie dziwi, że w momencie realizacji „Powrotu Baxtera” Wróblewski był już pełnoetatowym rysownikiem serii „Kapitan Żbik”, rozrysowując kolejne epizody tegoż cyklu w iście zawrotnym tempie (w latach 1973-1974 łącznie osiem odcinków). Niemniej raz jeszcze wypada powtórzyć, że w ogólnej ocenie warstwa graficzna niniejszego tomu „Z archiwum…” jawi się jako godna talentu i pracowitości Mistrza z Bydgoszczy.
W kolejnej odsłonie tej serii ponownie dojdzie do gatunkowej reorientacji. Znowu bowiem odpoczniemy od westernów, a miejsce wkurzonych nie na żarty kowbojów i ich wyzutych z choćby śladowych skrupułów adwersarzy zajmą załoganci czołgu T-34 znanego szerzej jako „Rudy 102”.
Tytuł: „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 11: „Powrót Baxtera”
- Fabuła i tekst pierwotny: Andrzej Białoszycki
- Rysunki oraz grafika na okładce: Jerzy Wróblewski
- Opracowanie okładki: Andrzej Janicki
- Rekonstrukcja graficzna pasków komiksowych oraz adaptacja do wersji z dymkami: Maciej Jasiński
- Onomatopeje: Łukasz Godlewski
- Wydawca: Wydawnictwo Ongrys – Leszek Kaczanowski
- Data publikacji: 18 maja 2017
- Oprawa: miękka
- Format: 30 x 21 cm
- Papier: kredowy
- Druk: czarno-biały
- Liczba stron: 44
- Cena: 24,90 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w „Dzienniku Wieczornym” od 2 października 1974 r. do 11 lutego 1975 r.
Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus