„Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 3 - recenzja
Dodane: 26-07-2014 21:34 ()
Wygląda na to, że inicjatywa prezentacji szerzej nieznanej części dorobku Jerzego Wróblewskiego nabiera przysłowiowych rumieńców. W maju 2014 r. doczekaliśmy się bowiem trzeciego wydania zbiorczego komiksów tegoż autora publikowanych niegdyś na łamach „Dziennika Wieczornego”.
W odróżnieniu od poprzednich dwóch tomów, zawarte w nim historie powstały do scenariuszy autorów innych niż twórca warstwy plastycznej „Figurek z Tilos” i „Dziesięciu z Wielkiej Ziemi”. W przypadku pierwszej z opowieści składających się na ów tom („Skarb Irokezów”) z literackim wsparciem pośpieszył Wróblewskiemu Andrzej Białoszycki, dziennikarz wspominanej popołudniówki. Powstała tym sposobem historia to nie tyle komiks w myśl klasycznego pojmowania tego medium, co raczej zbiór pozbawionych tzw. dymków ilustracji uzupełnionych obszernym tekstem. Tym samym, podobnie jak w przypadku opublikowanych w poprzednim tomie „Rycerze prerii”, mamy do czynienia z obrazkową mikropowieścią. Czytelników obawiających się bolesnej w przyswajaniu prasowej ramoty z miejsca należy uspokoić. Bo chociaż można śmiało mówić o kumulacji motywów świetnie znanych z wszelkiej maści westernów (m.in. klasycznego „Skarbu w Srebrnym Jeziorze” Karola Maya), to jednak Białoszycki okazał się wyjątkowo sprawnym kompilatorem. Owszem, występujący tu Baxter to standardowo szlachetny przyjaciel Indian plasujący się w jednym szeregu obok Michaela Blueberry’ego i Roda Taylora. Mimo tego wartka fabuła oraz zestaw przekonująco sprofilowanych czarnych charakterów sprawia, że w roli poszukiwacza tubylczego skarbu z powodzeniem mógłby odnaleźć się również wzmiankowany chwilę temu najsłynniejszy pokerzysta frankofońskiego westernu. Częste zwroty akcji podkreślają dynamiczne kadry rozrysowane w pełni już ukształtowanym stylem mistrza, który w kilka lat później stanie się jednym z filarów magazynu „Relax”. I co więcej, dzieje się tak pomimo ograniczonej sekwencyjności zdarzeń.
Szczególnym rarytasem niniejszego tomu jest obszerny i niestety niedokończony fragment opowieści „My nigdy nie śpimy”. Owa fabuła, traktująca o być może najbardziej znanej w dziejach agencji detektywistycznej założonej przez Alana Pinkertona, to pożegnalna praca Mistrza z Bydgoszczy powstała według scenariusza Andrzeja Janickiego. Jak wspomina ów znany m.in. z kart „Awantury” i „Produktu” twórca, komiks ten miał stanowić część większego projektu w postaci magazynu z historyjkami obrazkowymi. Do jego zaistnienia niestety jednak nie doszło. Z kolei latem 1991 r. zmarł Jerzy Wróblewski i tym samym pełna realizacja komiksu okazała się niemożliwa. Zawarty w niniejszym tomie niedokończony kadr to swoiste, symboliczne pożegnanie z tym wielkim i przedwcześnie zmarłym twórcą.
Z kolei poprzedzające wspominany szkic plansze (czy może raczej zbiory pasków) to kolejny popis warsztatowej sprawności bydgoskiego rysownika, w którego wykonaniu doskonale jawi się nawet zestaw tzw. gadających głów. Zwłaszcza, że jak to zwykle bywało w przypadku Wróblewskiego także i tutaj zdołał on nadać portretowanym postaciom wizerunkowej indywidualności (m.in. Pinkerton, przedstawiciele ściganej przezeń bandy braci Reno oraz obrabowani bankierzy). Choć nie da się ukryć, że niektóre z nich wpisują się w dostrzegalną w jego twórczości powtarzalność rysów twarzy rozrysowywanych przezeń bohaterów. Np. pomagier Pinkertona imieniem George zdaje się nieco przypominać jednego z agentów francuskiego kontrwywiadu w „Cenie wolności”. Przy czym ani trochę nie uchybia to wysokiej jakości warsztatu tegoż rysownika. Stąd wypada się tylko cieszyć z okoliczności prezentacji powstałego przed niemal ćwierćwieczem komiksu. Zwłaszcza, że w druku zaprezentowano wcześniej ledwie jego próbkę (m.in. w jedynym numerze magazynu „CDN”).
Dopełnienie albumu stanowią dwa komiksowe paski z udziałem szeryfa Billa, które pomimo westernowego anturażu odnoszą się raczej do realiów gomułczano-gierkowskich niż Dzikiego Zachodu. Stąd obecny w nich typ humoru wykazuje podobieństwo do produkcji Stanisława Barei, celnie (i zarazem dyskretnie) punktujących absurdy czasów „realnego socjalizmu”.
Podobnie jak w przypadku poprzednich tomów, także i w tym zaprezentowano materiał gruntownie odświeżony i przez to sprawiający wrażenie jakbyśmy mieli do czynienia z współcześnie powstałymi utworami. Stąd album bez cienia wątpliwości godzien jest polecenia także ze względów czysto formalnych. Tym samym kolejna luka w prezentacji dorobku bydgoskiego mistrza została zapełniona.
Tytuł: „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 3
- Tekst: Andrzej Białoszycki („Skarb Irokezów”) i Andrzej Janicki („My nigdy nie śpimy”)
- Ilustracje: Jerzy Wróblewski
- Grafika na okładce: Jerzy Wróblewski
- Przygotowanie okładki: Andrzej Janicki
- Rekonstrukcja graficzna pasków komiksowych: Maciej Jasiński
- Wydawca: Wydawnictwo Ongrys
- Data publikacji: maj 2014 r.
- Oprawa: miękka
- Format: 30 x 21 cm
- Papier: kredowy
- Druk: czarnobiały
- Liczba stron: 44
- Cena: 26,90 zł
Komiks „Skarb Irokezów” publikowano pierwotnie w „Dzienniku Wieczornym” od 14 sierpnia do 1 listopada 1976 r.
Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus