„Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 10: „Kapitan Kirb” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 30-09-2016 12:22 ()


Zamiłowanie Jerzego Wróblewskiego do komiksowego medium było tak duże, że nie wahał się on podejmowania w jego ramach wszelkich oferowanych mu odmian gatunkowych. Stąd dorobek rzeczonego charakteryzuje znaczny stopień różnorodności: od kryminału („Kapitan Żbik: Zerwana sieć”), poprzez nie wolny od znamion systemowej propagandy dramat wojenny („Dziesięciu z Wielkiej Ziemi”) aż po produkcje powstałe z myślą o najmłodszych („Nowa Wyspa Skarbów”). Znane jest zwłaszcza jego zamiłowanie do westernu (vide „Ringo”). Jak się jednak okazuje inowrocławsko-bydgoski autor nie stronił również od marynistyki.

Dowodem na to jest najnowszy tom „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego”, w którym wraz z tytułowym protagonistą zawartej w nim opowieści trafia się okazja by wyruszyć na niespokojne wody XVIII-wiecznego Morza Karaibskiego. Konflikt interesów pomiędzy hiszpańskimi kolonistami, a coraz śmielej poczynającymi sobie w ich posiadłościach Anglikami trwa w najlepsze. Gnieżdżący się na Tortudze korsarze grabią bez litości okręty iberyjskiej monarchii, ale i poddani króla z Madrytu potrafią boleśnie się odgryźć. Toteż wody tego akwenu do najspokojniejszych nie należą, a przemieszczanie się pomiędzy m.in. Hispaniolą i Puerto Rico wiąże się ze znacznym ryzykiem.

Przekonał się o tym Robert Kirb, syn angielskiego gubernatora Jamajki, podróżujący wraz z rodzicami na fregacie „Gloucester”. Bowiem owa jednostka morska pada łupem hiszpańskich wilków morskich pod komendą nonszalanckiego Gonzalesa de Alcazario. Leciwy gubernator ginie z rąk napastników, a sam Robert zostaje wyrzucony za burtę. O dziwo, miast posłużyć za żer dla rekinów tudzież skończyć na dnie morza, resztkami sił udaje mu się dotrzeć do brzegu jednej z karaibskich wysp. Tym sposobem, niczym bohater klasycznej serii „Fantom”, przysięga on pomścić zamordowanego ojca i już niebawem zaciąga się na jeden z korsarskich okrętów. „Scorpion” (bo tak zwie się owa łajba) staje się niebawem postrachem hiszpańskich żeglarzy; Robert zaś prędko awansuje w korsarskiej hierarchii. Ta okoliczność umożliwia mu kontynuowanie poszukiwań Alcazario, przy równoczesnym przetrzebieniu napotkanych jednostek wroga.

W niniejszej opowieści Wróblewski pełnymi garściami czerpie z konwencji marynistycznej, zaliczanej niegdyś do jednej z najpopularniejszych odmian literatury przygodowej. Dość wspomnieć „Wyspę Skarbów” pióra Roberta Louisa Stevensona czy „Kapitana Blooda” Rafaela Sabatiniego (obie zresztą co najmniej kilkukrotnie adaptowane na potrzeby komiksu), które to utwory rozpalały wyobraźnie pokoleń czytelników złaknionych emocjonujących fabuł. Dziś to już raczej przeszłość, a perypetie piratów, korsarzy i polujących na nich wymuskanych oficerów flot rozmaitych wzbudzają entuzjazm co najwyżej incydentalnie (zazwyczaj przy okazji kolejnych odsłon „Piratów z Karaibów”). Stąd także „Kapitan Kirb” przez pewną grupę czytelników może zostać odebrany w kategorii swoistej skamieliny, echa dawnej świetności odmiany literackiej, po którą sięgają obecnie nieliczni. Trudno się z tą nieco nonszalancką oceną przynajmniej częściowo nie zgodzić; niemniej dyskretny posmak retro - wpisany w tego typu opowieści - wciąż ma znaczną siłę oddziaływania wobec nieco starszych wiekiem odbiorców komiksowego medium, z sentymentem wspominających seriale takie jak „Przemytnik” czy „Porwany za młodu”. „Kapitan Kirb” zalicza się do tej właśnie grupy utworów i ma spore szansę by we wspomnianej grupie czytelników (ze szczególnym uwzględnieniem odbiorców doceniających takie realizacje jak „Bruce J. Hawker” i „Long John Silver”) generować emocje porównywalne do tych z czasów, gdy wspomniane produkcje telewizyjne cieszyły się znaczną popularnością. Ponadto jest to również nie tak znowuż częsta okazja do przyjrzenia się jak w sceneriach marynistycznych radził sobie mistrz Wróblewski. Być może tytułowy kapitan Kirb charyzmą nie może równać się z Jackiem Aubreyem (bohaterem cyklu powieściowego autorstwa Patricka O’Briana) czy konkurować z Peterem Bloodem w dowcipie i ogólnej zmyślności. Nie brak mu jednak determinacji i odwagi, a i w fechtunku radzi on sobie nie zgorzej. Toteż fabuła, choć nieprzesadna w swej złożoności, zachowuje walory klasyki powieści przygodowej w jej marynistycznej odmianie.

Jeszcze lepiej rzecz się ma w kontekście zawartości kadrów rozrysowanych przez przyszłego współtwórcę „Zesłańców” oraz „Gdzie ziemia drży”. Gwoli ścisłości wypada nadmienić, że przytrafiają się tu niekiedy okazjonalne błędy rysunkowe oraz momentami przesadne podkreślanie konturu. Stanowią one jednak rzadkość i większość kompozycji zawartych w albumie została wykonana fachowo, z odpowiednim wyczuciem ogólnego klimatu epoki i umiejętnym doborem przypisanego jej rekwizytorium. Wróblewski nie ignorował również dalszych planów, wykazując troskę o stosowną scenografię w nie mniejszym stopniu niż o zgodne z przekazami historycznymi kostiumy udzielających się tu postaci (pomijając hiszpańskich żołnierzy odzianych w kirysy i moriony charakterystyczne raczej dla pierwszej poł. XVII w.). Autor tej opowieści sprawnie poradził sobie zarówno w scenach statycznych, jak i sekwencjach konfrontacyjnych. Nawet w kadrach z niewielką przestrzenią w tle starał się on choćby symbolicznie ujmować głębie perspektywiczną. Tym samym po raz kolejny daje o sobie znać samorodny talent Wróblewskiego i ocierająca się o geniusz narracyjna intuicja. Notabene w przekonaniu Marcina Jaworskiego (autora monografii „Urodzony żeby rysować. Twórczość komiksowa Jerzego Wróblewskiego”) jako inspiracja do zaistnienia „Kapitana Kirba” posłużyć miał zbliżony tematycznie komiks autorstwa hiszpańskiego twórcy, Julio Ribery, odnaleziony w domowym archiwum Mistrza z Bydgoszczy. Oprócz tytułowej opowieści w albumie odnajdziemy również obszerny zestaw szkiców tegoż komiksu, za sprawą których mamy sposobność zapoznania się z niuansami warsztatu nieodżałowanego Jerzego Wróblewskiego oraz jednej z faz powstawania jego prac.

W kolejnym tomie czytelnicy tego cyklu spodziewać się mogą powrotu do plenerów rodem z Dzikiego Zachodu. „Powrót Baxtera”, bo o tym tytule właśnie mowa, jest już w zapowiedziach wydawnictwa Ongrys.

 

Tytuł: „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 10: „Kapitan Kirb”

  • Tekst i rysunki: Jerzy Wróblewski
  • Przygotowanie okładki: Andrzej Janicki
  • Rekonstrukcja graficzna pasków komiksowych oraz przerobienie na wersje z dymkami: Maciej Jasiński
  • Wydawca: Wydawnictwo Ongrys – Leszek Kaczanowski
  • Data publikacji: 1 października 2016
  • Oprawa: miękka
  • Format: 30 x 21 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: czarno-biały
  • Liczba stron: 40
  • Cena: 24,90 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w „Dzienniku Wieczornym” od 27 listopada 1966 r. do 16 lutego 1967 r.

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus