„Lonesome” tom 1: „Na tropie kaznodziei” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 12-10-2019 16:00 ()


Motyw samotnego rewolwerowca przemierzającego połacie dzikiej amerykańskiej ziemi splamionej potem, łzami i krwią prawdopodobnie został już wyssany do cna. Nie przeszkadza to jednak (i dobrze) kolejnym autorom tworzyć dzieła, w których centralną postacią jest tajemniczy przybysz znikąd. Skrywający swoją przeszłość za posępnym obliczem i sześciostrzałowcem w dłoni. Nie inaczej jest z „Lonesome”, nowym komiksem Yves’a Swolfsa doskonale odnajdującego się w tematyce Dzikiego Zachodu autora innego westernowego cyklu – „Durango”. I mimo prawie 40-letniej różnicy dzielącej publikacje pierwszych tomów obu serii, mają one ze sobą wiele wspólnego, poczynając od fizjonomii głównego bohatera, poprzez jego charakter i umiejętności strzeleckie, a kończąc na śnieżnej scenerii będącej tłem dla brutalnej rozgrywki. Czy to tylko wymogi konwencji, czy może mrugnięcie okiem do czytelnika?

Swolfs umieszcza akcję na dwa miesiące przed wybuchem wojny secesyjnej. W kraju wrze. Zwolennicy zniesienia niewolnictwa ścierają się z przeciwnikami tego pomysłu, konfederatami z Południa i to nie tylko na stopie dyplomatycznej. Do miasta Holton leżącego na granicy Kansas i Missouri, czyli w rejonie, w którym spór o przyszłość narodu amerykańskiego przybiera szczególnie krwawy obrót, przybywa tytułowy bohater poszukujący niejakiego Markhama, kaznodziei wyróżniającego się pośród innych duchownych dość osobliwą, wręcz bestialską interpretacją Biblii, mordując nieposłuszne owieczki. Samo miasto, jak wiele innych, pociągane jest za sznurki przez najbogatszego mieszkańca, bankiera sprawującego jednocześnie urząd burmistrza – Harpera – otaczającego się bandą najemników dowodzoną przez wprawionego w boju Claytona. Nadchodzący konflikt jest nieunikniony. Zarówna ten na skalę krajową, jak i ten lokalny. Pytanie tylko - ile trupów będzie musiało paść, zanim nastąpi rozwiązanie napiętej sytuacji?

Historia w dużej mierze została nadbudowana wątkami politycznymi, które w przyszłości zapewne odegrają w niej jeszcze ważniejszą rolę, niż ma to miejsce w pierwszym tomie. Swolfs kreśli wizję bezwzględnych elit czekających, ba dążących do wybuchu wojny pozwalającej na wzbogacenie się na cudzym cierpieniu. A wydarzenia mające obecnie miejsce w Holton i okolicach (współpraca Harpera z Markhamem) jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Czy samotny jeździec mający zamiar wymierzyć „swoją” sprawiedliwość odnajdzie się w labiryncie intryg? Z pewnością pomoże mu w tym jego dar widzenia przyszłości… Jest to zabieg intrygujący, ale niosący ze sobą również spore niebezpieczeństwo dla fabuły, która może być „pchana” do przodu jedynie za pomocą wizji Lonesome’a. Na razie Swolfs nie korzysta z tego daru nadmiernie, ale umiejętność ta nie została także doprecyzowana, przez co można mieć uzasadnione pretensje co do sensowności takiego zabiegu.

Pomimo wątpliwości związanych z elementami nadprzyrodzonymi „Lonesome” to western, a raczej antywestern wysokich lotów. Z cynicznymi bohaterami. Z zawodowymi mordercami i bandytami. Oprawcami dzieci i kobiet. Z odwiecznymi regułami rewolwerowych pojedynków, w których gra idzie o życie i reputację. Z karabinem powtarzalnym siejącym śmiertelne żniwo. I z niepokojącym miastem skrywającym niebezpieczne tajemnice. Z wyrywającą się z kajdan cywilizacją próbującą okiełznać Dziki Zachód.

Swolfs tworzy gęstą i napiętą atmosferę. Chociaż nie wszystkie zaistniałe tu dramatyczne wydarzenia zostały odpowiednio zaakcentowane, to lektura dostarcza solidnej, po mistrzowsku rozrysowanej dawki brawurowej akcji. Kreślone sprawną ręką belgijskiego autora surowe krajobrazy, twardzi kowboje o wzroku przeszywającym do szpiku kości i efektowne sekwencje strzelanin zabierają nas do krainy, w której nie ma przebaczenia. Współczucie jest zgubne, prawość to tylko slogan, a jedyne, na co możesz liczyć, to posłana w twoją stronę ołowiana kula.

Holton wita.

 

Tytuł: Lonesome tom 1: Na tropie kaznodziei

  • Scenariusz: Yves Swolfs
  • Rysunki: Yves Swolfs
  • Przekład: Maria Mosiewicz
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data publikacji: 18.09.2019 r. 
  • Oprawa: miękka
  • Stron: 56
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Format: 216x285
  • ISBN: 978-83-281-3588-8
  • Cena: 34,99 zł

 Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus