„Durango” tom 7: “Loneville” - recenzja
Dodane: 15-07-2015 08:38 ()
Po epickiej, rozgrywającej się na kartach aż trzech albumów, meksykańskiej awanturze Yves Swolfs powraca do formuły zwartych, jednotomowych opowieści. Przejawem tego jest niniejszy epizod sagi o brawurowym rewolwerowcu przemierzającym Dziki Zachód. Jak to zwykle bywa w przypadku tego osobnika o sielance i zasłużonym odpoczynku najzwyczajniej nie może być mowy.
Tak się złożyło, że ów szlachetny spec od rozwałki przypadkowo staje się świadkiem tragedii jednej z rodzin lokalnych osadników. Od kul napastników ginie ojciec oraz dwoje jego potomstwa. Draby oszczędzają jedynie matkę, ale jak łatwo się domyślić niekoniecznie z wrodzonej dobroci serca. Hańby i śmierci w bólach oszczędza jej przybycie nieznanego jeźdźca, który błyskawicznie rozprawia się z napastnikami. Owym przybyszem jest nie kto inny jak właśnie Durango, który po burzliwych perypetiach w Meksyku, zdecydował się szukać szczęścia i zarobku w nieco chłodniejszym klimacie. Stąd powrót śnieżnej aury, która posłużyła za tło dla epizodu inicjującego tę serię („Psy zdychają zimą”). Kontrast w zestawieniu z odcinkami bezpośrednio poprzedzającymi niniejszy tom przejawia się zatem nie tylko w skali epickości tej opowieści, ale też jej ogólnego anturażu. Nie brakuje natomiast wyrazistych oponentów, wśród których na pierwsze miejsce wysuwa się niejaki „White Head”, herszt bandy powalonych przez Durango rzezimieszków. To właśnie ów sowicie opłacany przez skrywającego tożsamość zleceniodawcę osobnik odpowiada za terroryzowanie zarówno słabo zaludnionej okolicy, jak i mieszkańców podupadającego miasteczka Loneville. Toteż nie ma cienia szansy, aby darował on tytułowemu bohaterowi cyklu utratę aż sześciu swoich „żołnierzy” i tym samym ujmę na honorze. Konfrontacja jest zatem nieunikniona.
Zdawać by się mogło, że w swej niefrasobliwości Swolfs nieopatrzenie powielił schemat fabularny znany nie tylko z niezliczonej ilości fabuł rozgrywających się na Dzikim Zachodzie, ale wręcz cytował samego siebie. Istotnie, część składników tej opowieści zaskakująco przypomina te, z którymi mieliśmy już do czynienia w poprzednich odsłonach tego cyklu (m.in. w „Pułapce na zabójcę”). Zastraszeni mieszkańcy prowincjonalnego miasteczka, miejscowa elita usiłująca na tyle na ile to możliwe dogadać się z problematycznym watażką oraz „jedyny sprawiedliwy” w osobie tytułowego bohatera – krótko pisząc - zestaw motywów, z którymi mieliśmy już do czynienia po wielokroć, a do tego nie tylko w westernach. Autor przetwarza jednak materię fabularną z biegłością doświadczonego opowiadacza. Efekt jest taki, że nawet osoby zaznajomione z pokrewnymi przejawami kultury popularnej z niemałym prawdopodobieństwem poczują się usatysfakcjonowane lekturą. Elementy narracyjnej układanki skonfigurowano wystarczająco umiejętnie, uzyskując nie tylko efekt wartkości, ale też i przekonującej motywacji bohaterów tej opowieści. Nawet jeśli kierują się oni nieszczególnie wyszukanymi dążeniami, nierzadko wyrosłymi z przyziemnych imperatywów (motyw zemsty, pęd ku dominacji etc.). Swolfs zadbał o jasne sprecyzowanie zantagonizowanych stron nie uchylając się równocześnie od sięgnięcia po odrobinę suspensu.
W kontekście wizualnej strony tegoż przedsięwzięcia wspomniany autor nie zaskakuje. Zachował on bowiem wysoki poziom znanej z jego wcześniejszych prac stylistyki obfitującej w cyzelowane detale oraz zgodność użytych w tej opowieści rekwizytów z realiami miejsca i czasu akcji. Adekwatnie do przynależności gatunkowej tego utworu nie zabrakło licznych okazji do wykazania się przez Durango umiejętnościami, za sprawą których wielokrotnie wychodził on obronną ręką ze zdawałoby się aż nazbyt przytłaczających tarapatów. Ta zaś okoliczność daje autorowi możliwość wykazania się biegłością w dynamicznym komponowaniu zawartości kadrów.
„Loneville” to solidna dawka emocjonującej akcji „opakowanej” w estetyczną szatę graficzną. Album ma także ten walor, że stanowi fabułę opowiedzianą od początku do końca i tym samym jego lektura nie wymaga znajomości poprzednich epizodów. Niewykluczone jednak, że okaże się na tyle zachęcający, iż skłoni część czytelników do sięgnięcia po wcześniejsze odsłony kronik Durango.
Tytuł: „Durango” tom 7: “Loneville”
- Scenariusz i rysunki: Yves Swolfs
- Tłumaczenie: Wojciech Birek
- Wydawca: Elemental
- Data premiery: 23 czerwca 2015 r.
- Oprawa: miękka
- Format: 21,5 x 29 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 56
- Cena: 38 zł
Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus