„Flash” tom 2: „Pęd ciemności” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 26-03-2018 23:17 ()


Jakby na przekór tytułowi „odrodzona” seria „Flash” okazuje się koncentrować nie tyle na jej głównym protagoniście ile raczej całkiem licznemu gronu przyjaciół „Najszybszego Żyjącego Człowieka”. Tym sposobem teoretycznie solowy cykl (podobnie zresztą jak „Batman – Detective Comics”) przeistoczył się w komiks drużynowy, na kartach którego ważką rolę ogrywa nie tylko Barry Allen, ale też Wally West alias Kid Flash. Jakby tego było mało w dwóch „odmianach”: sprzed mimowolnej ingerencji Barry’ego w strukturę czasoprzestrzeni (zob. „Flashpoint – Punkt krytyczny”) oraz jego wersji udzielającej się w okresie „Nowego DC Comics!”. Ta na swój sposób egzotyczna konfiguracja personalna okazała się możliwa w konsekwencji wydarzeń przybliżonych w albumie „Uniwersum DC – Odrodzenie”.

„Jesteśmy rodziną” – jak nie bez znamion pompatyczności stwierdza w niniejszym albumie „oryginalny” Wally. I faktycznie pełni on w tym przypadku rolę swoistego starszego brata dla swojego odpowiednika ze wszechświata zaistniałego w efekcie wzmiankowanego „Punktu krytycznego”. Tego zaś czarnoskóry sprinter zdaje się potrzebować; nie tylko z powodu wciąż niezakończonego treningu, ale też ze względu na rewelacje o jego pochodzeniu. Równocześnie Barry, korzystając z niewyjaśnionej absencji Łotrów, usiłuje uporządkować swoje życie osobiste zawikłane przez nie tak znowu nieliczne związki (by wspomnieć znaną polskim czytelnikom Patty Spivot oraz pełniącą obowiązki jednej z ziemskich Zielonych Latarni Jessice Cruz). Oczywiście nie może być tak pięknie, że bliźniacze miasta – Central i Keystone City – przeobrażają się w sielankowe letniska, bo w granicach obu metropolii wciąż nie brak chętnych do uprawiania zbójeckiego procederu – m.in. poślednich, acz namolnych amatorów cudzego mienia w osobach Papercuta i Tar Pita. Szczególnego typu wyzwaniem jest ponadto częściowa utrata kontroli nad osobliwą „energią mroku” przez Richarda Swifta znanego w niektórych kręgach jako Shade (nie mylić z protagonistą cenionej serii Petera Milligana i Chrisa Bachalo „Shade the Changing Man”), która to część albumu urasta do jego najbardziej emocjonujących/intrygujących części.

Odpowiedzialny za skrypt tej serii Joshua Williamson (wcześniej udzielający się m.in. w „barwach” Image i Marvela) nie wykazał się co prawda ambicjami zaproponowania unikalnej i choćby śladowo odkrywczej opowieści, a niekiedy zdaje się on niebezpiecznie balansować w kierunku fabuły ukierunkowanej na nastoletniego odbiorcę. Fortunnie jednak na ogół udaje mu się powstrzymać ów pęd, niekoniecznie korzystny dla profilu cyklu z udziałem „Szkarłatnego Sprintera”. Wciąż jednak mamy do czynienia z opowieścią stricte rozrywkową i niekoniecznie wdrażającej nowe standardy jak to miał w zwyczaju czynić Mark Waid („Flash: Urodzony Sprinter” w ramach „Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics” t.25), Geoff Johns („Flash: Rogues”) czy początkowo duet Francis Manapul/Brian Buccellato (m.in. „Flash: Cała naprzód”). Owszem, w albumie inicjującym obecnie prezentowaną serię dało się dostrzec chęć ze strony wspomnianego autora do choćby symbolicznego wzbogacenia mitologii tytułowej postaci o nowe wątki. „Pęd ciemności” to już jednak tylko i wyłącznie rozrywka w najczystszej postaci, choć na ogół fachowo prowadzona. Dwie zasadnicze korzyści tego tomu to udział w nim Shade’a, postaci o tradycjach sięgających Złotej Ery superbohaterskiego komiksu (debiutował na łamach poczytnego magazynu „Flash Comics” we wrześniu 1942 r.) oraz licznych nawiązań do okresu „Nowego DC Comics!” (a zatem przygód polskiemu czytelnikowi całkiem dobrze znanych). W pierwszym przypadku już tylko niejednoznaczność charakterologiczna Swifta oraz jego nieustanne borykanie się z dysponowaną przezeń mocą sprawia, że umieszczenie rzeczonego w tej opowieści fabularnie znacząco ją wzbogaca. Nie jest to zresztą pierwszy tego typu przypadek, bo już w latach 90. ubiegłego wieku dał się on poznać od jak najlepszej strony na kartach cyklu „Starman vol.2”, a we wzmiankowanym okresie „Nowego DC Comics!” doczekał się nawet efemerycznej, acz pełnowymiarowej serii (opublikowano dwanaście epizodów). Intrygujący osobnik, egzystujący pod ciągłą presją utrzymania w karbach przenikających jego jestestwo mrocznych potencji, to postać z gatunku idealnych odtwórców ról drugoplanowych (o czym przekonać się można także podczas lektury albumu „Green Arrow: The Archer’s Quest”). O ile trudno mówić o pełnym wykorzystaniu przez Williamsona tkwiących w nim możliwości fabularnych, o tyle bez wprzęgnięcia tej postaci w ramy „Pędu ciemności” owa opowieść wypadłaby zdecydowanie bardziej blado (dosłownie i w przenośni).

Drugi ze wspomnianych czynników przyczyniających się do ogólnie satysfakcjonującego (choć nie bezdyskusyjnego) odbioru tej propozycji wydawniczej – tj. liczne odniesienia do dokonań duetu Manapul/Buccellato – znacząco poszerzają horyzont zdarzeń tej serii, nie przekreślając tym samym części niekiedy całkiem udanych konceptów zaistniałych w dobie rewitalizowanego uniwersum DC. Dotyczy to zwłaszcza relacji „tutejszego” Wally’ego z jego „wujkiem”, którego polscy czytelnicy poznali bliżej w albumie „Cofnąć czas”. Tym samym po raz kolejny okazuje się, że deklaracje przedstawicieli DC Comics, iż „Odrodzenie” nie miało charakteru jeszcze jednego restartu wyliczonego na dodatkowe zyski (co swoją drogą samo w sobie nie jest niczym złym; wszak owo wydawnictwo funkcjonuje, a jego działalność wyliczono właśnie na generowanie zysków) nie były marketingowym pustosłowiem, dzięki czemu dorobek autorów okresu „Nowego DC Comics!” tworzy spójną całość z obecnymi perypetiami m.in. dysponentów zasobów Mocy Prędkości.

Niestety dostrzegalnie gorzej rzecz się ma w przypadku warstwy plastycznej. Tym bardziej że bez względu na liczne uwagi pod adresem scenariuszy Manapula i Buccellato trudno było odmówić urokliwości wizualnej stronie ich wersji przygód Flasha. Mimo ewidentnych prób nawiązania do przychylnie ocenianej przez czytelników serii „Impulse” wysiłki Jorge Corony nijak się mają do tego, co swego czasu prezentował Humberto Ramos (to właśnie jemu przypadło wypracowanie charakterystycznej stylistyki tego cyklu). Podobnie zresztą rzecz się ma w przypadku Davide’a Gianfelice’a, przez co trudno opędzić się od poczucia, że w przypadku tych dwóch autorów mamy do czynienia z niezamierzoną karykaturą dokonań autorów zaangażowanych przy rozrysowywaniu solowych przygód Barta Allena. Odmienną strategię przyjął w większym stopniu skłaniający się ku realizmowi (choć zarazem nieprzesadnie) Felipe Watanabe i stąd ogólna ocena sytuuje tych twórców w kategorii biegłych, acz nieprzesadnie utalentowanych rzemieślników. Co prawda jest dynamika, jest Moc (do tego Prędkości), a nawet okazjonalna werwa. W końcowym jednak rozrachunku zdecydowanie ustępują oni swoim kolegom „po tablecie” takim jak Scott Kolins („The Flash: The Destardly Death of the Rogues”) i Andy Kubert (wzmiankowany „Flashpoint – Punkt krytyczny”).

Realizatorom „Pędu ciemności” trudno odmówić profesjonalizmu, choć równocześnie wprost trzeba przyznać, że ich dzieło porywa co najwyżej w stopniu przypisanym jednorazowym czytadłom. Więcej być może otrzymamy w kolejnym tomie (w sprzedaży od lipca), na którego kartach możemy oczekiwać powrotu Kapitana Chłoda oraz dowodzonych przezeń adwersarzy Flasha. Tytuł trzeciej odsłony tej serii – „Łotrzy: Reaktywacja” – nie pozostawia bowiem pod tym względem wątpliwości. Pozostaje jedynie trzymać się nadziei, że zapowiedziany album bliższy będzie jakości zaproponowanej swego czasu m.in. przez Geoffa Johnsa niż zawartości „Rebelii Łotrów”.  

 

Tytuł: „Flash” tom 2: „Pęd ciemności”

  • Tytuł oryginału: „The Flash Vol.2: Speed of Darkness”
  • Scenariusz: Joshua Williamson
  • Szkic i tusz: Davide Gianfelice, Jorge Corona, Neil Googe, Felipe Watanabe, Oclair Albert
  • Kolory: Ivan Placencia, Chris Sotomayor
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Kłoszewski
  • Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wstęp: Małgorzata Chudziak
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 17 maja 2017 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 14 marca 2018 r.
  • Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
  • Format: 17 x 26 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 192
  • Cena: 39,99 zł

 Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w dwutygodniku „The Flash vol.5” nr 9-13 (grudzień 2016-luty 2017).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus