„Flash” tom 4: „Cofnąć czas” - recenzja
Dodane: 19-04-2017 13:22 ()
Poprzednie dwa spotkania ze Szkarłatnym Sprinterem nie napawały optymizmem. Pomimo natłoku postaci i ogólnie dynamicznych fabuł znać bowiem było osobliwe pogubienie scenarzystów tej opowieści. Całość ratowały co prawda urokliwe ilustracje oraz umiejętnie skrojone profile psychologiczne niektórych z postaci niemniej zarówno w „Rebelii Łotrów”, jak i w „Inwazji goryli” dało się odczuć, że potencjał tych opowieści nie został w pełni osiągnięty. Fortunnie w przypadku czwartego już wydania zbiorczego cyklu przybliżającego przypadki Najszybszego Żyjącego Człowieka sprawy mają się już dostrzegalnie lepiej.
Być może jest to efekt oparcia osi fabuły na konfrontacji z intrygującym, również wykorzystującym zasób Mocy Prędkości, przeciwnikiem. Z drugiej strony zaproponowana przez Francisa Manapula i Briana Buccellato opowieść zdaje się bardziej przemyślana niż wzmiankowane i nienadużywająca zasobów mitologii Flasha jedynie dla pustego efektu (vide chaotyczne miotanie się Łotrów w drugim wydaniu zbiorczym). Stąd diaboliczny plan w wykonaniu nowego oponenta w osobie Odwrotnego Flasha nie razi nadmiarem infantylizmu, a nawet ma szansę na poważnie zaangażować potencjalnego czytelnika. Całość zaczyna się bowiem niczym w rasowym dreszczowcu: kolejno giną osoby, które Flash nie tak dawno wydobył z wymiaru Mocy Prędkości. Gwoli ścisłości wypada nadmienić, że ów pobyt sprawił, iż również wspomniani nawiązali połączenie z tą nadal wymykającą się pełnemu rozpoznaniu formą energii. Wśród ocalonych przez tytułowego bohatera znalazła się także dziennikarka Iris West. Na razie tajemniczy zabójca zdaje się omijać ją szerokim łukiem, niemniej owa sytuacja w każdej chwili może ulec zmianie. Jako zapamiętały służbista (w pozytywnym rozumieniu tego określenia) Barry ani myśli biernie wyczekiwać na kolejne ruchy tajemniczego adwersarza i korzystając ze swojego rozeznania w niuansach mocy, za której sprawą uzyskał on zdolność przemieszczania się z ogromnymi prędkościami, rozpoczyna sprawdzanie kolejnych podejrzanych. Jak się jednak okazuje zadanie przed nim o wyjątkowym stopniu komplikacji. Choćby z tego względu, że ów przeciwnik nie tylko dorównuje mu szybkością, ale też zadaje się władny manipulować strukturą czasu. Toteż przy okazji tego wyzwania nad wyraz przydatne okażą się nie tylko nadnaturalne zdolności Barry’ego, ale też jego biegłość w analitycznym myśleniu.
To właśnie ta cecha głównego bohatera niniejszej serii raz jeszcze okazuje się przysłowiowym samograjem, na którym – na ogół z niemałym powodzeniem – zwykli bazować twórcy perypetii Flasha od czasów samego Gardnera Foxa (pomysłodawcy tej postaci). W cyklu publikowanym w ramach Nowego DC Comics jest to tym bardziej odczuwalne, jako że odpowiedzialna zań autorska spółka chętnie posługuje się monologiem jako główną formułą narracji. Tego typu refleksje, zdawać by się mogło, że niedzisiejsze, w tym akurat przypadku okazują się zaskakująco funkcjonalne, a przy tym trafnie definiujące osobowość Barry’ego Allena, dla przynajmniej części czytelników po drugiej stronie Atlantyku, „jedynego prawdziwego” Flasha. Dość wspomnieć, że mamy do czynienia z naukowcem na usługach miejskiej policji, zdolnym do trafnego osądu sytuacji nawet w sytuacjach ekstremalnych. Takich zaś, za sprawą Odwrotnego Flasha, tutaj nie brakuje. Nieco gorzej rzecz się ma w przypadku rzeczonego (w tym zwłaszcza jego motywacji), co biorąc pod uwagę również nie w pełni udane interpretacje takich osobowości jak Grodd czy Trickster, zdaje się standardową piętą achillesową obu scenarzystów. Mimo tego i tak sprawy mają się dostrzegalnie lepiej niż w poprzednich wydaniach zbiorczych. Także za sprawą drobnego, acz istotnego udziału w tej opowieści doktora Darwina Eliasa usiłującego okiełznać Moc Prędkości. Uzupełnienie typowych, superbohaterskich wyczynów Barry’ego stanowią jego relacje z życiową partnerką Patty Spivot, a przy okazji także Iris West, która z racji uwarunkowań fabularnych (raz jeszcze przypomnijmy, że również ona przebywała w wymiarze Mocy Prędkości) otrzymuje jeszcze więcej „czasu antenowego” niż w poprzednich odsłonach serii. Pod tym względem szczególnie istotnie jawi się „domykająca” niniejszy album retrospekcja z czasów przed pamiętnym wypadkiem tytułowego bohatera oraz nawiązaniem przezeń łączności ze źródłem jego nadnaturalnych zdolności. „Cofnąć czas” to ponadto okazja do gościnnego występu przedstawiciela formacji znanej jako Nastoletni Tytani, a pośrednio również innych członków tej drużyny.
O ile w przypadku warstwy fabularnej tej opowieści można śmiało mówić o wyraźnej zwyżce formy jej realizatorów, o tyle wizualnie rzecz zachowuje pełnie uroku poprzednich tomów. Wrażeniowe kształtowanie form, biegłość w ujmowaniu dynamiki sytuacyjnej, niezbędnej przecież w przypadku serii o przypadkach Najszybszego Żyjącego Człowieka, niesłabnąca wena w zakresie pomysłowego kadrowania, przekonujące oddane emocje uczestników przybliżanych wydarzeń, subtelna kolorystyka – wszystkie te składniki stylistyczne zostają zachowane i cieszą oko niezgorzej niż w tomach poprzednich. Natomiast za wartość dodaną uznać wypada wzmiankowany epizod retrospekcyjny w wykonaniu Chrisa Sprouse’a. Mamy bowiem do czynienia z efektem pracy plastyka cenionego przede wszystkim za jego dokonania w początkach lat 90. minionego wieku (by wspomnieć opublikowany również u nas epizod w ramach wydanej na łamach „Batmana” trylogii „Niszczyciel”). Jak radzi on sobie w epoce cyfrowo generowanych ilustracji, można się było przekonać podczas lektury trzeciego tomu serii „Superman” publikowanej w ramach kolekcji „Nowe DC Comics!”. Wykonany przezeń zestaw nowelek („Gwiazdka z nieba”, „Moja następna sztuczka”, „Czas przyszły”, „Pożegnanie”, „Niekończąca się bitwa”) prezentował wysoki standard plastycznej biegłości i nie inaczej sprawy się mają przy okazji „Linii startu” (notabene luźno nawiązującej do wydarzeń znanych jako Rok zerowy). Z tą jednak różnicą, że ogólny anturaż tej opowieści w niczym nie przypomina futurystycznych lokacji z których Sprouse zasłynął, współtworząc perypetie Legionu Superbohaterów. Miast tego wraz z rozrysowywanymi przezeń postaciami czytelnik ma okazję odwiedzić ponure zaułki… Gotham. Tak się bowiem złożyło, że Barry chwilowo pożegnał się z bliźniaczymi miastami – Keystone i Central – i w ramach służbowych obowiązków odwiedził bazę operacyjną Mrocznego Rycerza.
Na podstawie niniejszego tomu znać, że zespół twórców odpowiedzialnych za ów cykl tym razem przysiadł przysłowiowych fałdów. Stąd obaj twórcy wykazali się nie tylko w kontekście docenionej także przez polskich czytelników warstwy plastycznej, ale też w wymiarze fabularnym. Kolejny, prawdopodobnie ostatni tom tej serii („Lekcje historii”) „nadciągnie” w czerwcu i już teraz wypada mieć nadzieję, że także tym razem fabuła nie zawiedzie.
Tytuł: „Flash” tom 4: „Cofnąć czas”
- Tytuł oryginału: „The Flash Volume 4: Reverse”
- Scenariusz: Francis Manapul i Brian Buccellato
- Szkic i tusz: Francis Manapul, Scott Hepburn, Chris Sprouse, Karl Story i Keith Champagne
- Kolory: Brian Buccellato i Ian Herring
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Kłoszewski
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data premiery wersji oryginalnej: 20 stycznia 2015 r.
- Data premiery wersji polskiej: 5 kwietnia 2017 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 17,5 x 26,5 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 180
- Cena: 75 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „The Flash vol.4” nr 20-25 oraz 23.2 (lipiec 2013-styczeń 2014).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.
comments powered by Disqus