„Flash” tom 3: „Inwazja goryli” - recenzja
Dodane: 24-11-2016 12:45 ()
Niebiosa najwyraźniej nie skąpią tytułowemu bohaterowi powodów do zmartwień. Wybryki Łotrów dowodzonych przez Kapitana Chłoda okazały się ledwie przygrywką do właściwego wyzwania, tj. inwazji mieszkańców skrytego przed ludzkością Miasta Goryli. Przekonany o przynależnym mu statusie wybrańca Mocy Prędkości król Grodd nie może darować, że wśród pogardzanych przezeń ludzi znalazł się pretendent do korzystania z zasobów tej tajemniczej formy energii. Tym sposobem horda człekokształtnych (a przy tym nad wyraz bystrych) małp dokonuje inwazji na bliźniacze miasta Central City i Keystone City.
Oczywiście Flash ani myśli stać bezczynnie w obliczu najazdu. Dochodzi wręcz do egzotycznego aliansu pomiędzy nim a Łotrami, którzy siłą rzeczy również nie przejawiają nadmiernego entuzjazmu w obliczu dewastacji ich bazy operacyjnej. Ekspansywne goryle nie mają zatem łatwego zadania; niemniej ich przewaga jest na tyle przytłaczająca, że pełny powodzenie podjętej operacji to kwestia niedługiego czasu. Grodd zdaje się zatem bliski osiągnięcia upragnionego celu, tj. zawładnięcia pełnią Mocy Prędkości.
„Inwazja goryli” stanowi naturalną kontynuację „Rebelii Łotrów”. Dodajmy, że w niemal tym samym stopniu nieudaną. Toteż raz jeszcze mamy do czynienia z czeredą tłoczących się w kadrach osobowości, na które Francisowi Manapulowi i Brianowi Buccellato (scenarzystom tego przedsięwzięcia) zabrakło sensowych konceptów. Wątek zmagań o dostęp do zasobów Mocy Prędkości wydawał się przysłowiowym samograjem, a jednak duet twórców odpowiedzialnych za skrypt tej opowieści nie zdołał wykrzesać ani stosownego napięcia, ani też osobliwego iskrzenia w relacjach pomiędzy stronami sporu o status wybrańca enigmatycznej formy energii. Analogicznie rzecz się ma w przypadku Łotrów; stąd wręcz trudno uwierzyć, że mamy do czynienia z tymi samymi osobowościami, którymi tak udanie posługiwał się m.in. Geoff Johns. Pod tym względem razi zwłaszcza Axel „Trickster” Walker, którego kwestie sprawiają wrażenie, jak gdyby wypowiadał je przebrany zań uczestnik komiksowego konwentu (do tego raczej młodszy wiekiem). O Leonardzie Snarcie alias Kapitanie Chłodzie (który swoją drogą korzystnie zaprezentował się w trakcie wydarzeń przybliżonych w albumie „Wieczne zło”) wręcz żal wspominać. Zerowa charyzma to również cecha Grodda, postaci z pozoru tylko kuriozalnej. Ów kieszonkowy odpowiednik King Konga nie raz bowiem okazywał się godnym przeciwnikiem Szkarłatnego Sprintera. Niestety nie tym razem. Nie lepiej rzecz się ma z zupełnie nowymi osobowościami, w tym zwłaszcza Turbochargerem wprzęgniętym w ramy tej fabuły chyba tylko ze względu na parytet dla czarnoskórych. Jedyny wątek sprawiający wrażenie korzystnie pchniętego do przodu dotyczy relacji Barry’ego z Patty Spivot. Wiele bowiem wskazuje, że za sprawą nieodpartego (a przy tym mimowolnego) uroku Iris West związek dwojga wspomnianych mogą czekać nie lada perturbacje. Obiecująco jawi się również finał albumu z udziałem jednej z najbardziej udanych osobowości zaistniałych w ramach uniwersum Flasha.
O ile kompetencje Manapula w zakresie współtworzenie skryptów tej serii pozostawiają wiele do życzenia, o tyle jako plastyk raz jeszcze stanął on na wysokości zadania. Skłonność do maniery animacyjnej, którą ów twórca zdołał ująć także część polskich czytelników, została zachowana, a uzupełniające ją quasi-akwarelowe barwy w wykonaniu wzmiankowanego Briana Buccellato i Iana Herringa dopełniają ogólnej efektowności warstwy plastycznej tej publikacji. Uwagę zwraca również dążenie do urozmaicania kadrów w ramach poszczególnych plansz w zamiarze podkreślenia dynamiki poszczególnych scen (w tym zwłaszcza konfrontacyjnych) oraz sugestywna mimika i mowa ciała udzielających się tu postaci.
Trzeci tom długo oczekiwanej (przynajmniej przez piszącego te słowa) solowej serii z udziałem Flasha to niestety kolejna już wpadka odpowiedzialnego za jego realizację zespołu. Owa sytuacja to zresztą jeszcze jeden dowód na syndrom tzw. krótkiej ławki w przypadku zatrudnianych przez DC Comics scenarzystów, z którym borykało się owo wydawnictwo w dobie restartu swojej oferty. Bazowanie na garstce sprawdzonych weteranów pokroju Granta Morrisona („Superman i ludzie ze stali”) i Briana Azzarello („Wonder Woman: Krew”) oraz młodszych, acz już docenionych twórcach takich jak Jeff Lemire („Animal Man: The Hunt”) i Scott Snyder („Batman: Trybunał Sów") okazało się niewystarczające do potrzeb i oczekiwań czytelników. O ile pierwsza odsłona przypadków Barry’ego Allena („Cała naprzód”) wzbudzać mogła nadzieje co do ożywczego „przemeblowania” rzeczywistości kreowanej służącej za tło dla tej postaci, o tyle dwa następne albumy znamionuje chaos lub w najlepszym razie niezbyt lotna improwizacja. Szkoda, bo żal już tylko głównego protagonisty (nie wspominając o postaciach z dalszych planów), bądź co bądź jednej z najbardziej popularnych osobowości uniwersum DC.
Tytuł: „Flash” tom 3: „Inwazja goryli”
- Tytuł oryginału: „The Flash Volume 3: Gorilla Warfare”
- Scenariusz: Francis Manapul i Brian Buccellato
- Szkic i tusz: Francis Manapul, Marcus To, Marcio Tokara, Ryan Winn
- Kolory: Brian Buccellato i Ian Herring
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Kłoszewski
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data premiery wersji oryginalnej: 12 lutego 2014
- Data premiery wersji polskiej: 9 listopada 2016
- Oprawa: twarda
- Format: 17,5 x 26,5 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 176
- Cena: 75 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Flash vol.4” nr 13-19 (grudzień 2012-czerwiec 2013).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus