„Batman – Detective Comics” tom 7: „Anarky” - recenzja
Dodane: 04-06-2017 13:06 ()
Odrodzenie Uniwersum DC zbliża się wielkimi krokami. Nic zatem dziwnego, że polska filia Egmontu stopniowo „domyka” kolejne serie publikowane w ramach linii wydawniczej „Nowe DC Comics!”. Po „Wonder Woman”, „Batman – Mroczny Rycerz” oraz przedterminowo zakończonym „All Star Western” nadszedł czas na pożegnanie z „Detective Comics”, tytułem, który po nieszczególnie udanym początku z czasem przepoczwarzył się w solidnie realizowaną rozrywkę. Albumy powstałe do scenariuszy Johna Laymana, Briana Buccellato i Francisa Manapula nie mogły co prawda równać się z najlepszymi momentami kierowanego przez Scotta Snydera „Batmana”, niemniej wraz z kolejnymi odsłonami tej serii również „Detective Comics” zyskiwała na ogólnej jakości.
„Anarky” utrzymuje tę tendencję i podobnie jak album „Ikar” stanowi dowód zasadności decyzji powierzenia tej serii wzmiankowanemu duetowi Buccellato/Manapul. Mimo zdecydowanie odmiennej nastrojowości niż w przypadku przygotowywanej przez nich wcześniej serii „Flash vol.4” obaj panowie zdołali odnaleźć się w nowych rolach. Co więcej, ów wyczyn udał im się bez przesadnej reorientacji stylistycznej, przez co zachowali swój artystyczny indywidualizm, reinterpretując tym samym Mrocznego Rycerza według osobistych preferencji wizualnych. Stąd przewaga odmiennej palety barw niż miało to miejsce w efektownych, acz chwilami nieco nadmiernie zasnutych mrokiem planszach autorstwa Jasona Faboka („Gniew”). Miast generowanych cyfrowo barw Buccellato swoim zwyczajem z zapałem operuje akwarelami, o dziwo nie szczędząc nieco bardziej radosnych kolorów niż miało to miejsce w wykonaniu jego poprzedników. Znać to zresztą choćby w zestawieniu z otwierającą ów album dwuczęściową historią „Terminal”, brawurowo, acz zupełnie odmiennie zilustrowany zapis konfrontacji Mrocznego Rycerza z maniakalnym ekoterrorystą. O ile odpowiedzialny za jej zilustrowanie John Paul Leon (znany z wcześniejszego udziału przy takich projektach jak „Static”, prawdopodobnie najpopularniejszej serii imprintu Milestone Media) posłużył się ekspresyjnymi światłocieniami, przyczyniając się do podsycenia narastającego z każdą minutą napięcia, o tyle Manapul tradycyjnie dlań zdecydował się na skrajnie różną odmianę wrażeniowości, bliższą standardom przypisanym współczesnym produkcjom z oferty Image Comics. Stąd osobliwa (w pozytywnym rozumieniu tego słowa) symbioza stylu realistycznego z quasi-karykaturalnymi odkształceniami. Okazjonalnie znać zresztą dyskretne nawiązania do maniery nieprzecenianego Tima Sale’a („Batman: Mroczne Zwycięstwo”) i typowe dla Manapula eksperymentowanie z układem kadrów w ramach planszy.
Ogólnie rzecz ujmując, w wymiarze plastycznym ów album to zbiór licznych „smaczków”, jeszcze jeden argument na rzecz tezy, w myśl której okres Nowego DC Comics - przynajmniej w kontekście wybranych serii - nie był czasem straconym. Możliwość podziwiania przejawów talentu zarówno Leona, jak i Manapula (a przy okazji również Scotta Hepburna, Cliffa Richardsa i Fabrizio Florentino odpowiedzialnych za uzupełniającą niniejszy album nowelkę „Koniec przyszłości: rocznica”) to radość w najczystszej postaci. Wymienieni twórcy bynajmniej się nie oszczędzają i znać to na powstałych za ich sprawą planszach. Na pochwałę zasługują również kompozycje zdobiące okładki poszczególnych epizodów, pomysłowo i nowocześnie komponowane, dowód dobrego smaku plastycznego odpowiedzialnych za tę część przedsięwzięcia artystów.
Album nie zawodzi również pod względem fabularnym. Oczywiście część potencjalnych odbiorców tego tytułu, rozbestwiona bogatą ofertą polskich wydawców, może utyskiwać na okazjonalne, zbyt standardowe w ich mniemaniu motywy, aż nazbyt często podejmowane przez twórców komiksu superbohaterskiego. Istotnie, w przypadku „Terminalu” de facto mamy do czynienia z konstrukcją fabularną jako żywo przypominającą tę ze schyłku lat 80. i początku 90. ubiegłego wieku, a zatem zwartą, zamkniętą w dwóch epizodach opowieść podobną historiom prezentowanym m.in. w miesięcznikach „Batman vol.1” i „Detective Comics vol.1” przez Alana Granta i Petera Milligana (vide konfrontacja ze Szczurołapem w „Batman” nr 10/1991). Wyścig z czasem, wewnętrznie „pokręcony” adwersarz oraz konieczność wykazania się przez Batmana zmysłem improwizacji – te elementy sprawiają, że dla czytelników preferujących mniej rozbudowane, acz dosycone treścią fabuły „Terminal” okazać się może nadspodziewanie satysfakcjonującą lekturą.
Z kolei „Anarky” to już typowa dla naszych czasów, zaplanowana na więcej niż dwa odcinki historia z udziałem „odświeżonej” wersji jednej z najpopularniejszych osobowości zaimplantowanych w przestrzeń mitologii Mrocznego Rycerza przez wzmiankowanego Alana Granta. Mowa tu oczywiście o tytułowym piewcy anarchizmu, pod którą to tożsamością skrywał się niegdyś nastolatek Lonnie Machin. W tej nie wolnej od zwodniczych tropów opowieści oprócz udziału Anarky’ego czytelnicy mogą spodziewać się ponadto Jervisa „Szalonego Kapelusznika” Tetcha oraz niezmiennie sceptycznie usposobionego wobec poczynań Batmana detektywa Harveya Bullocka. Ostatnie dwie z zebranych tu nowelek to retrospekcja dotycząca właśnie Lonniego Machina, gościnny występ m.in. Batwoman i Spoiler oraz świadectwo zaskakującej zdolności Zamaskowanego Krzyżowca do zawierania nad wyraz egzotycznych sojuszy. Rzecz jasna żadna z tych fabuł nie ma szans na status nowego „Powrotu Mrocznego Rycerza” czy choćby „Sagi o Idiocie” („Batman” nr 7-8/1993). Niemniej krzywdzącym byłoby uznać je tylko i wyłącznie za niskiej jakości produkcyjniaki; znać w nich bowiem starania autorów do przemyślanego prowadzenia powierzonych im postaci.
Jak już wyżej zasygnalizowano, „Anarky” jest ostatnim tomem polskiej edycji serii „Detective Comics” publikowanej w ramach „Nowego DC Comics!”. Ze względu na zamiar rychłej prezentacji polskim czytelnikom cykli zaistniałych wraz z Odrodzeniem tegoż uniwersum, w polskiej filii Egmontu zrezygnowano z ósmego i dziewiątego wydania zbiorczego („Blood of Heroes” i „Gordon at War” – wyjątkiem pod tym względem jest epizod 47 zamieszczony w albumie „Wojna Robinów”). O tyle szkoda, że zebrano w nich opowieści z udziałem komisarza Gordona usiłującego odnaleźć się w roli wspomaganego zaawansowaną technicznie zbroją Batmana, a zatem przygody równoległe do tych przybliżonych w „Wadze superciężkiej” oraz dwóch kolejnych albumach, które dopiero przed nami („Bloom”, „Epilog”). Byłoby to zatem interesujące uzupełnienie tego etapu „batmanicznej” sagi. Najwyraźniej jednak zabrakło na to czasu, co o tyle nie dziwi, że jesienią lub wczesną zimą doczekamy się nowej serii „Detective Comics”. Tym razem publikowanej już pod szyldem Odrodzenia.
Tytuł: „Batman – Detective Comics” tom 7: „Anarky”
- Tytuł oryginału: „Batman Detectiv eComics Volume 7: Anarky”
- Scenariusz: Brian Buccellato, Francis Manapul i Benjamin Percy
- Szkic i tusz: Francis Manapul, John Paul Leon, Roge Antonio, RonanCliquet, Scott Hepburn, Cliff Richards, FabrizioFlorentino
- Kolory: Brian Buccellato, Nick Filardi, Lee Loughridge, DaveStevart, Johna Paul Leon
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data premiery wersji oryginalnej: 2 sierpnia 2016
- Data premiery wersji polskiej: 15 maja 2017
- Oprawa: twarda
- Format: 17,5 x 26,5 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 204
- Cena: 79,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Detective Comics vol.2” nr 35-40 (grudzień 2014-maj 2015), „Detective Comics: Endgame” nr 1 (maj 2015) oraz „Detective Comics: Futures End” nr 1 (listopad 2014).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus