„Wonder Woman” tom 6: „Kości” - recenzja
Dodane: 23-11-2016 09:15 ()
Ponoć mity nigdy nie przestają ewoluować, a przynajmniej tak można mniemać na podstawie klasycznej już pracy Roberta Gravesa zatytułowanej, nomen omen, „Mity greckie”. Skoro owa reguła dotyczyła tego typu tradycji zaistniałych w zamierzchłej starożytności to trudno się dziwić, że znalazła ona swoje zastosowanie również we współczesnej kulturze popularnej, pełnej konceptów stylizowanych na mitologiczne. W sposób szczególny zaliczają się do nich perypetie Amazonki Diany, które za sprawą scenarzysty Briana Azzarello zyskały zupełnie nowe oblicze.
Odświeżenie przezeń sztandarowej bohaterki uniwersum DC okazało się nad wyraz fortunnym zrządzeniem losu, zapewniając tej postaci z dawna niespotykaną popularność. Stąd na obecną chwilę Wonder Woman znajduje się w zupełnie innej sytuacji niż w momencie objęcia przez rzeczonego stanowiska autora skryptów do jej rewitalizowanego w ramach Nowego DC Comics miesięcznika. Azzarello zdecydował się opowiedzieć autorską wizję tej postaci w przełomowym momencie jej dziejów, tj. przejęcia przez nią roli bogini wojny. Zgodnie z poetyką komiksu superbohaterskiego temu procesowi towarzyszyło szereg dramatycznych wydarzeń: począwszy od opuszczenia tronu na Olimpie przez jego dotychczasowego właściciela, poprzez rewelacje dotyczące genezy Diany aż po nadejście Pierworodnego owładniętego manią przejęcia porzuconej domeny Zeusa. Dodajmy do tego interwencje emisariuszy Nowych Bogów, niesnaski wewnątrz społeczności Amazonek na tle konieczności wprowadzenia zmian w ich dotychczasowej obyczajowości oraz starania na rzecz zapewnienia ochrony ostatniej z dotychczasowych latorośli chutliwego władcy bogów, a otrzymamy skalę wyzwań, których podjęcia nie powstydziliby się nawet najbardziej mocarni herosi antycznej Hellady. Siłą rzeczy miast Tezeusza, Heraklesa czy Perseusza zmuszona jest stawić im czoła właśnie Diana.
W poprzednich tomach mieliśmy do czynienia z dojrzewaniem sytuacji ogólnej do kulminacji konfliktu pomiędzy nabuzowanym nienawiścią Pierworodnym a mieszkańcami Olimpu usiłującymi odnaleźć się w realiach pozbawionych protekcji Gromowładnego. Nie jest zatem zaskoczeniem, że na finalny tom tej serii zbierający dokonania zespołu twórców kierowanego przez Briana Azzarello złożyła się przede wszystkim pełnowymiarowa konfrontacja pomiędzy zantagonizowanymi stronami. Jak zapewne pamiętają czytelnicy poprzedniego wydania zbiorczego, pretendujący do funkcji gospodarza Olimpu Apollo nie zdołał powstrzymać swego najstarszego brata i tym sposobem tron Zeusa znalazł się w posiadaniu Pierworodnego. Zdawać się zatem mogło, że nic już nie ocali zarówno bogów, jak i ludzi przed krwawą łaźnią szykowaną im przez rzeczonego. Nowa bogini wojny nie zamierza jednak składać broni i korzystając ze wsparcia sprzymierzeńców podejmuje ona desperacką próbę rozprawy z nieprzyjacielem wszelkiego życia.
„Kości” to z jednej strony godne zwieńczenie wysiłków zarówno Azzarello, jak i wspierających go plastyków, stosownie dosycone patosem oraz z sensownym rozdysponowaniem ról dla licznych postaci tego utworu. Z drugiej natomiast nie wszystkie rozwiązania fabularne mogą okazać się dla potencjalnego czytelnika w pełni przekonujące. Zastanawia zwłaszcza okazjonalna, acz zaskakująca pasywność Pierworodnego, który w poprzednich odsłonach cyklu na ogół nie certolił się nadmiernie ze swoimi adwersarzami, a przy okazji nie cedował brudnej roboty na swoich sługusów. Tutaj tego zabrakło, a przynajmniej część scen, zapewne w zamiarze typowej dla współczesnych seriali zabiegu podsycenia napięcia pomiędzy poszczególnymi epizodami zebranymi w niniejszym wydaniu zbiorczym, sprawia wrażenie co najmniej dyskusyjnych. Znać jednak napięcie wynikłe w przewagi głównego oponenta Diany i pod tym względem zaprezentowana tu fabuła nie ustępuje nawet najbardziej dramatycznym opowieściom z udziałem jej kolegów z Ligi Sprawiedliwości. Natomiast po raz kolejny irytować może nonszalancja wykazana przez autora skryptu wobec udzielającego się na kartach tej serii Oriona. Ów emisariusz Nowych Bogów, osobnik w wymiarze charakterologicznym interesujący sam w sobie, w tym przypadku został sprowadzony do roli popychadła dla nadpobudliwych, aroganckich niewiast. Biorąc jednak pod uwagę, że w uniwersum DC sprzed restartu jesienią 2011 r. syn Darkseida uchodził za wręcz ociekającego testosteronem zawadiakę, można przypuszczać, że poniewieraniem tej postaci Azzarello zamierzał wpisać się w modną ostatnim czasy przymilność wobec coraz bardziej wrzaskliwych feministek. Ogólnie rzecz ujmując takie, a nie inne wykorzystanie tej postaci (i ogólnie motywu Nowych Bogów) wydaje się jednym z nielicznych mankamentów tej serii.
W wymiarze plastycznym Cliff Chiang i Goran Sudžuka z powodzeniem kontynuują strategię stylistyczną znaną z poprzednich tomów. Mamy zatem rzeczywistość nakreślaną wyrazistą kreską i tym samym zamierzoną przewagę konturu nad plamą. Jak zwykle przekonująco jawią się wizerunkowe innowacje zastosowane wobec helleńskich bóstw, co dotyczy zarówno tych spośród ich grona, którzy mieli już sposobność udzielać się na kartach tej serii, jak również wielkiej nieobecnej, która zagościła w niniejszym tomie. Modyfikacje zastosowano także w powierzchowności Pierworodnego jako efekt jego starcia z Apollem (zob. „Wonder Woman: Ciało”). Tradycyjnie świetnie prezentują się kompozycje zdobiące okładki poszczególnych epizodów tej serii. Przy czym znowu wyrazisty kontur, na ogół płasko nakładane barwy oraz heroiczny patos tych kompozycji zasadnie wzbudzać mogą skojarzenia z estetyką socrealistycznych plakatów.
Tytułem podsumowania dokonań Azzarello na polu reinterpretacji jeszcze do niedawna nieszczególnie popularnej bohaterki, przynajmniej w przekonaniu piszącego te słowa, seria „Wonder Woman vol.4” okazała się jednym z jaśniejszych osiągnięć okresu Nowego DC Comics. Ów scenarzysta nie tylko rozkrzesał dogorywające zainteresowanie tą postacią w stopniu z dawna (a może nawet nigdy dotąd) niespotykanym, ale też wykazał, że Diana niekoniecznie potrzebuje tłumnego wsparcia kolegów z grona superbohaterskiej społeczności. Mitologiczny sztafaż okazał się wystarczający dla wytworzenia swoistego pod-uniwersum Wonder Women, do pewnego stopnia pokrewnego wspólnocie Nieskończonych z pamiętnego cyklu Neila Gaimana. Można zatem śmiało rzecz, że na kartach tej serii mamy do czynienia ze spójną, w pełni samodzielną rzeczywistością kreowaną. Małżeństwo Finchów, które przejęło cykl po odejściu zespołu Azzarello podążyło mniej oryginalną ścieżką, na nowo implantując Dianę w ramy uniwersum DC. Efekt ich pracy spotkał się raczej z umiarkowanymi ocenami zarówno czytelników, jak i krytyki. Stąd też decyzja decydentów polskiej filii Egmontu o zakończeniu publikacji solowego tytułu z udziałem Diany na tym właśnie etapie wydaje się uzasadniona. Pytanie tylko, czy Wonder Woman powróci w swojej własnej serii wraz z planowanym na jesień przyszłego roku „Odrodzeniem”.
Tytuł: „Wonder Woman” tom 6: „Kości”
- Tytuł oryginału: “Wonder Woman Volume 6: Bones”
- Scenariusz: Brian Azzarello
- Szkic i tusz: Cliff Chiang, Goran Sudžuka
- Kolory: Matthew Wilson
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Uliszewski
- Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data premiery wersji oryginalnej: 8 września 2015
- Data premiery wersji polskiej: 9 listopada 2016
- Oprawa: twarda
- Format: 17 x 26 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 160
- Cena: 75 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Wonder Woman vol.4” nr 30-35 (czerwiec-grudzień 2014) oraz „Secret Origins vol.3” nr 6 (grudzień 2014).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus