„Daredevil. Nieustraszony!” tom 7 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 05-02-2022 19:39 ()


Nie da się ukryć, że autorzy, którym zwykło się powierzać kontynuowanie serii po zjawiskowo wręcz radzących sobie scenarzystach, komfortowego zadania nie mają. Niełatwo przecież sprostać oczekiwaniom oswojonych z wysokim standardem czytelników. Z taką właśnie okolicznością zmuszony był się zmierzyć Andy Diggle, któremu przypadło rozpisywanie fabuł serii „Daredevil vol.2” po tym, jak Brian Michael Bendis i Ed Brubaker uczynili zeń jeden z najbardziej zachwalanych tytułów ówczesnego (tj. w latach 2001-2009) Marvela.  

Obaj panowie zadbali bowiem o to, by i tak zawiłe już losy obrońcy Hell’s Kitchen, regularnie „przeczołgiwanego” przez takich m.in. twórców i twórczynie jak Frank Miller, Ann Nocenti i Kevin Smith, pokomplikować w stopniu jeszcze bardziej dotkliwym. Sześć pękatych wydań zbiorczych zaprezentowanych polskim czytelnikom przez wydawnictwo Egmont można potraktować jako swoisty zapis tego procesu, a zarazem fascynującą lekturę oraz jedno ze szczytowych osiągnięć superbohaterskiej konwencji. Uczciwie przyznać jednak trzeba, że także Diggle, pomimo być może ustępowania talentem i umiejętnościami swoim nieprzypadkowo uznanym poprzednikom, dysponował na polu scenopisarstwa wyróżniającymi się atutami. Dość wspomnieć, że to współtworzona przezeń miniseria Green Arrow: Rok pierwszy” („Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics” t. 44) znacząco ożywiła nieco „ostygłe” już zainteresowanie postacią Szmaragdowego Łucznika. Do tego stopnia, że echa inspiracji tą opowieścią (a przy okazji także osobą jej scenarzysty) odnajdujemy w popularnym serialu „Arrow”.   

Jego doświadczenie na tym polu nie ograniczyło się zresztą wyłącznie do wspomnianego chwilę temu przedsięwzięcia (vide zekranizowani i częściowo opublikowani także u nas „Straceńcy”). Toteż grono decydentów Domu Pomysłów, które zaproponowało rzeczonemu angaż do współrealizowania przezeń tytułu traktującego o perypetiach Matta Murdocka, zasadnie liczyć mogło na podtrzymanie zainteresowania tą właśnie propozycją wydawniczą. Diggle zaś najwyraźniej oczekiwań tych nie zamierzał zawieść. Stąd mocne jego wejście w realia przypadków niewidomego prawnika, któremu zamarzyło się uczynienie rodzinnej dzielnicy (tj. oczywiście wzmiankowanego Hell’s Kitchen) choćby odrobinę lepszym miejscem. Oto bowiem Matt niejako podpisuje pakt z samym diabłem. Do tego niemal dosłownie, jak i w przenośni. Ku swemu zaskoczeniu zostaje on wytypowany na nowego przywódcę Dłoni, sekty dalekowschodnich zabójców praktykujących kult enigmatycznej i zdecydowanie mało przyjaznej ludzkości bestii. Jeśli owej niecodziennej oferty nie podejmie, liderem nad wyraz kłopotliwych ninja zostanie kandydat drugiego wyboru w osobie Wilsona Fiska. Na to zaś Matt, który Kingpina poznał aż za dobrze (o czym więcej m.in. w kanonicznej opowieści „Odrodzony”), w żadnym wypadku pozwolić nie może. Toteż pomimo osłupienia ze strony m.in. jego najbliższych podejmuje on wyzwanie Dłoni i tym samym wkracza na wyjątkowo niebezpieczną ścieżkę. Przy czym dzieje się to nie bez wpływu ze strony kolejnego zagorzałego adwersarza Śmiałka, tj. tradycyjnie dlań owładniętego rządzą mordu Bullseye’a.

Tak jak wyżej wzmiankowano, Andy Diggle stanął przed arcytrudną „misją”, co zapewne nieprzypadkowo przejawiło się bezprecedensową nawet jak na, delikatnie rzecz ujmując, niełatwe dzieje Daredevila wyzwaniem. Tym bardziej że pomimo swoiście „wallenrodycznych” zamiarów tegoż bohatera pakty z diabłem mają to do siebie, że na ogół zawierają „aneksy”, o których ich sygnatariusze nie mają choćby śladowego pojęcia… Rychło okazuje się, że tak się sprawy mają także w tym przypadku i nawet determinacja oraz autodyscyplina hartowanego na mnogość sposobów Matta może okazać się w tym kontekście niewystarczająca… Co prawda może on liczyć na wsparcie ze strony całkiem przecież licznych przyjaciół/sojuszników, ale równocześnie skala wyzwania przeważyć może nawet ich głęboki altruizm i przywiązanie… Diggle z niemałą fachowością podsycił owo wynikłe z tej okoliczności poruszenie, nie od razu wskazując tropy ku sednu głównej intrygi. Nawet jeśli nie wszystkie wątki w ramach „Shadowlandu” (bo właśnie ta fabuła, niegdyś zaprezentowana u nas jako 69. tom „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela” stanowi „rdzeń” niniejszego zbioru) zdołał on uczynić równie porywającymi, jak miało to miejsce przy okazji większości historii sygnowanych przez Bendisa i Brubakera, to jednak kumulacja napięcia spowodowanego zdecydowanie niestandardowym obrotem spraw także niniejszą lekturę czyni stosownie zajmującą. Nieprzypadkowo zresztą, jako że przy okazji tej właśnie opowieści mamy do czynienia z kolejnym z serii tzw. wydarzeń. Nawet jeśli nie na skalę porównywalną z II wojną domową tudzież Tajnymi Wojnami, to jednak stanowiące istotny punkt zwrotny w dziejach niewidomego adwokata. Stąd przynajmniej w przekonaniu piszącego te słowa Andy Diggle spełnił pokładane w nim zarówno przez czytelników, jak i zarząd Marvela nadzieje; nawet jeśli nie udało mu się osiągnąć jakości zaproponowanej przez jego znakomitych przecież poprzedników.  

Zastrzeżenia można byłoby natomiast zgłaszać pod adresem części fachowców od kreski i plamy, którym zlecono rozrysowanie konceptów zarówno jego, jak i posiłkującego go Antony’ego Johnstona. Bo co tu kryć, współuczestniczący w stażach Bendisa i Brubakera m.in. Alex Maleev i Michael Lark, to czołówka artystów zaangażowanych w tamtym czasie przy realizacji superbohaterskich projektów. Trudno zatem byłoby spodziewać się porównywalnego poziomu prac w przypadku - nazwijmy rzeczy po imieniu - rzemieślników pokroju Billy’ego Tana czy Davide’a Gianfelice. Niemniej także oni (w tym zwłaszcza drugi ze wspomnianych) nie sprawiają wrażenia osób w tym fachu przypadkowych, a Roberto De La Tore zaprezentował się na tyle dobrze, że aż żal, iż nie miał on możliwości zilustrowania całości zebranego tu materiału. Dał się bowiem poznać jako wprawny kreator posępnej nastrojowości, która dla tej opowieści jest w pełni adekwatna.

Bez grama egzaltacji wypada powtórzyć, że udział w kreowaniu przypadków Nieustraszonego przez scenarzystów m.in. „Jessica Jones: Alias” i „Criminal” okazał się jedną z najlepszych rzeczy, która przytrafić się mogła zarówno Daredevilowi, jak i superbohaterskiej konwencji w całej jej rozciągłości. Z tego względu w przypadku niniejszego zbioru proponowana jest odrobina wyrozumiałości. Dzięki temu czas jego rozpoznawania ma spore szanse upłynąć pod znakiem czytelniczej satysfakcji, bo wspomniany następca obu panów również zalicza się do grona wprawnych opowiadaczy.

 

Tytuł: „Daredevil. Nieustraszony!” tom 7

  • Scenariusz: Andy Diggle, Antony Johnston
  • Szkic: Billy Tan, Roberto De La Torre, Roberto De La Torre, Marco Checchetto, Davide Gianfelice
  • Tusz: Batt, Matt Hollingsworth, Victor Olazaba, Roberto De La Torre, Marco Checchetto, Davide Gianfelice
  • Kolory: Justin Ponsor, Christina Strain, Guru-eFX, Ian Hannin, Andrew Dalhouse, Marry Hollowell
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Zofia Sawicka
  • Konsultacja merytoryczna: Kamil Śmiałkowski
  • Wydawca wersji oryginalnej: Marvel Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji polskiej: 24 listopada 2021
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17,5 x 26,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 560
  • Cena: 139,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w wydaniach specjalnych „Dark Reign: The List-Daredevil” nr 1 (listopad 2009) i „Shadowland: After the Fall” nr 1 (luty 2011), miesięczniku „Daredevil vol.2” nr 501-512 (grudzień 2009-luty 2011) oraz mini-seriach „Shadowland” nr 1-5 (wrzesień 2010-styczeń 2011) i „Daredevil: Reborn” nr 1-4 (marzec-lipiec 2011).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus