„Daredevil” Frank Miller tom 4 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 30-01-2021 23:56 ()


Cytując nieprzesadnie cenionego klasyka, można pokusić się o stwierdzenie, że „[…] nadeszła wiekopomna chwila”. Oto bowiem polscy czytelnicy nareszcie doczekali się pełnej edycji dokonań Franka Millera w kontekście Daredevila. Biorąc pod uwagę, że drobną część tego przełomowego stażu mieliśmy już sposobność rozpoznać w jakże odległym roku 1990 (vide „Elektra: Ściana”) nie da się ukryć, że trwało to nadspodziewanie długo. Szczęśliwie, bo po przeszło trzech dekadach nareszcie owa dotkliwa luka została zapełniona.

Stąd dzięki temu dysponujemy już m.in. pochodną współpracy wspomnianego autora z Rogerem McKenziem, historią Elektry Natchios oraz wysmakowaną plastycznie (choć nie tylko) „Miłością i wojną”. Niezgorzej jawi się także niniejszy, konkludujący prezentację tej części dorobku twórcy Powrotu Mrocznego Rycerza” zbiór. Mało tego! Można wręcz pokusić się o przypuszczenie, że swoisty crème de la crème „zaserwowano” nam na koniec. I chociaż zawarte tu kanoniczne wręcz dla superbohaterskiej konwencji opowieści – „Odrodzony” i „Nieustraszony” – są już polskim czytelnikom znane (o czym więcej w „Mega Marvel” nr 2/1995, dwudziestym tomie „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela” oraz dwudziestej czwartej odsłonie „Superbohaterów Marvela”) to jednak w żadnym wypadku nie mogło ich zabraknąć także w tej edycji.

Zanim jednak będzie sposobność zapoznania się z tymi właśnie długowiecznymi fabułami, w niniejszym albumie odnajdziemy ponadto autentyczny rarytas, tj. wczesne prace Millera z czasów, gdy w fachu rysownika komiksów zdobywał on tzw. pierwsze szlify. Stąd zamieszczenie przedruku dwóch epizodów serii „Peter Parker: The Spectacular Spider-Man vol.1” przybliżających konfrontacje jej tytułowego bohatera z dawnym adwersarzem Śmiałka w osobie Zakapiora oraz walnym udziałem właśnie Daredevila. Przy czym z dużym prawdopodobieństwem przyszły autor nie zdawał sobie wówczas sprawy, jak znaczącą rolę odegra on w gruntownej reinterpretacji obrońcy Hell’s Kitchen. Co prawda na przykładzie tej akurat realizacji nie sposób jeszcze dopatrzeć się charakterystycznych, tętniących dynamiką sekwencji z niewiele późniejszego okresu współpracy z McKenziem oraz już po przejęciu „sterów” serii „Daredevil vol.1”. Choćby z tego względu, że w tym akurat momencie zastępował on chwilowo nieobecnego Jima Mooneya i stąd jako początkujący twórca (swoją pierwszą pełnowymiarową realizację wykonał ledwie pół roku wcześniej) starał się imitować styl etatowego rysownika „Petera Parkera”. W kategorii początku drogi rozwojowej znaczącego twórcy jest to interesująca wartość dodana.

Nie inaczej zresztą sprawy mają się w przypadku opowieści pt. „Ugory”, w której Daredevila jako takiego nie uświadczymy, a miast tego swój zjawiskowy talent znany m.in. ze stronic takich przedsięwzięć jak „The Savage Sword of Conan vol.1” i „Avengers vol.1” zaprezentował John Buscema. Rzecz jest godna uwagi także z tego względu, że mamy tu już do czynienia z dojrzałym (choć wiekowo wciąż względnie młodym) i doświadczonym Millerem (jako scenarzystą rzecz jasna) o dużej świadomości mocy przekazu tworzonych przezeń opowieści. Z kolei nowelka „Wojownicy” z udziałem niegdysiejszego „sparingpartnera” Śmiałka w osobie Malvina „Gladiatora” Pottera (znacznie więcej szczegółów z jego zarzuconej przestępczej kariery w polskich przedrukach „Essential Daredevil” t. 1 i 2) to swoista rozgrzewka duetu Frank Miller/David Mazzucchelli przed jedną z najbardziej udanych realizacji w dotychczasowych dziejach superbohaterskiego komiksu.

Mowa oczywiście o „Odrodzonym”, utworze w ramach tej konwencji bez precedensu. Zapewne całkiem sporej części polskich czytelników opowieść ta jest już dobrze znana. Niemniej bez cienia wątpliwości warto ją sobie raz jeszcze przyswoić, jako że ten swoisty zapis próby złamania Matta Murdocka przez jego główne nemezis (oczywiście mowa o Wilsonie „Kingpinie” Fisku) ani trochę nie stracił ze swej pierwotnej „siły rażenia”. Zapewne przyczynił się ku temu chętnie użytkowany przez Millera model narracji zaczerpnięty z czarnych kryminałów oraz przekonujące ujęcie wewnętrznej przemiany protagonisty poddanego ekstremalnej próbie życiowej. Zresztą pod tym względem bardzo udanie ujęto także właśnie lidera nowojorskiego półświatka oraz dobrze zaznajomionego z Mattem dziennikarza „Daily Bugle’a”, tj. Bena Uricha. Krótko pisząc: nikt spośród istotnych uczestników tej fabuły nie wyszedł w jej trakcie bez znaczącej przemiany i nic dziwnego, że z jej potencjału skwapliwie skorzystali realizatorzy trzeciego sezonu znakomitego serialu Netflixa.

„Odrodzony” to także popisowe dzieło Davida Mazzucchelliego, obok również powstałej we współpracy z Millerem opowieści „Batman: Rok pierwszy”, najważniejsze realizacja rzeczonego plastyka. Już tylko po wprawności w komponowaniu poszczególnych kadrów znać ogrom talentu sprzężonego z warsztatową biegłością. Trafne ujmowanie stanów emocjonalnych portretowanych postaci, skłonność do wyzbytego idealizacji realizmu oraz taka właśnie wizja Nowego Jorku (swoją drogą niekiedy ujmowana według taktyki plastycznej użytkowanej przez Millera jeszcze jako rysownika tej serii) sprawiają, że niniejsza realizacja to utwór dosłownie kompletny, w którym wszystko zagrało, jak należy. Stąd lektura tego typu – nazwijmy rzeczy po imieniu – głazów milowych gatunku – to niezmiennie radość w najpełniejszej postaci. Do takich tytułów najzwyczajniej nie sposób nie wracać, by za każdym razem sycić się ich odporną na upływ czasu i trendów wysoką jakością.

Zapewne dla nikogo kto wiosną 1995 r. (lub ewentualnie w innym terminie) miał okazje zapoznać się z miniserią „The Man Without Fear” (w obecnej edycji „Nieustraszonym”) nie będzie zaskoczeniem równie wysoka ocena także tej opowieści. Po kilku latach od pożegnania z kreowaniem perypetii Śmiałka Frank Miller udowodnił, że nie zatracił twórczego „pazura” ani też intuicji ku umiejętnemu dopowiedzeniu początków tej wyjątkowej postaci. Tym samym otrzymaliśmy jedną z najlepiej opowiedzianych genez superbohaterskich, która podobnie jak „Odrodzony” nie zestarzała się ani o sekundę. Historia dorastania raz za razem doświadczanego Matta wzrusza i podbudowuje. Wszak kumulacja nieszczęść, które z mocą spiętrzonej lawiny raz za razem wdzierały się w jego żywot, zmieliłaby na popiół i pył niejednego osobnika o dojrzałej i ustabilizowanej psychice. A jednak Miller, z mocą wprawnego opowiadacza, znowu to zrobił i tym samym otrzymaliśmy spójną i prawdopodobną opowieść o człowieku, który dzięki zdumiewającej determinacji nie tylko przezwyciężył dotkliwe ciosy od wyjątkowo zawziętego nań losu, ale też stanął między tzw. zwykłymi ludźmi a usiłującymi poddać ich brutalnej i bezwzględnej eksploatacji drapieżcami. I choćby z tego względu nie sposób przejść wobec tej opowieści obojętnie, mimo że jej pierwodruk zaprezentowano już blisko trzy dekady temu.

Rewelacyjnie zaprezentował się także „wizualizator” skryptu Millera, czyli John Romita Młodszy, wówczas już twórca o w pełni wykształconej tożsamości artystycznej, operujący unikalną i z miejsca rozpoznawalną manierą. Co więcej, niewykluczone, że w przypadku „Nieustraszonego” mamy do czynienia z najbardziej udaną pochodną jego talentu i umiejętności, mimo że ten ma przecież w swoim dorobku ogrom często bardzo udanych prac (by wspomnieć choćby bestselerowy „Kick-Ass” i niedocenioną u nas kooperacje przy serii „Thor vol.2” — „Wielka Kolekcja Komiksów Marvela” t. 27). A jednak właśnie w tej realizacji znać, że w swoim czasie godny naśladowca stylistyki swojego nieprzecenianego ojca (vide „Spider-Man” nr 3/1990) nie ustawał w poszukiwaniu nowych form ekspresji. Widać to m.in. w scenie szkolenia Matta w posługiwaniu się łukiem przejawiającej się ujmowaniem niuansów lica ściany za pomocą drobnych, wysubtelniających jej formę kresek (s. 283). Analogicznie sprawy mają się w przypadku kadru ukazującego oblicze Sticka obserwującego Matta (s. 278). Znać tu pasję twórczą i przemożną chęć, by dawać odbiorcom swojej twórczości coraz więcej, a samemu nie porzucać wysiłków na rzecz samodoskonalenia siebie. Tak jak zresztą ma to miejsce w przypadku tytułowego bohatera tej opowieści.

Reasumując, jeden z najlepszych komiksowych zbiorów wszech czasów. Lektura obowiązkowa i niezmiennie porywająca. Bardzo, ale to bardzo warto. 

 

Tytuł: „Daredevil” Frank Miller tom 4

  • Tytuł oryginału: „Daredevil by Frank Miller Omnibus Companion”
  • Scenariusz: Bill Mantlo, Frank Miller, Denny O’Neil
  • Szkice: Frank Miller, John Buscema, David Mazzucchelli, John Romita Młodszy
  • Tusz: Frank Springer, Gerry Talaoc, Dennis Janke, Al Williamson
  • Kolory: Bob Sharen, Mario Sen, Christie Scheele, Richmond Lewis
  • Wstęp: Ralph Macchio
  • Posłowie i konsultacja merytoryczna: Kamil Śmiałkowski
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Marceli Szpak
  • Wydawca wersji oryginalnej: Marvel Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 19 kwietnia 2016 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 25 listopada 2020 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17,5 x 26,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 432
  • Cena: 139,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięcznikach „Peter Parker, The Spectacular Spider-Man vol.1” nr 27-28 (luty-marzec 1979), „Daredevil vol.1” nr 219 (czerwiec 1985), 226-233 (styczeń-sierpień 1986) oraz mini-serii „Daredevil: The Man Without Fear” nr 1-5 (październik 1993-luty 1994).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus