Sześć dekad z Pierwszą Rodziną Marvela!
Dodane: 08-08-2021 07:12 ()
Zanim jeszcze Spider-Man boleśnie przekonał się, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność, oryginalni Avengers odnaleźli pogrążonego w hibernacyjnym śnie Kapitana Amerykę, a nieszczęsny doktor Bruce Banner kosztem osobistej tragedii uratował Ricka Johnsa, wyobraźnią odbiorców produkcji sygnowanych logo Domu Pomysłów zawładnął kwartet, który na długie lata stać się miał jednym z najbardziej rozpoznawalnych przedsięwzięć tego wydawcy. O kim tym razem mowa? Oczywiście o Pierwszej Rodzinie Marvela znanej nade wszystko pod ich drużynowym mianem Fantastycznej Czwórki!
Tymczasem dziś właśnie upływa sześćdziesiąt lat, gdy po raz pierwszy błyskotliwy inżynier Reed Richards, jego narzeczona Susan Storm, jej brat Johnny oraz ich przyjaciel w osobie pilota Bena Grimma zaprezentowali się ogółowi spragnionych emocjonujących fabuł czytelników. Nominalnie (tj. według daty umieszczonej na okładce) miało to miejsce w listopadzie 1961 r. Jednak z racji osobliwego systemu dystrybucyjnego pierwszy epizod poświęconej im serii trafił do sprzedaży 8 sierpnia 1961 r. Opowieść o locie odbytym przez ową gromadkę eksperymentalnym statkiem kosmicznym, napromieniowaniu wspomnianych przez nieznany rodzaj radiacji oraz uzyskanie przez nich nadnaturalnych zdolności okazała się komercyjnym hitem i de facto rozpoczęła trwającą do dziś Erę Marvela! Tak się bowiem złożyło, że premierowy numer „Fantastic Four” był równocześnie pierwszym komiksem z logo Domu Pomysłów, dotąd znanym jako Timely (w latach 1939-1950) i Atlas Comics (1950-1961). Tym samym nowe otwarcie tegoż wydawnictwa okazało się bezapelacyjnie przełomowym momentem w jego dziejach.
Autorami odpowiedzialnymi za wykreowanie nowego tytułu byli dobrze znani odbiorcom produkcji tego wydawcy Stan Lee i Jack Kirby (notabene wspomagani m.in. przez nakładających tusz Dicka Ayersa i Christophera Rule’a). Z tym pierwszym wiąże się zresztą branżowa legenda w myśl której tuż przed podjęciem pracy nad owym projektem zamierzał on na dobre pożegnać się z komiksową branżą (udzielał się od w niej od dwudziestu lat). Wypalony i przekonany o jałowości swojego dotychczasowego dorobku (a przy okazji nie porzucający ambicji o statusie tzw. szanowanego prozaika) nosił się z zamiarem zrezygnowania z pracy u swojego kuzyna, Martina Goodmana. Tak się jednak złożyło, że wspomniany założyciel (a przy tym właściciel) Timely/Atlasu/Marvela, po rozmowie z Juliusem Schwartzem (redaktorem DC Comics) zachwalającym wysoką sprzedaż miesięcznika „Justice League of America” (w sprzedaży od 25 sierpnia 1960 r.), zażyczył sobie odeń przygotowanie komiksu drużynowego. Dzięki temu Goodmana liczył na uszczknięcie co nieco z koniunktury wygenerowanej przez konkurencje. I chociaż sam Lee nieszczególnie miał się ku temu garnąć, to jednak za namową swojej żony Joan przygotował zarys fabularny rozrysowany następnie przez Jacka Kirby’ego.
Efekt tej współpracy okazał się jak na ówczesne standardy nietypowy i jak czas pokazał odkrywczy. Nie tylko z tego względu, że bohaterska czwórka nie dysponowała nawet standardowymi dla konwencji superbohaterskiej kostiumami, ale nade wszystko z racji ich zaognionych interakcji. Bowiem w odróżnieniu od wspomnianej Ligi Sprawiedliwości tudzież innych drużyn prezentowanych pod szyldem DC Comics (w tym zwłaszcza Challengers of the Unknown i Sea Devils stanowiących ewidentną inspirację dla Fantastycznej Czwórki), miast koncentrować się na zmaganiach z wrażymi istotami (m.in. monstrami kontrolowanymi przez Mole Mana) mnóstwo swego czasu marnotrawili oni na wzajemne utarczki. Jak się rychło okazało, ów wcześniej niespotykany zabieg stylistyczny „zaskoczył”. Wspominał o tym zresztą skądinąd znany Alan Moore, który jako niespełna dziesięciolatek omyłkowo natknął się na jeden z wczesnych odcinków „Fantastic Four”. I to właśnie ta okoliczność wywrzeć na nim miała spore wrażenie oraz poczucie rozpoznawania utworu o znacznej dozie fabularnej świeżości.
Dalszy rozwój serii to już nieodłączna część dziejów superbohaterskiej konwencji, a także gwałtownego ekspandowania uniwersum Marvela. Dość wspomnieć, że to właśnie na jej stronicach debiutowały m.in. zmiennokształtne Skrulle, monarcha Latverii w osobie Victora von Dooma, Galactus, Silver Surfer, Black Panther i masa innych osobowości bez których nie sposób wyobrazić sobie wszelkich wariantów Ziemi-616. O członkostwo w tej drużynie starał się (bezskutecznie) początkujący Spider-Man, a obok Mister Fantastica, Invisible Girl/Woman, Human Torcha i Thinga udzielali się w jej szeregach m.in. Meduza (przedstawicielka społeczności Inhumans) i She-Hulk. Z kolei jakości ich przygód doglądali następcy Stana Lee i Jacka Kirby tacy jak John Byrne („Superbohaterowie Marvela” t. 97), Jim Lee („Mega Marvel” nr 1/1998), Grant Morrison („Fantastyczna Czwórka 1234”) i Jonathan Hickman (w zapowiedziach Egmontu). Pierwsza Rodzina Marvela trafiła także zarówno na mały (m.in. serial animowany z lat 1967-1968), jak i duży ekran. Dodajmy, że nie zawsze szczęśliwie, o czym świadczyć może na ten moment ostatnia próba adaptowania ich przygód na potrzeby filmowej branży (z 2015 r.).
Wygląda jednak na to, że po uporządkowaniu praw do tego typu przedsięwzięć władze zwierzchnie Disneya (tj. dysponenta popkulturowych zasobów Marvela) szykują się do uzupełnienia kinowego uniwersum Domu Pomysłów nie tylko o spadkobierców idei Charlesa Xaviera, ale też właśnie Fantastyczną Czwórkę. Pod tym względem będzie się zatem działo, a na razie wypada życzyć, by dalszy rozwój tej marki zapewnił jej żywotność i popularność porównywalną z tą sprzed sześciu minionych dekad.
P.S. Z polskim przekładem debiutu zespołu dowodzonego przez Reeda Richardsa można zapoznać się przy okazji lektury 68. tomu „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela” opublikowanego u nas 1 lipca 2015 r.
comments powered by Disqus