Lance Parkin “Magic Words. The Extraordinary Life of Alan Moore” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 19-12-2013 10:43 ()


„Alan Moore – moja największa pomyłka” – tymi słowy powitał odwiedzającego Stany Zjednoczone scenarzystę Paul Levitz, dyrektor wydawniczy DC Comics. Czyżby przemawiała przezeń zazdrość twórcy ustępującego talentem przybyszowi z Northampton? A może instynktownie wyczuwał, że swoimi konceptami Moore przekracza granicę, poza którą superbohaterska konwencja utraci resztki niewinności?

Joel Silver, producent współodpowiedzialny za realizację m.in. pierwszego „Matrixa” oraz najnowszej wersji „Sherlocka Holmesa”, podczas rozmowy z Moore’em odniósł wrażenie, że ma do czynienia z „(…) dziwnym facetem”. Z kolei jeszcze na wczesnym etapie aktywności pomysłodawcy „Promethei”, tj. w czasach, gdy był on już gwiazdą brytyjskich tygodników komiksowych (m.in. „2000 AD”, „Warrior”) zarówno przedstawiciele branży, jak i bywalcy konwentów zgodnie przyznawali, że po ledwie pobieżnej wymianie zdań Moore onieśmielał rozmówców swoją erudycją i błyskotliwością. W zrealizowanym w roku 1987 dokumencie filmowym „Monsters, Maniacs & Moore” jawi się on jako osobnik w pełni świadom swoich możliwości i z konkretnym planem działania na przyszłość. Nie mniej skrajnych opinii na jego temat nie brakuje do dziś. Szarlatan, domorosły mistrz magii, mesjasz komiksu… Kim naprawdę jest Alan Moore? Na to pytanie usiłuje odpowiedzieć Lance Parkin, twórca powieści osadzonych m.in. w uniwersum Doktora Who. 

Okazja ku temu nie byle jaka, bowiem autor m.in. „Prosto z Piekła” i „Top 10” ukończył w 2013 r. sześćdziesiąty rok życia. Moment podsumowania dotychczasowego dorobku brytyjskiego scenarzysty wydaje się zatem w pełni uzasadniony. Podobnie zresztą jak dobór osoby odpowiedzialnej za opracowanie niniejszej biografii. A to z tego względu, że Perkin miał już sposobność przybliżyć postać „Czarownika z Northampton” na kartach zwięzłego opracowania opublikowanego przed dwunastu laty. „Magic Words” to znacznie bardziej rozbudowane, kompleksowe ujęcie niezwykle pojemnego zagadnienia, któremu na imię „Alan Moore”.   

Losy jednego z najbardziej poczytnych twórców komiksu autor przedstawił według schematu wygodnego zarówno dla siebie, jak i czytelników, tj. po kolei. Stąd na pierwszych stronicach niniejszej książki poznajemy młodego Alana dorastającego w nieszczególnie majętnej rodzinie rodem z Northampton. Jak zapewne nietrudno się domyślić jedną z głównych atrakcji dla przyszłego objawienia komiksowego medium było masowe wchłanianie przezeń historyjek obrazkowych wśród których szczególne wrażenie wywarł nań trzeci epizod „Fantastic Four”.[1] Prędko stało się jasne, że nie poprzestanie on jedynie na biernym odbiorze tego typu utworów. Perkin nie omieszkał szczegółowo przybliżyć drogi artystycznego rozwoju Moore’a, począwszy od nieśmiałych dziecięcych prób w zakresie tworzenia obrazkowych fabuł, poprzez realizacje zleceń na potrzeby lokalnej prasy („Maxwell The Magic Cat”), aż po wyrosłe w dużej mierze z inspiracji dokonaniami Steve’a Moore’a (mentora Alana) opowieści tworzone na potrzeby ówczesnych, ponadregionalnych magazynów komiksowych.

Potencjalny czytelnik stanie się również świadkiem formowania komiksowego fandomu Wielkiej Brytanii, procesu zaskakująco zbliżonego do o półtorej dekady późniejszych przypadków rozgrywających się nad Wisłą i Wartą. Kameralne zloty, których głównymi bywalcami byli komiksowi twórcy udzielający z tzw. doskoku[2] jako żywo wzbudzają skojarzenia z wczesnymi konwentami w Kielcach i Łodzi. Wizja współpracy z przedstawicielami wydawnictw ze znacznie lepiej prosperujących rynków nie była może tak odległa, jak w przypadku polskich entuzjastów komiksowego medium w pierwszych latach III RP (od 1972 r. funkcjonowała brytyjska filia Marvela). Niemniej pełnowymiarowa aktywność na komiksowej niwie pozostawała przywilejem niewielkiej grupki wybranych, a o tzw. brytyjskiej inwazji nikt wówczas nawet nie śnił.  

Tymczasem Alan Moore już niemal od zarania swej scenopisarskiej kariery zyskał sposobność do całkowitego poświęcenia się swojej zawodowej pasji. I chociaż oferowane początkowo stawki nie przyprawiały o zawrót głowy, to jednak jego skrypty (a często także rysunki) były zawsze mile widzianym materiałem w każdym z ówczesnych czasopism komiksowych – wzmiankowanym wyżej „2000AD”, „Warrior” oraz „Doctor Who Weekly”. Lance Parkin poświęca temuż etapowi jego twórczości sporo miejsca, wskazując te spośród jego ówczesnych konceptów, które z czasem zaistniały w klasycznych utworach Moore’a. Problemy z akceptacją odmienności, stałe zagrożenie globalnym konfliktem, mało finezyjna inżynieria społeczna, rozwój alternatywnych norm społecznych – wszystkie te zjawiska sygnalizowano na kartach komiksów jeszcze przed debiutem Moore’a. A jednak to właśnie jemu miało przypaść skomasowanie motywów rodem z publikacji undergroundowych z konwencją superbohaterską.

Siłą rzeczy najobszerniejsze partie książki dotyczą burzliwych doświadczeń Moore’a z amerykańskim rynkiem wydawniczym. Perturbacje na tle praw autorskich oraz brak chęci osiągnięcia kompromisu (i to nie tylko ze strony wydawcy) tworzą mało pokrzepiający obraz komiksowego biznesu. Parkin nie omieszkał jednak nadmienić, że niezależność finansową autor „Strażników” osiągnął właśnie za sprawą współpracy z DC Comics.[3] Już tylko ta okoliczność świadczy, że na „obiekt” swej analizy potrafił on spojrzeć nie tylko z perspektywy wielbiciela jego dokonań (z czym zresztą rzeczony się nie kryje), ale też ze stosowną dozą krytycyzmu. Dotyczy to zresztą nie tylko aktywności zawodowej Moore’a, ale też jego często niełatwych relacji międzyludzkich. Co więcej, autor niniejszej biografii pokusił się wypytać w tym kontekście co najmniej kilka osób swego czasu blisko z rzeczonym twórcą związanych.

Jedną z najczęściej kojarzonych przypadłości Moore’a jest przejawiany przezeń dystans wobec wszelkich prób przełożenia jego utworów na język filmu. Bowiem w przekonaniu Moore’a obu konwencjom prezentacji fabularnej przypisane są tak dalece odmienne środki ekspresji, że nie może być mowy o pełnym przetransponowaniu komiksów w film (jak również na odwrót) przy równoczesnym zachowaniu wszelkich niuansów pierwowzoru. Przy czym tego typu podejście wynikło nie tyle z wydumanego idée fixe autora, ile raczej z bezsilności towarzyszącej próbom przetworzenia materiału wyjściowego, jakim była opowieść o „Strażnikach” na scenariusz kinowego filmu. „Zróbmy to, zanim ktoś inny za nas to spie…li” jak argumentowano Moore’owi już u schyłku lat osiemdziesiątych. Niestety proces twórczy okazał się znacznie trudniejszy niż mogło się to producentom wydawać. „Jak skondensować ten monstrualny komiks w dwugodzinny film?” (s. 304) – zapytywał nie bez znamion frustracji wyznaczony na reżysera „Strażników” Terry Gilliam. Co więcej, odpowiedzi na to pytanie nie potrafił udzielić również sam Moore. Parkin nie szczędzi zresztą szczegółów zarówno w kontekście wspomnianego dzieła, jak i pozostałych sfilmowanych tytułów Moore’a. Przy czym również w tym kontekście widać, że autor „Magic Words” korzystał z opublikowanych również u nas wywiadów przeprowadzonych z twórcą „Toma Stronga” przez Billa Bakera. 

Jak swego czasu miał rzec jeden z wyjątkowo utalentowanych rodaków Alana Moore’a: „Gdy człowiek przestaje wierzyć w Boga, prędko zaczyna wierzyć w cokolwiek”. I tak też sprawy zdają się mieć w przypadku bohatera niniejszej książki doszukującego się duchowego spełnienia w praktykowaniu rytualnej magii. Także temuż aspektowi osobowości Moore’a poświęcono sporo miejsca. W tej wyjątkowo interesującej części książki poznajemy wspomnianego jako zadeklarowanego wyznawcę antycznego boga-węża Glykona, a przy okazji interlokutora bytów demonicznych, z którymi ponoć miał on nawiązać bezpośredni kontakt. I chociaż ezoteryczna sfera światopoglądu Moore’a wydaje się chaotyczną mieszaniną wyobrażeń o antycznej teurgii, neopogaństwa oraz okultystycznych rytów opracowanych przez Alistaira Crowleya (traktowanego przezeń w kategorii mistrza duchowego), to jednak zdaje się on przywiązywać do tej sfery swego życia wyjątkową wagę. Stąd też obszerny „odskok” Parkina także w tym kierunku.

Pomysłowych rozwiązań edytorskich (np. oryginalnie zaaranżowana okładka oraz krawędzie stron barwione na czarno) dopełniają reprodukcje prac Moore’a oraz fotografie z jego udziałem. Nie jest może ich wiele, niemniej pozwalają wyrobić sobie opinie o kierunkach, w jakim zmierzał pomysłodawca „Zagubionych dziewcząt” jako plastyk. Zabrakło natomiast szerszego omówienia udziału tego twórcy w swojej klasie epokowym wydarzeniu, jakim było pożegnanie przedkryzysowej wersji Supermana w opowieści „Whatever Happend to The Man of Tomorrow”.

„Magic Words” to umiejętnie prowadzona, a zarazem względnie obiektywna biografia. Interesująca nie tylko za sprawą jej głównego bohatera i mnogości dotyczących go ciekawostek (np. przyczyny zapuszczenia przezeń brody). Także za sprawą możliwości prześledzenia jakościowej rewolucji jaką „Czarownik z Northampton” zgotował wielbicielom trykocianej konwencji, a której rezonans zapewne jeszcze długo będzie odczuwalny. Nie zabrakło również analizy przynajmniej niektórych aspektów jego warsztatu z wiele mówiącym (dosłownie i w przenośni) fragmentem scenariusza do „Zabójczego żartu” (s. 120-122). Wypada mieć nadzieję, że niezbyt odległego dnia doczekamy się polskiej edycji tej prawie tak samo niezwykłej co Alan Moore publikacji.

 

[1] Nabyty zresztą omyłkowo zamiast innego tytułu (o czym więcej na stronie 17).

[2] Np. krajan Moore’a, Jamie Delano, późniejszy scenarzysta solowych perypetii Johna Constantine’a, utrzymywał się wówczas z prowadzenia taksówki, a współtwórca „Prosto z Piekła” – Eddie Campbell – pracował jako spawacz (s. 118).  

[3] Przy okazji wspomina również o dochodach m.in. Johna Byrne’a, który w toku lat osiemdziesiątych zarobił dzięki współpracy z Marvelem ok. 5 milionów dolarów (z DC Comics „jedynie” 2 miliony). Z kolei jego dobry znajomy – Chris Claremont – był w stanie nabyć dla swojej matki prywatny odrzutowiec (s. 255).

 

Tytuł: "Magic Words. The Extraordinary Life of Alan Moore"

  • Autor: Lance Parkin 
  • Wydawca: Aurum Press
  • Data premiery: 7 listopada 2013 r.   
  • Oprawa: twarda
  • Format: 15,5 x 21 cm
  • Druk: czarnobiały  
  • Papier: satynowy
  • Liczba stron: 426
  • Cena: 20 £/29,95 $

Dziękujemy wydawnictwu Aurum Press za udostępnienie tytułu do recenzji.   


comments powered by Disqus