„Punisher MAX” tom 8 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 05-05-2020 21:23 ()


Wiele wskazywało, że na temat tak wyrazistych i popularnych osobowości jak „Franciszek Zamecki”, Wilson „Kingpin” Fisk i najbardziej skuteczny zabójca drugiego z wymienionych w osobie Bullseye’a napisano już dosłownie wszystko. Wszak swoich sił na tym polu nie szczędzili tak sprawni w podjętym przez nich fachu twórcy, jak Frank Miller, Brian Michael Bendis i Garth Ennis. Zwłaszcza ten ostatni za sprawą przebojowej serii „Punisher MAX” dał do zrozumienia, że ci autorzy, którym zamarzy się „przebicie” jego dokonań, będą zmuszeni bardzo się postarać.

„Oddelegowany” do kontynuowania losów „Człowieka-Armaty” w jego „maksymalnej” odmianie Jason Aaron nie miał zatem łatwego zadania. Miał już natomiast uznanie z racji powstającej wówczas według jego scenariuszy serii „Skalp” i najwyraźniej chęć, by sięgnąć po więcej. Z założenia zbrutalizowana i bezkompromisowa interpretacja dziejów Franka Castle’a w ramach linii wydawniczej MAX wydawała się zatem idealną okazją, by z przytupem potwierdzić swój status wziętego autora. Wprost trzeba przyznać, że przyszły interpretator dziejów dysponentów potęgi Mjolnira nie tylko nie zmarnował tej okazji, ale też zrobił co w jego mocy, by nie zostać uznanym za tzw. uboższego krewnego Gartha Ennisa. Przy czym Aaron nie zamierzał nadmiernie filozofować i postawił na sprawdzone „chwyty”. Stąd właśnie sięgnięcie po Kingpina i Bullseye’a, adwersarzy na miarę nie tylko zaradnego Daredevila, ale też właśnie „Franciszka Zameckiego”.

Stwierdzić, że Punisher naraził się mafijnym rodzinom operującym na terenie „Wielkiego Jabłka” to jak nic nie powiedzieć. Wie to każdy, kto miał okazję zapoznać się choćby z pierwszym tomem „maksymalnej” serii, na którego kartach Frank zmasakrował uczestników uroczystości ku czci jednego z szefów zorganizowanej przestępczości. Później było jeszcze bardziej wybuchowo, a sam tytułowy bohater (?) dał się poznać jako nad wyraz zdeterminowany i nieprzebierający w środkach zabijaka, któremu nie sprostał nawet, zdawało się niepowstrzymany Barrakuda. Przerażonym bossom mafijnego półświatka nie pozostało zatem zbyt wiele czasu, bo „Pogromca” ani myśli rezygnować z raz rozpoczętej roboty. W tej – co tu kryć – nieciekawej sytuacji lider jednej z najbardziej wpływowych rodzin w osobie niejakiego Rigoletto, proponuje pozostałym „udziałowcom” przestępczego „tortu” aprobatę dla niekonwencjonalnego projektu. Dodajmy, że o kryptonimie „Kingpin”, a do tego z kluczowym udziałem ochroniarza wspomnianego, niejakiego Wilsona Fiska…

Zdawałoby się, że ewentualnych odbiorców tej propozycji wydawniczej czekać może jeszcze jedna, emocjonująca, choć zarazem nieco już standardowa rozwałka, w której trakcie drogi Frank odniesie co prawda liczne rany i obrażenia, acz w finale boleśnie da swoim adwersarzom do zrozumienia, iż taryfy ulgowej nie będzie. Faktycznie z takim schematem mamy tu także do czynienia, choć równocześnie scenarzysta w swej uprzejmości skwapliwie zadbał, by sceny zaangażowanego oklepywania się po co bardziej wrażliwych częściach ciała, „obudować” licznymi, urozmaicającymi tok opowieści uzupełnieniami. „Zamecki”, tradycyjnie dlań twardy i nieubłagany (jak skonstatuje na jego temat sam Bullseye: „Przypominasz bardziej siłę natury”) być może przesadnie nie zaskakuje. Jest natomiast dokładnie takim, jakim powinien być; zwłaszcza gdy ma do czynienia z przedstawicielami zorganizowanej przestępczości. Natomiast Kingpina przysłowiowa „droga do tronu” to opowieść nie tylko o nim samym, ale też jego bliskich, przekonująco przetworzona na potrzeby niewiele późniejszego serialu „Daredevil” ze „stajni” Netflixa.

Wprost jednak trzeba stwierdzić, że swoistym królem w tym eksplozywnym wariatkowie okazał się nie kto inny jak właśnie przywoływany chwilę temu Bullseye. Przyznać trzeba, że Aaron zdołał znaleźć dla tej postaci oryginalną formułę co w obliczu dokonań m.in. Millera i Bendisa należało do szczególnie trudnych wyzwań. A przyznać trzeba, że udział w niniejszej opowieści tegoż psychopatycznego zabójcy to przynajmniej w przekonaniu piszącego te słowa jedno z najbardziej udanych osiągnięć w dotychczasowej karierze Jasona Aarona. Na tym zresztą nie koniec niespodzianek tego zbioru; także w kontekście okoliczności zaistnienia Punishera.

Można zaryzykować twierdzenie, że włodarze Marvela decydujący o szczegółach tego przedsięwzięcia, doszli do wniosku, iż po fabuły nowego scenarzysty czytelnicy sięgną chętniej, jeśli towarzyszyć im będą prace sprawdzonego przy tytułowej postaci rysownika. Stąd angaż Steve’a Dillona, któremu dane już było „ujmować w kadr” wyczyny Franka Castle’a (vide „Witaj ponownie Frank” w ramach „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela – t. 15 i 43). Wprost przyznać trzeba, że pomimo okazjonalnych obiekcji zgłaszanych niekiedy pod adresem tego twórcy (np. przesadna oszczędność w „zagospodarowywaniu” przestrzeni kadru, schematyczny i zbyt często powtarzalny sposób portretowania rozrysowywanych przezeń postaci) tym razem stylistyczna surowość i precyzja prowadzenia kreski okazały się doskonale współgrać z bezkompromisowym scenariuszem. Szczególnie udanie sprawy mają się zwłaszcza w kontekście oddania stanów emocjonalnych poszczególnych postaci, czym Dillon bardzo chętnie (a co więcej - z dużym powodzeniem) zwykł się posługiwać. Do tego stopnia, że wręcz trudno wyobrazić sobie tę realizację wykonaną przez innego niż on plastyka.

Jak już wyżej wzmiankowano, starania poczynione przez Gartha Ennisa na rzecz uzyskania statusu najbardziej cenionego „kronikarza” dziejów „Franciszka Zameckiego” zostały przez wielu w pełni docenione. Po lekturze niniejszego zbioru można jednak zasadnie mniemać, że także Jason Aaron stanął na wysokości powierzonego mu zadania. Z pełną oceną trzeba się jednak wstrzymać do września, kiedy to do dystrybucji trafi dokończenie jego stażu w ramach serii „Punisher MAX vol.2”.

 

Tytuł: „Punisher MAX” tom 8

  • Tytuł oryginału: „Punisher MAX (2010) # 1-11
  • Scenariusz: Jason Aaron
  • Szkic i tusz: Steve Dillon
  • Kolory: Matt Hollingsworth
  • Ilustracje na okładkach: Dave Johnson
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta
  • Konsultacja merytoryczna: Kamil Śmiałkowski 
  • Wydawca wersji oryginalnej: Marvel Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska 
  • Data publikacji wersji oryginalnej (w edycji tzw. omnibusa): 17 czerwca 2014 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 29 kwietnia 2020 r.  
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17,5 x 26,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 260
  • Cena: 89,99 zł 

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w serii „Punisher MAX vol.2” nr 1-11 (styczeń 2010-maj 2011).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji

Galeria


comments powered by Disqus