„Doktor Strange” tom 1 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 09-07-2019 19:33 ()


Parafrazując jeden z mniej znanych „papciochmielizmów” uniwersum Marvela, bez Stephena Strange’a to jak banan bez skórki. I rzeczywiście, bo główny arcymag tej rzeczywistości kreowanej to swoisty „niezbędnik” każdego ważniejszego wydarzenia obejmującego swoim zasięgiem „przestrzeń” Domu Pomysłów. Zdecydowała o tym jego dogłębna wiedza z zakresu nauk tajemnych oraz prawideł funkcjonowania całokształtu stworzenia, a nade wszystko świadomość jak nią w skutecznie dysponować. By się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po takie choćby tytuły jak „Wojna Nieskończoności” czy Avengers vol.5” i „New Avengers vol.3” według Jonathana Hickmana.

Gorzej natomiast rzecz się miała w przypadku solowych tytułów z udziałem tej osobowości. Nigdy bowiem nie cieszyły się one przesadną popularnością w wymiarze komercyjnym, a co za tym idzie także szczególną żywotnością. Tym samym „najwyższy mag” (bo tak oficjalnie brzmi funkcja Strange’a w czarnoksięskiej hierarchii) skazany był na występy w innych publikacjach Marvela. Wraz z rozpoczęciem okresu „All-New, All-Different Marvel” zarząd wydawnictwa zdecydował o zmianie tego stanu rzeczy, a co za tym idzie uruchomieniu kolejnej, czwartej już serii poświęconej niegdyś cenionemu, acz równocześnie do szczętu aroganckiemu chirurgowi. Nieprzypadkowo zresztą, jako że cała sytuacja miała miejsce u schyłku 2015 r., a zatem ze względnie niedaleką perspektywą wprowadzenia na ekrany pełnowymiarowej produkcji filmowej opartej na przygodach Doktora Strange’a. Do roli scenarzysty komiksowego przedsięwzięcia wytypowano wówczas już mocno wziętego Jasona Aarona, a głównym plastykiem „Vol.4” uczyniono weterana swoistej komiksowej awangardy doby wczesnych lat 90. XX w. w osobie Chrisa Bachalo. Wspomagani przez kilku branżowych fachowców (w tym m.in. znanego z takich publikacji jak „Batman: Miecz Azraela” czy „Superman/Aliens” Kevina Nowlana) rozpoczęli zatem nowy etap w dziejach wspomnianego protagonisty.

Można śmiało rzec, że autorska spółka uczyniła to z przytupem i niestandardowo. Pozbawiła bowiem Strange’a (a przy okazji także jego koleżeństwo po fachu) najważniejszego atutu, tj. magii. Okazuje się bowiem, że w efekcie agresji zagorzałego nieprzyjaciela tej formy oddziaływania na różne plany rzeczywistości jej potencjał ulega zanikowi. Tym samym dotychczasowy dysponent dziedzictwa sięgającego swoimi początkami odległych eonów istnienia zmuszony jest radzić sobie bez tego jakże pomocnego „arsenału”. Jak przystało na niegdyś nonszalanckiego egotę boleśnie przeczołganego przez życie, nie daje on jednak łatwo za wygraną i przy wsparciu m.in. Brata Voodoo i Wandy Maximoff wyrusza na poszukiwanie artefaktów za zaklętymi w ich strukturze resztkami czarodziejskiej potęgi. Jego nowy (i zarazem nieprzebierający w środkach) adwersarz – Imperator – zdaje się co prawda niepowstrzymany w swoim zamiarze wyszukanego eksterminowania wszelkich akolitów magicznych praktyk. Jak jednak zapewne nietrudno się domyślić prawa epiki (w tym także komiksowej) są nieubłagane. A to oznacza, że w swoisty wzór tej konfrontacji wpisano co najmniej kilka „niewiadomych”. Także dlatego, że z racji swego doświadczenia i wrodzonej inteligencji, nawet pozbawiony dostępu do sfery magicznej Stephen Strange nadal pozostaje śmiertelnie groźnym przeciwnikiem.

Miłą okolicznością tej inicjatywy jest udział w niej dwóch, wzmiankowanych chwilę temu artystów o stażu sięgającym czasów, gdy miast tabletu i cyfrowego generowania kreski i plamy branżowym standardem były tradycyjne metody operowania tymi jakościami plastycznymi. Okazuje się jednak, że obaj panowie z dużą wprawą odnaleźli się we względnie nowych realiach, zachowując przy tym swoją łatwo rozpoznawalną tożsamość artystyczną. Przy czym możliwość przyjrzenia się ich pracy jest tym bardziej interesująca, że wspomniani reprezentują odmienne kierunki plastycznej wrażliwości. Bachalo nadal zatem zwykł „upychać”, ile się da w przestrzeni kadrów, racząc swoich czytelników wrażeniowymi deformacjami. Co prawda od czasów jego udziału w realizacji takich serii jak „Generation X vol.1” (nie tak dawno cząstkowo zaprezentowanej polskim czytelnikom w ramach kolekcji „Superbohaterowie Marvela”) czy dobrze odebranej także u nas futurystycznej wersji Ghost Ridera („Mega Marvel” nr 4/1996) znać przejawy stylistycznej ewolucji tego autora. Trudno jednak spodziewać się braku chęci warsztatowego rozwoju u artysty tego pokroju co Bachalo. Dodajmy, że osobnika o niewątpliwie znacznym temperamencie twórczym. Nie mniejszą sprawność (by nie rzec, że wręcz finezję) wykazuje także Kevin Nowlan z jego charakterystyczną manierą konturyzacji części z ujmowanych przezeń form. Trzeba przyznać, że owa taktyka graficzna trafnie oddaje specyfikę serii poświęconej przypadkom Doktora Strange’a, sferze kreowanej, gdzie na dobra sprawę nic do końca nie jest pewne i w pełni ustalone. Równocześnie warto pamiętać o udziale w tym przedsięwzięciu pozostałych, często wybitnych plastyków takich jak choćby wprawny kolorysta Dan Brown („The Punisher MAX”, „Karnak: Wszechobecna skaza” w „Wielka Kolekcja Komiksów Marvela” t. 159).

Nowy rozdział w dziejach marvelowskiego znawcy tajników magicznych z jednej strony zawiera mnogość odniesień do tradycji tej serii (wzmianki o Starożytnym etc.). Z drugiej natomiast autor skryptu zdecydował się na reinterpretacje (a przy okazji także modernizację) części z nich i tym samym podążenie zbliżonym szklakiem jak miało to miejsce przy okazji współtworzenia przezeń serii poświęconych losom dzierżycieli młota Mjolnira. O ile w przypadku zarówno żeńskiej, jak i męskiej wersji Thora z dzisiejszej perspektywy można mówić o modyfikacjach o ciężarze gatunkowym porównywalnym z dokonaniami Waltera Simonsona (zob. „Wielka Kolekcja Komiksów Marvela” t. 38) i J. Michaela Straczynskiego („Wielka Kolekcja Komiksów Marvela” t. 8), o tyle ingerencja Aarona w biografię Stephena Strange’a nie wywołała przesadnie istotnego rezonansu. Nie da się jednak ukryć, że współtwórca takich hitów jak „Skalp” i „Bękarty z Południa” zaproponował przemyślaną i atrakcyjną rozrywkę dla tej części czytelniczej braci, która zwykła doceniać wartko prowadzone, energetyzujące fabuły.

 

Tytuł: „Doktor Strange” tom 1

  • Tytuł oryginału: „The Way of the Weird” oraz „The Last Days of Magic”
  • Scenariusz: Jason Aaron, James Robinson
  • Szkic: Chris Bachalo, Kevin Nowlan, Leonardo Romero  
  • Tusz: John Livesay, Victor Olazaba
  • Kolory: Chris Bachalo, Rain Beredo, Andy Troy, Dan Brown
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Marceli Szpak  
  • Wydawca wersji oryginalnej: Marvel Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wydania oryginalnego: maj 2016 („The Way of the Weird”) oraz 11 lipca 2017 („The Last Days of Magic”)
  • Data publikacji wydania polskiego: 23 maja 2019 r. 
  • Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
  • Format: 16,7 x 25,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 300
  • Cena: 79,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w serii „Doctor Strange vol.4” nr 1-10 (grudzień 2015-październik 2016) oraz „Doctor Strange: Last Days of Magic” nr 1 (czerwiec 2016).

 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus