80 lat Człowieka ze Stali!
Dodane: 18-04-2018 09:28 ()
Osiemdziesiąt lat to co prawda niepełna „stówka”, niemniej niejeden twórca udzielający się w ramach kultury popularnej oddałby duszę (z Prasolotu rzecz jasna) za osiągnięcie porównywalnej żywotności przez twory jego wyobraźni. Jerry’emu Sigelowi i Joe Schusterowi ten wyczyn niewątpliwie się udał, choć równocześnie nie da się ukryć, że było to osiągnięcie o, kolokwialnie rzecz ujmując, słodko-gorzkim posmaku. Bez względu na towarzyszące pozbawianiu ich przez długie lata choćby symbolicznych beneficjów z oszałamiającej wręcz popularności Człowieka Jutra, nie da się ukryć, że tych dwóch skromnych chłopaków z Cleveland podarowało czytelnikom i widzom całego niemal świata współczesny mit o rzadko spotykanej nośności fabularnej.
Przypomnijmy zatem, że to właśnie dziś upływa równo osiem dekad od dnia, w którym po raz pierwszy Superman dał się poznać szerszej publiczności. Oto bowiem 18 kwietnia 1938 do ówczesnych punktów dystrybucji (były nimi przede wszystkim tzw. stojaki na czasopisma w cukierniach i barach mlecznych) trafiły egzemplarze pierwszego numeru magazynu „Action Comics”. Jego okładkę zdobiła widowiskowa ilustracja ukazująca odzianego m.in. w czerwoną pelerynę osobnika unoszącego nad głową samochód. Osobom choćby śladowo rozeznanym w dziejach komiksowej branży nie trzeba przypominać, że owym nowożytnym odpowiednikiem Samsona, Rustama, Waligóry i Heraklesa był nie kto inny jak Superman, pierwszy w dziejach superbohater, przybysz ze zgładzonej wskutek kosmicznego kataklizmu planety Krypton, osobowość z gatunku ikonicznych, rozpoznawalnych niemal pod każdą długością i szerokością geograficzną.
Co prawda na swój debiut Człowiek ze Stali zmuszony był czekać aż cztery lata, jako że pierwsze trzynaście opowieści z jego udziałem było gotowych już na wiosnę 1934 r. Niemniej pomimo wahań redaktorów National Allied Publications (to właśnie temu wydawnictwu Siegel i Schuster po kilku nieudanych próbach z innymi wydawcami zdołali sprzedać swój produkt) odzew ze strony młodocianych czytelników był natychmiastowy. Pierwotny nakład „Action Comics” wyprzedał się na tzw. Pniu, co wymusiło jego dodruk oraz sukcesywne podnoszenie liczby drukowanych kopii. Na etapie siódmego numeru magazyn publikowano w niebagatelnym nakładzie pół miliona egzemplarzy, a w przygotowaniu był też osobny kwartalnik zatytułowany po prostu „Superman”. Mało tego! Zarówno National Allied Publications (czyli współczesne DC Comics), jak również inni ówcześni rynkowi gracze (m.in. Timely, Quality i Centaur) dosłownie zalali rynek magazynami wzorowanymi na „Action Comics”, w których wręcz roiło się od mniej lub bardziej niesamowitych herosów i heroin stanowiących de facto różnorodne warianty przełomowego pomysłu Siegela i Schustera. Można zatem śmiało rzecz, że wspominany 18 kwietnia 1938 r. (notabene ze względu na specyfikę amerykańskiej dystrybucji – także współcześnie - premierowy numer „Action Comics” był datowany na czerwiec) okazał się punktem zwrotnym w dziejach komiksowego medium i kultury popularnej w całej rozciągłości. Człowiek Jutra rychło „zawędrował” do innych mediów – seriali animowanych i aktorskich, słuchowisk radiowych etc. – i do dziś, pomimo wzlotów i upadków tej marki, pozostaje jedną z kluczowych osobowości uniwersum DC.
W efekcie „Odrodzenia” tegoż wszechświata przedstawionego, do którego doszło wiosną 2016 r., można nawet mówić o umiarkowanym, acz jednak dostrzegalnym renesansie zainteresowania tą postacią. Pełnowymiarowej, solowej produkcji kinowej z udziałem Supermana raczej prędko się nie doczekamy. Wypada jednak przypuszczać, że jeszcze nie raz i nie trzy da on o sobie znać w filmowym uniwersum Warnera. Na razie polski czytelnik może natomiast kontentować się dwoma regularnie publikowanymi przez polską filię Egmontu przedrukami tytułów z udziałem Kal-Ela („Superman” oraz „Action Comics”), albumami w ramach „Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics” (m.in. dwuczęściową fabułą „Superman: Dziedzictwo”) oraz gościnnymi występami tej osobowości w innych tytułach (m.in. w „Lidze Sprawiedliwości” czy „Uniwersum DC: Odrodzenie”). Sytuacja ogólna jest zatem także z perspektywy „miejscowego” czytelnika nieporównywalnie lepsza niż przed dekadą, kiedy to powstał zalinkowany tekst, skrótowo przybliżający dzieje Ostatniego Syna Kryptonu.
Podsumowując: sto lat to zdecydowanie za mało!
comments powered by Disqus