„Jeremiah” tom 7: „Afromeryka” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 26-10-2015 08:29 ()


Jak przystało na sprawnie prowadzony komiks drogi, nawet gdy Jeremiah i Kurdy przypadkowo zasiedzą się w jednym miejscu (co zresztą zdarza im się niesłychanie rzadko), to i tak autor pchnie fabułę na takie tory, że nie zabraknie okazji do rozeznania jeszcze jednego fragmentu postapokaliptycznej rzeczywistości. Nie inaczej jest i tym razem, bo obaj panowie natykają się na kolejne enklawy ocalałych z nuklearnej pożogi.  

Po trudnych przejściach z fanatycznymi kultystami (zob. album „Sekta”) zaradny duet błogo spędza czas w towarzystwie leciwej Marthy i marudnego Woody’ego. Rzecz jasna ich sielanka nie może trwać w nieskończoność i już niebawem Jeremiah oraz jego niezawodny kamrat zmuszeni są borykać się z nowymi przeciwnościami losu. Co więcej w podwójnej dawce, jako że zostają oni wplątani w intrygę, której stawką jest nie tylko ich własny los, ale też co najmniej dwóch społeczności, którym z niemałym trudem udało się odtworzyć warunki życia zbliżone do przedwojennych. Pierwsza z nich, złożona wyłącznie z ludności czarnoskórej, podjęła nawet wysiłki w celu nawiązania przyjaznych relacji z inną tego typu osadą. Sęk w tym, że rozpoczęcie negocjacji blokują bojówkarze rasistowskiej organizacji Survival, skutecznie wyłapującej kolejnych emisariuszy murzyńskiej enklawy. Jakby tego było mało również wśród czarnoskórych daje się zauważyć narastanie radyklanych nastrojów. Ich wyrazicielem jest niejaki Mungala, lider – nazwijmy to umownie – stronnictwa wojennego, którego zwolennicy żądają od władz swego miasta podjęcia zbrojnej ekspansji terytorialnej i stopniowego podporządkowywania coraz rozleglejszych obszarów dawnych Stanów Zjednoczonych pod hasłem „Afromeryki”. Włodarze miasta w pełni zdają sobie sprawę z takiej ewentualności i stąd usiłują znaleźć optymalne wyjście z tej stopniowo komplikującej się sytuacji. Niewykluczone, że znaczną rolę w ich planach odegrać może tytułowy bohater tego cyklu.

Podobnie jak miało to miejsce już w poprzednich epizodach, tak i tutaj autor cyklu ukazuje kolejne warianty odtwarzania życia społecznego po globalnej katastrofie. Raz jeszcze daje się zauważyć różnorodność rozwiązań na tym polu, tak jak miało to już miejsce m.in. w albumie „Oczy płonące żelazem”. Ludzkość nie jest już tylko i wyłącznie zbiorem zalęknionych plemion z dużym trudem wydobywających się z szoku po atomowym Armagedonie. Procesy państwowotwórcze powoli, acz konsekwentnie postępują. Lokalne wspólnoty wyraźnie rosną w siłę, a ich przywódcy nie tylko zyskują na pewności siebie, ale też formułują daleko idące koncepcje polityczne. Wyróżniająca się jednostka – w tym przypadku Jeremiah – wciąż jednak potrafi w sposób istotny wpłynąć na rozwój wypadków. Tok fabuły uzupełniono o drobne akcenty humorystyczne, z jednej strony rozładowujące ogólnie poważny nastrój tej opowieści, z drugiej natomiast przyczyniają się do podkreślenia szczerej przyjaźni pomiędzy Jeremiahem i Kurdym.

W „Afromeryce” nie sposób dostrzec żadnych istotnych zmian w wizualnej stylistyce zaproponowanej przez Hermanna Huppena. Z tej prostej przyczyny, że już w pierwszych epizodach niniejszej serii zaprezentował on styl niemal w pełni dojrzały, który w szybkim tempie zyskał swój charakterystyczny sznyt znany m.in. z serii „Wieże Bois-Maury” i „Comanche”. Łatwość w ujmowaniu szczegółów idzie w parze z charakterystyczną manierą walońskiego twórcy – zwłaszcza w kontekście rozrysowywania fizjonomii udzielających się tu postaci. Za szczególnie udany wypada uznać koncept miasta czarnoskórych: labirynt fortyfikacji i wznoszącej się w jego centralnej części wieżycy w znanym z krajów Sahelu stylu „kaktusowym”, podkreślającym etniczną tożsamość tej społeczności. Jak zwykle wzorcowo rozrysowano postaci (jak również zwierzęta) w ruchu i ogólnie rzeczywistość rekonstruowaną. Tu nie ma miejsca na niepewne eksperymentatorstwo. Z miejsca widać, że autor dokładnie wie co robi, trzyma się z góry podjętego planu oferując swoim odbiorcom wysoką jakość swoich prac. Ponadto kompozycja zdobiąca okładkę niniejszego tomu (przynajmniej w przekonaniu piszącego te słowa) prezentuje się najbardziej udanie pośród dotąd wydanych odcinków serii.    

Dostrzegalnym novum w edycji „Afromeryki” względem poprzednich tomów tej serii (podobnie zresztą jak w przypadku „Durango: Powód do śmierci”) jest zamieszczenie spisu jej wydanych dotąd w Polsce epizodów. Wbrew pozorom ów prosty zabieg może okazać się przydatny dla wszystkich tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tym klasycznym cyklem.

Tytułem podsumowania przyznać trzeba, że wydawnictwo Elemental wykonuje autentycznie dobrą robotę. Zarówno „Jeremiah” jak i „Durango” (a ostatnio również wydania zbiorcze „Partyzantów”) trafiają do rąk polskich czytelników regularnie i w szybkim tempie (średnio co dwa/trzy miesiące). To zaś pozwala mieć nadzieję, że prezentowane przez wspomnianego wydawcę serie doczekają się pełnej polskiej edycji we względnie przewidywalnej perspektywie.

 

Tytuł: „Jeremiah” tom 7: „Afromeryka”

  • Tytuł oryginału: „Jeremiah – Afromerica”
  • Scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Le Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Elemental
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 1 września 1982 r.
  • Data wydania wersji polskiej: 25 września 2015 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 38 zł

Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus