Bohaterskie Dziwolągi po sześćdziesiątce

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 18-04-2023 04:37 ()


Ponoć zdarza się, że dobre pomysły „chadzają” parami. Tak bowiem Stan Lee zwykł tłumaczyć zaskakujące podobieństwo zasadniczego konceptu współtworzonej przezeń serii „X-Men vol.1” z pomysłem na mocno osobliwą drużynę znaną jako Doom Patrol. Nieco odmienne zdanie miał pod tym względem Arnold Drake, od którego zamysł stworzenia tej drużyny wynikł. Co więcej, obaj panowie jeszcze przed debiutem tych formacji nieźle się znali i chętnie refleksjami ze swojej aktywności zawodowej wymieniali.

Pewne jest jedno: zanim wzbudzający trwogę mutanci Marvela po raz pierwszy dali o sobie znać (tj. 2 lipca 1963 r.), w popkulturowej „przestrzeni” odnaleźli się właśnie członkowie Doom Patrol. Doszło do tego 18 kwietnia 1963 r. na łamach osiemdziesiątego numeru mało wówczas popularnego magazynu „My Greatest Adventure” z oferty DC Comics. To właśnie w zawartej w nim opowieści przybliżono okoliczności zorganizowania tej grupy przez Nilesa Cauldera, pozbawionego władzy w nogach geniusza. Za jego sprawą w gronie tym znalazło się troje ofiar wypadków, w których efekcie zyskali oni niespotykane wśród tzw. zwykłych ludzi zdolności. Elasti-Girl (Rita Farr), Negative Man (Larry Trainor) oraz najbardziej charakterystyczny „składnik” drużyny w osobie Robotmana (Cliff Steele), odrzuceni zarówno przez bliskich jak i ogół społeczeństwa (co zresztą trafnie ujęli Mark Waid i Brian Augustyn w piętnastym tomie „Wielkiej Kolekcji Komisów DC Comics”), zgodzili się na propozycje „Szefa” (tj. właśnie Couldera), podejmując się tym samym superbohaterskich obowiązków. Kłopot w tym, że niemal nikt ich za takowych nie uznał. Zwykli być oni bowiem postrzegani nie tyle jako kierujący się altruistycznymi przesłankami herosi, ile raczej potencjalnie niebezpieczna zbieranina dziwolągów.

Za scenariusze perypetii Doom Patrol w ich pierwotnym składzie odpowiadał wspominany Arnold Drake. Rozrysowywał je natomiast doświadczony włoski plastyk Bruno Premiani. Co prawda owo przedsięwzięcie trudno było uznać za komercyjny hit (podobnie zresztą jak pierwszą serię z udziałem podopiecznych Charlesa Xaviera), niemniej dzięki tej inicjatywie „My Greatest Adeventure” nie tylko przetrwał na rynku ponad pięć kolejnych lat, ale też już od numeru 85. zmienił nazwę na po prostu „Doom Patrol”. Wraz z ostatnią odsłoną tej serii (nie licząc kilku późniejszych przedruków), tj. numerem 121., w którym wspomniani ponieść mieli śmierć, zdawać się mogło, że byt tej formacji dobiegł swojego finału, dzieląc tym samym los wielu innych popkulturowych konceptów, które nie zyskały wystarczającej przychylności ze strony czytelników.

Jak się z czasem okazało, sprawy potoczyły się inaczej, a przy kreowaniu przygód kolejnych inkarnacji Doom Patrol angażowali się tak uznani autorzy jak m.in. Paul Kupperberg, Joe Staton, Erik Larsen, John Byrne, a nade wszystko Grant Morrison. Wszak to właśnie „Szalony Szkot” wyniósł tę drużynę na wyżyny popularności, a powstałe przy jego walnym współudziale fabuły z udziałem podkomendnych Couldera nadal są regularnie wznawiane. Dodajmy do tego cztery sezony dobrze odebranego serialu telewizyjnego oraz zachęcająco rokujące perspektywy na kolejne komiksowe inicjatywy z udziałem tej grupy.

Nie pozostaje zatem nic innego jak wychylić co nieco za dalszą pomyślność tego pozytywnie osobliwego przedsięwzięcia, wypatrując równocześnie kolejnych jego interpretacji w różnych formach artystycznej wypowiedzi. Równocześnie zapraszamy do lektury tekstu zwięźle przybliżającego koleje losu długowiecznego konceptu Arnolda Drake’a.


comments powered by Disqus