„Kosmiczna Odyseja” - recenzja
Dodane: 22-09-2021 20:27 ()
Kosmiczna skala wydarzeń przybliżonych w trakcie „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach” i „Legends” niewątpliwie przypadła ówczesnym czytelnikom do gustu. Z oczywistych względów owa okoliczność nie pozostała niezauważana zarówno przez księgowych DC Comics jak i kreatorów polityki wydawniczej tego rynkowego bytu. Toteż nie zaskakuje, że m.in. Dick Giordano i Janeth Kahn (czyli tzw. góra zarządu wspomnianego wydawnictwa) zdecydowali się podążyć sprawdzonym szlakiem. Efektem tego okazały się opublikowane w toku lat 1987 i 1988 dwie inicjatywy obejmujące swoim oddziaływaniem znaczne przestrzenie uniwersum DC.
Pierwsza z nich – tj. sygnowana przez Steve’a Engleharta i Joe Statona miniseria „Millenium” - przybliżała konsekwencje opuszczenia naszego wymiaru przez Strażników Wszechświata (o czym więcej w „Green Lantern vol.2” nr 200). Druga natomiast to powstała według scenariusza znanego z „pozaziemskich” inicjatyw Domu Pomysłów Jima Starlina „Kosmiczna Odyseja”. Tak się sprawy ułożyły, że właśnie drugie ze wspomnianych przedsięwzięć, niepozostawiające cienia wątpliwości już tylko swoim tytułem, doczekało się właśnie swojej polskiej edycji. Wprost wypada przyznać, że ta sytuacja cieszy już tylko z racji niezbyt częstego sięgania przez polski oddział Egmontu po nieco starsze opowieści rozgrywające się w głównym nurcie uniwersum DC. Dość wspomnieć, że z tzw. wydarzeń sprzed roku 2001 jak do tej pory doczekaliśmy się co prawda fundamentalnego - bo „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach” – acz jednak tylko jedynego. Dlatego prezentację niniejszego tytułu uznać można za szczególnie korzystne z perspektywy czytelników skłaniających się ku nieco wcześniejszym chronologicznie opowieściom.
Nie trzeba jednak przesadnej przenikliwości, by domyślić się, czemu nade wszystko zawdzięczamy polską edycję tej realizacji. Oczywiście jest nią osoba autora znaczącej części jej warstwy plastycznej (tj. szkiców) w osobie bardzo cenionego także u nas Mike’a Mignoli. Co by bowiem o tym twórcy nie sądzić, swoją charakterystyczną manierą zdołał on oczarować także liczne grono polskich odbiorców komiksowego medium. Naturalnym zatem dopełnieniem zaprezentowanego w ubiegłym roku „Uniwersum DC według Mike’a Mignoli” była właśnie opowieść powstała we współpracy z Jimem Starlinem. Nawet jeśli w jej przypadku mamy do czynienia z pochodną wysiłków autora o jeszcze nie w pełni skonceptualizowanym stylu znanym choćby z kart „Hellboya” oraz projektów z tego przedsięwzięcia „wyrosłych”. Zresztą z tego właśnie powodu tym bardziej po ów album warto sięgnąć. Jest bowiem okazja, by przyjrzeć się rozwojowi Mignoli i jego artystycznym poszukiwaniom. Zwłaszcza że w zestawieniu z częścią prac zawartych we wzmiankowanym chwilę temu zbiorze znać proces „doszlifowywania” twórczej unikalności wspomnianego autora.
Okazją do sprzężenia obu indywidualności (wspartych przy tym przez również śmiało poczynających sobie Carlosa Garzona i Steve’a Oliffa) była właśnie „Kosmiczna Odyseja”. Powstała w zamiarze poszerzenia kosmicznego „zakątka” uniwersum DC równocześnie zmierzała do przywrócenia w ramy tej przestrzeni przedstawionej Nowych Bogów, najbardziej interesującego konceptu Jacka Kirby’ego z czasów jego kooperacji z DC Comics (tj. z lat 1971-1974). Nieprzypadkowo, bo mieszkańcy zantagonizowanych światów znanych jako Nowa Geneza i Apokolips w stosownie „wygładzonej” formule odegrali istotne role w popularnym serialu animowanym „Super Friends”. Dość zresztą wspomnieć, że jednym z najchętniej nabywanych produktów z powstałej na fali popularności tego przedsięwzięcia linii zabawek firmy Kenner była figurka Darkseida. Jakby tego było mało, równie przychylnie odebrano dołączenie do obsady serii „Justice League vol.1” ściśle powiązanego z tzw. mitologią Czwartego Świata (tj. właśnie wzmiankowanego tworu Kirby’ego) Scotta „Mister Miracle’a” Free. Dodajmy do tego okoliczność, że pomysłodawcą wzorowanego na despocie Apokalips Thanosa był nie kto inny jak właśnie Starlin, a otrzymamy sumę czynników, które nadały niniejszej opowieści taki, a nie inny kształt.
Naturalnym jest zatem, że jej oś fabularna koncentruje się wokół społeczności kierowanej przez Wielkiego Ojca (czyli mieszkańców Nowej Genezy) oraz skonfrontowanym z nią Darkseidem. Tym razem jednak, miast bezlitosnych zmagań, mamy do czynienia z nietypowym, przerastającym ów podział wyzwaniem. Mowa tu o potencji znanej jako równanie antyżycia, zjawisku, które niezliczone eony temu omal nie doprowadziło do zagłady młodego jeszcze wszechświata. Jak się okazuje, za sprawą niefrasobliwości rekrutującego się spośród Nowych Bogów Metrona cztery aspekty równania zdołały wydostać się z przymusowego miejsca odosobnienia. A co najważniejsze przedostały się ku najwyraźniej kluczowym rejonom Drogi Mlecznej, zagrażając jej dalszej egzystencji. Z tego też względu do zażegnania kolejnego widma zagłady na kosmiczną skalę zaangażowani zostają ściśle wyselekcjonowani herosi (a przy okazji także heroinka) operujący na planecie Sol III, zwanej przez jej mieszkańców Ziemią.
Chociaż w „lidze” komiksowych twórców Jim Starlin to gracz co najwyżej drugiego „rzutu”, to jednak trudno odmówić mu znaczącego udziału w kreacji istotnych „składników” marvelowskiego kosmosu. Przekonali się o tym zarówno czytelnicy „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela” (tomy 77, 81, 121, 123, a przy okazji także „Superbohaterowie Marvela” tom 33) jak również zaprezentowanej przez Egmont tzw. Trylogii Nieskończoności. Walnie przyczyniając się do wykreowania „Kosmicznej Odysei”, był zatem w swoim żywiole. I chociaż w kontekście współczesnych trendów narracyjnych zapewne nie zabrakłoby opinii sytuujących tę propozycję wydawniczą w kategorii uroczej ramoty to jednak skala wyzwania okazała się wystarczająco przekonująca, a uczestnicy zmagań z niemal omnipotentnym zagrożeniem, ujmując rzecz kolokwialnie, na swoich miejscach. Pomimo nie zawsze lekkiego pióra szanownego pana scenarzysty (co zresztą dało się zauważyć w niektórych momentach opublikowanego w początkach tego roku „Batman: Sekta”) nie zabrakło także drobnych akcentów humorystycznych (spotkanie Supermana z Darkseidem, tzw. telefon do przyjaciela w wykonaniu Batmana). Ponadto udało mu się tchnąć swoiste nowe życie w nieco zaniedbanych Nowych Bogów, co zresztą już niebawem (u schyłku 1988 r.) przejawiło się kolejną z ich udziałem serią. Natomiast nie we wszystkich przypadkach udało mu się trafnie ująć charakterologiczny profil powierzonych mu postaci. Tak się sprawy bowiem mają w przypadku Johna Stewarta, zupełnie odmiennego od brawurowo prowadzonego następcy Hala Jordana w wykonaniu Lena Weina i kontynuującego jego pracę Steve’a Engleharta („Green Lantern vol.2” nr 182-205). Z drugiej jednak strony zaistniałe tu wydarzenia trwale odbiły się na psychice wspomnianego „Latarnika”, czego echem były jego dylematy sygnalizowane w polskiej edycji „Green Lanterna” (zob. „Powrotna droga” w numerach 3-6/1993).
Klasyki nigdy dosyć. Do tego z gatunku takiej, która nawet jeśli się zestarzała to zdecydowanie w dobrym stylu. Tak też sprawy mają się w przypadku tego przedsięwzięcia, które ma sporą szansę, by okazać się uznaną za wartą uwagi lekturą. Co więcej, zarówno dla zadeklarowanych fanów twórczości Mike’a Mignoli, jak i kosmicznej „strefy” uniwersum DC. Oby na tym prezentacji tzw. wydarzeń doby lat 80. i 90. nie zaprzestano. Wszak „Legendy” („Legendarni”?), „Godzina Zero” czy „Ostatnia Noc” same się nie wydadzą.
Tytuł: „Kosmiczna Odyseja”
- Tytuł oryginału: „Cosmic Odyssey. The Deluxe Edition”
- Scenariusz: Jim Starlin
- Szkic: Mike Mignola
- Tusz: Carlos Garzon
- Kolory: Steve Oliff
- Posłowie: Kamil M. Śmiałkowski
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 28 lutego 2017 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 11 sierpnia 2021 r.
- Oprawa: twarda z obwolutą
- Format: 18,5 x 28,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 208
- Cena: 89,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miniserii „Cosmic Odyssey” nr 1-4 (lipiec-październik 1988).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus