„Batman: Trzech Jokerów” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 29-05-2021 18:18 ()


Chciałoby się rzec: „Geoff Johns znowu to zrobił!”. A to z tego względu, że raz jeszcze podjął się on arcytrudnego zadania sięgnięcia po fabularne tropy z niezmiennie cenionego dorobku Alana Moore’a. O ile bowiem przy okazji „Zegara zagłady” mieliśmy do czynienia (w dużym uproszczeniu) z kontynuacją „Strażników”, o tyle długo oczekiwana realizacja pod intrygująco brzmiącym tytułem „Trzech Jokerów” to oczywiście próba odniesienia się rzeczonego do „Zabójczego żartu”. Choć równocześnie jest to także próba uzupełnienia mitologii Mrocznego Rycerza o dodatkowe rewelacje na temat jego najbardziej zapamiętałego adwersarza. 
 
Zgodnie zresztą z tytułem niniejszego przedsięwzięcia mamy do czynienia z rozwinięciem sugestii zaistniałej jeszcze w trakcie „Nowego DC Comics!”, tj. spostrzeżenia Bruce’a Wayne’a, w myśl którego Joker jest zjawiskiem o naturze więcej niż jednostkowej. Od tamtej pory (tj. od mniej więcej połowy 2014 r.) wielbicieli „batmanicznego” uniwersum trzymano w niepewności, co jakiś czas podsycając jednak zainteresowanie tym konceptem. W końcu miniseria „Trzech Jokerów”, czyli efekt współpracy wspomnianego Geoffa Johnsa i Jasona Faboka (a przy okazji również kolorysty Brada Andersona) trafiła do dystrybucji. Tym samym przytrafiła się okazja (także polskim czytelnikom), by owo długo wyczekiwane przedsięwzięcie rozpoznać.  
 
W pierwszej sekwencji tej opowieści słaniający się na nogach Batman jak zwykle może liczyć na poskładanie w jeden kawałek przez niezawodnego Alfreda. Zdawałoby się, że nic w tym wyjątkowego skoro kontynuujący swoją krucjatę Bruce Wayne praktycznie każdej nocy zmuszony jest stawiać czoła wszelkiej maści bandyterce. Mnogość blizn pokrywających jego ciało okazuje się jednak pretekstem do swoistych retrospekcji okoliczności ich zaistnienia. Jak zapewne nietrudno się domyślić, za sporą ich część odpowiada morderczy klaun, a owa scena to oczywiście preludium do kolejnej odsłony w ciągnących się latami zmaganiach między nim a Mrocznym Rycerzem. Tym razem Batman jest już świadomy, że najprawdopodobniej ma do czynienia nie tyle z dobrze sobie znanym nemezis, ile trzema osobnikami współdzielącymi tożsamość Jokera. Fala morderstw dokonanych przy użyciu charakterystycznych toksyn nie pozostawia cienia wątpliwości co do nieuchronności kolejnej konfrontacji. Co więcej, zamierza się w nią zaangażować nie tylko główny „lokator” Jaskini Nietoperza, ale też w swoim czasie szczególnie przez Jokera sponiewierani wychowankowie Batmana. Mowa tu rzecz jasna o Barbarze Gordon i Jasonie Toddzie i już tylko ta okoliczność generuje stosowne napięcie.
 
Stwierdzić, że Geoff Johns bardzo wysoko zawiesił sobie tzw. poprzeczkę to jak operować konstatacjami z gatunku truizmów. Wszak „Zabójczy żart” to dzieło, które nic nie straciło na swojej pierwotnej „sile rażenia” i raczej trudno przypuszczać, by w najbliższych dekadach mogło to ulec zmianie. Wspomniany autor nie miał zatem łatwego zadania, ale też dysponował doświadczeniem w kreowaniu perypetii Obrońcy Gotham. Dobrze przyjęta reinterpretacja legendy tej postaci – tj. „Batman: Ziemia Jeden” – wskazywać mogła, że wspomniany dysponuje potencjałem, by zaproponować kolejną, zajmującą fabułę, wartą prezentacji w ramach linii DC Black Label. Faktycznie w przypadku „Trzech Jokerów” mamy do czynienia z tego typu propozycją, starannie zakomponowaną i tak też prowadzoną. Równie dobrze wypadły także psychologiczne „portrety” obsady oraz tempo prowadzenia akcji. Nie „zagrał” jednak motyw wiodący, niestety zbyt trywialny i wyzbyty niedopowiedzeń oraz napięcia, które znamionowały pomysł Snydera (vide „Ostateczna rozgrywka”). A nie da się ukryć, że to właśnie ów intrygujący i oryginalny pomysł stanowił zasadniczą siłę przyciągającą tej inicjatywy.
 
Stąd o ile w przypadku Geoffa Johnsa trudno uznać tę produkcję za jego opus magnum (a chyba takie przejawiał przy jej tworzeniu ambicje), o tyle od jak najlepszej strony zaprezentował się Jason Fabok. Znany ze swojej aktywności w okresie „Nowego DC Comics!” jakby na przekór współczesnym trendom celuje on w pieczołowitym rozrysowywaniu świata przedstawionego. Nie jest to co prawda autor tej klasy co Brian Bolland, niemniej przejawia on zbliżoną taktykę plastyczną co wspomniany współtwórca „Zabójczego żartu” i tym samym estetyka cytowanego „na gęsto” kanonicznego dzieła została utrzymana. Uznanie należy się także koloryście w osobie Brada Andersona, który zadbał o pogłębienie dojmującej nastrojowości.
 
„Trzech Jokerów” to pozycja zdecydowanie godna uwagi choćby z racji fachowości odpowiedzialnych za ten projekt autorów. Trudno jednak uznać niniejszy utwór za dzieło kanoniczne, które z pełnym przekonaniem wypadałoby umieścić obok takich przedsięwzięć jak choćby „Długie Halloween” oraz przywoływany „Zabójczy żart”. W zestawieniu z większością współczesnych produkcji superbohaterskich jest to na pewno tytuł korzystnie się wyróżniający, a przy okazji interesująco uzupełniający powichrowaną „relację” między Batmanem i Jokerem.  

 

Tytuł: „Batman: Trzech Jokerów”

  • Tytuł oryginału: „Batman: Three Jokers”
  • Scenariusz: Geoff Johns
  • Szkic i tusz: Jason Fabok
  • Kolory: Brad Anderson
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 17 listopada 2020 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 19 maja 2021 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17,5 x 26,4 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 160
  • Cena: 69,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano w mini-serii „Batman: Three Jokers” nr 1-3 (październik-grudzień 2020).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus