„Murena” tom 10: „Uczta” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 18-09-2019 23:22 ()


Po śmierci Phillipe’a Delaby’ego inicjatywa kontynuowania losów rzymskiego patrycjusza Lucjusza Mureny stanęła pod znakiem zapytania. Zabrakło bowiem artysty, który swoim talentem i sumiennością w odtwarzaniu realiów starożytnego Rzymu okresu schyłkowej dynastii julijsko-klaudyjskiej walnie przyczynił się do popularności niniejszej serii. Tymczasem przybliżone w poprzedniej jej odsłonie wątki inicjowały nowy ciąg wydarzeń już po pamiętnym pożarze Miasta Wilczycy.

Pomimo niepowetowanej straty autor scenariusza tego przedsięwzięcia - Jean Dufaux - zdecydował się wybrać formułę zastosowaną nieco wcześniej przy okazji serii „Skarga Utraconych Ziem”. Wszak także za warstwę plastyczną drugiego cyklu „Skargi…” („Rycerze Łaski”) odpowiadał właśnie Phillipe Delaby. Znalazł on jednak godną następczynię w osobie Béatrice Tillier, która obecnie przygotowuje się do rozpoczęcia prac nad czwartą już odsłoną trzeciego cyklu dziejów krainy zamieszkiwanej swego czasu m.in. przez księżniczkę Sioban. Toteż także „Murena” doczekała się kontynuatora przedwcześnie zmarłego twórcy. Tym razem rolę tę powierzono florenckiemu rysownikowi Theo Caneschiemu, współpracującemu wcześniej m.in. z Alejandro Jodorowskym („La pape terrible”). Według Dufauxa miał on zostać niejako „namaszczony” jeszcze przez Delaby’ego i nawet jeśli jest to formułowana post mortem wersja na potrzeby marketingowej gry, to trzeba przyznać, że ów angaż okazał się rozwiązaniem z gatunku wielce fortunnych. A to z tego względu, że po planszach wykonanych przez Włocha znać bezbłędny warsztat w zakresie rysunku realistycznego. Nie dość na tym podążył on niejako drogą środka, z jednej strony zachowując własną tożsamość artystyczną; z drugiej natomiast znać wprost czynione nawiązania do stylistycznych „znaków” rozpoznawczych pierwszego rysownika „Mureny”. Stali czytelnicy tej inicjatywy nie muszą zatem obawiać się niemiłej niespodzianki, bo nawet pomimo zniszczeń spowodowanych pożogą „Stolica Świata” błyszczy blaskiem niezgorszym niż w poprzednich epizodach serii. Dotyczy to rzecz jasna całokształtu wytworów ówczesnej cywilizacji śródziemnomorskiej oraz wizerunków uczestniczek i uczestników tej opowieści.

Nieco gorzej poradził sobie natomiast Jean Dufaux, autor z gatunku co najwyżej przejawiających okazjonalne przebłyski rzemieślników. O ile jednak poprzedni tom, pomimo osobliwej wojenki kulturowej z chrześcijaństwem, w której na miarę swoich możliwości ów autor chętnie uczestniczy (vide m.in. „Krucjata: Pan maszyn”), zawierał względnie interesującą intrygę przewodnią, o tyle tym razem ewidentnie szukał on formuły przedłużenia cyklu oraz pchnięcia go na przysłowiowe nowe tory. Posłużył się przy tym „chwytem” fabularnym bardzo zbliżonym do swego czasu zastosowanego w jednym z epizodów serii „Thorgal”. Jakie przyniesie to efekty w nieco dalszej perspektywie, okaże się w kolejnych osłonach serii (a według Dufauxa ma być ich jeszcze sześć). Na ten moment odbyło się to kosztem tytułowej postaci, przez co sposób prowadzenia Lucjusza Mureny pozostawia wiele do życzenia. Udane epizody „zaliczają” natomiast Petroniusz, odsunięty od bezpośredniego otoczenia imperatora Seneka oraz nie kto inny jak właśnie Ahenobarbus (tj. „Miedzianobrody” jak zwykł z lubością określać samego siebie Neron). Przy czym wciąż trwa poszukiwanie winnych wzniecenia pożaru Rzymu, a za sprawą godnej swego cesarskiego małżonka intrygantki w osobie Sabiny Poppei owa ewidentnie mało komfortowa rola kozła ofiarnego przypaść może chrześcijanom. Dzięki dawnej przyjaźni oraz pośrednictwu Petroniusza Lucjuszowi udaje się dotrzeć do Nerona w zamiarze przekonania go, aby ten zaniechał ewentualnych prześladowań. A wszystko to na tle dojrzewającego spisku wśród grona rzymskich arystokratów obawiających się konfiskat swoich majątków. Rzymskie jednowładca, w zamiarze urzeczywistnienia swoich megalomańskich planów architektonicznych, nosi się z zamiarem uzyskania niezbędnych ku temu środków właśnie na drodze grabieży zasobów senatorskich rodów.

Oczywiście to ledwie zaczątek opowieści, która pomimo hojnego dosycenia w wątki i motywy, sprawia wrażenie nieco chaotycznej oraz stanowiącej swoisty „przerywnik” pomiędzy faktycznie istotnymi wydarzeniami. O tym czy pomysłodawcy przygód m.in. Jessiki Blandy i Niklosa Kody uda się uchwycić przekonujący rytm narracji odbiorcy tej serii przekonają się najwcześniej przy okazji kolejnego tomu, który aktualnie jest na etapie realizacji.

 

Tytuł: „Murena” tom 10: „Uczta” 

  • Tytuł oryginału: „La banquet”
  • Scenariusz oraz wstęp: Jean Dufaux
  • Rysunki: Theo Caneschi
  • Kolory: Lorenzo Pieri
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
  • Wydawca wersji polskiej: Taurus Media
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 3 listopada 2017 r. 
  • Data publikacji wersji polskiej: 28 sierpnia 2019 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21,5 x 29 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 58
  • Cena: 42 zł

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus