„Deadpool”: „Tajne wojny Deadpoola” - recenzja

Autor: Piotr Żniwiarz Redaktor: Motyl

Dodane: 13-12-2018 13:30 ()


Cullen Bunn to hazardzista. Autor znany z takich komiksowych produkcji jak Uncanny X-Men czy Hrabstwo Harrow pokusił się o napisanie scenariusza do Deadpoola. Nie jest to jednak regularny tomik serii, a rzecz dziejąca się na uboczy wielkiego eventu, którym niewątpliwie są marvelowskie Tajne wojny. O głównym wydarzeniu i jego reperkusjach w seriach o Pająku i grupie Thorów pisaliśmy osobno. Przyszedł czas na najemnika z nawijką.

W przypadku Wade’a Wilsona Bunn pokusił się o odmienną opowieść, nieosadzoną w czasie rzeczywistym współczesnych Tajnych wojen. Można nawet powiedzieć, że jego dokonanie wpasowuje się idealnie w nurt sławetnej swego czasu serii What if, czyli Co by było, gdyby? No właśnie, czy ktoś zadawał sobie kiedyś pytanie, jak wyglądałyby oryginale Tajne wojny, gdyby po stronie bohaterów znalazł się Deadpool? Postać wykreowana na łamach miesięcznika New Mutants w 98 numerze przez Roba Liefelda i Fabiana Niciezę pojawiła się dopiero na początku 1991 roku. Nieodżałowaną stratą dla fanów Marvela i tej postaci była jej absencja w starciu herosów z wszechpotężnym Beyonderem.

Nic jednak straconego, gdyż Cullen Bunn i Matteo Lolli z iście kronikarskim zacięciem odtwarzają wydarzenie, które wstrząsnęło Marvelem w 1984 roku, dodając do niego ten jeden, niewiele znaczący element. Udział Deadpoola w kosmicznej aferze. Czas na prawdziwe Tajne wojny, a przynajmniej jej najbardziej oczekiwaną wersję.

Kilka kultowych scen doczekało się reinterpretacji z udziałem wrzodu na tyłku, jakim dla etatowych bohaterów jest Deadpool. Bo gdy ważą się losy wszechświata, nawet jeśli tego maluczkiego, ziemskiego, to Wade nie przestaje zadziwiać abstrakcyjnym, niekiedy niedorzecznym poczuciem humoru, umie wcisnąć swoje trzy grosze w każdą poważną rozmowę, czyniąc ją przy tym… hm… znacznie luźniejszą, a przez to Beyondergate staje się pozbawione nadęcia i sztampowych rozwiązań. Bunn nie tylko wprowadza ulubionego wojownika w szeregi trykociarskiej braci, ale również odmienia jego oblicze. Tego przystojniaka z wąsem aż chce się oglądać bez maski! Jego pojawienie się w samym centrum zamierzchłego wydarzenia obnaża wszelkie mankamenty oryginalnej intrygi, ale też każe patrzeć na nią z przymrużeniem oka. Tajne wojny nigdy przecież nie należały do najlepszych osiągnięć Domu Pomysłów, ale przetarły szlaki przyszłym eventom i crossoverom. Ich znaczenie jest wyłącznie historyczne, a zabawa formą zaproponowana przez Bunna udanie wpisuje się w charakter wielkich, acz niezbyt  lotnych fabuł.

Tajne wojny Deadpoola to z pewnością rarytas dla miłośników tej postaci. Specyficzny rodzaj humoru oraz żarty nie każdemu przypadną do gustu. Jednak jak chcecie zobaczyć, jaki wpływ miałby najemnik z nawijką, gdyby wówczas istniał w uniwersum Marvela, to komiks Cullena Bunna i Matteo Lolliego doskonale to ilustruje. Sztandarowi bohaterowie schodzą na dalszy plan, liczy się tylko Deadpool. Przecież to oczywiste!

 

Tytuł Deadpool: Tajne wojny Deadpoola

  • Scenariusz: Cullen Bunn
  • Rysunki: Matteo Lolli, Jacopo Camagni, Matteo Buffagni
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 14.11.2018 r. 
  • Przekład: Paulina Braiter
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Stron: 132
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Format: 167x255
  • ISBN: 9788328126893
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus