„Green Arrow” tom 2: „Wyspa blizn” - recenzja
Dodane: 15-02-2018 23:43 ()
Starcie, którego czytelnicy tej serii byli świadkami podczas lektury poprzedniego jej tomu, mimo że zwycięskie dla Olivera Queena i wspierającej go hanzy, to jednak nie przebiegło bez uszczerbku na ich potencjale konfrontacyjnym. Kłopot w tym, że kolejne zastępy typów spod przysłowiowej ciemnej gwiazdy ani myślą uwzględnić tej okoliczności w swoich napastliwych planach i tym samym, zarówno tytułowy bohater serii, jak i wspominana kompania zmuszeni będą stawić czoła nowym wyzwaniom. Zwłaszcza że takie są nieubłagane prawidła konwencji superbohaterskiej.
Stąd na scenę wkraczają zupełnie nowe, wraże osobowości, których fani Szmaragdowego Łucznika nie mieli dotąd okazji oglądać. Nietypowy prekognita w osobie Cloak Kinga to tylko jeden z nich. Innym przeciwstawia się Emiko Queen (a przy okazji także jej matka, skądinąd znana Shado), debiutująca na kartach „Życia i śmierci Olivera Queena” przyrodnia siostra obrońcy Seattle. Ponadto w toku rozwoju tej opowieści daje o sobie znać urokliwa panna Lance, również gustująca w oklepywaniu facjat nadpobudliwych szubrawców. Ze względu na łączące ją z tytułowym bohaterem zażyłe relacje w okresie poprzedzającym rewitalizacje uniwersum DC Comics ta okoliczność wydaje się w pełni uzasadniona. Podobnie zresztą jak ich pobyt na opustoszałej wyspie gdzieś na Pacyfiku, który to motyw w opowieściach z udziałem pyskatego łucznika zajmuje szczególne miejsce. To jednak ledwie przygrywka do właściwej fabuły rozgrywającej się na pokładzie międzykontynentalnego pociągu przemierzającego tunel na dnie oceanu. Tam zaś czeka na uczestników niniejszej fabuły co najmniej kilka niespodzianek. Najważniejszą spośród nich jest sięgniecie przez scenarzystę tej serii po jedną z najbardziej charakterystycznych osobowości udzielających się na kartach cyklu „Green Arrow vol.2”. Nie wyjawiając więcej szczegółów, wypada dodać, że przynajmniej na tym etapie powrót tej postaci wypada więcej niż obiecująco i w sposób istotny przyczynia się on do zdynamizowania tempa akcji
Po lekturze niniejszego albumu znać, że jej scenarzysta czuje się w swojej roli coraz lepiej. Ochoczo korzysta z dorobku zespołu Mike’a Grella (przypomnijmy, że to właśnie oni odpowiadali za sukces do dziś cenionej serii „Green Arrow vol.2”) starając się równocześnie zaproponować własne „implanty” w ramy mitologii Szmaragdowego Łucznika. Co prawda nie pod każdym względem odnosi on na tym polu sukces, czego efektem jest marginalizacja postaci Shado oraz niewykorzystanie potencjału interesująco zapowiadającego się Cloak Kinga. Także wzmiankowana siostra Olliego, której Percy najwyraźniej przeznaczył rolę porównywalną z Mią Dearden/Speedy z okresu publikacji „Green Arrow vol.3” oraz „Green Arrow and Black Canary”, na ten moment sprawdza się co najwyżej umiarkowanie. Ogólnie trudno opędzić się od poczucia, że wspominany scenarzysta usiłuje otwierać kilka „frontów” jednocześnie, jakby w zamiarze zapewnienia sobie przychylności jak najliczniejszego grona potencjalnych czytelników. Niestety nie na wszystkie z nich miał on rzetelnie przemyślany koncept, a przynajmniej jeden z nich na dobrą sprawę porzucił jeszcze przed jego rozwinięciem. Niemniej w całościowym rozrachunku opowieść o próbie powstrzymania katastrofy dyplomatycznej (bo o taką stawkę chodzi w głównej intrydze tego albumu) w kategorii profesjonalnie zrealizowanej, acz niewykazującej przesadnie artystycznych ambicji produkcji „Wyspa blizn” sprawdza się znakomicie.
Niejako na marginesie warto nadmienić, że na swój sposób rozczulające wydawać się może sportretowanie w funkcji prezydenta Stanów Zjednoczonych kandydatki na ten urząd w wyborach z 2016 r. z poruczenia Partii Demokratycznej, która pomimo wrzawy tzw. środowisk postępowych skończyła tam, gdzie jej miejsce tj. na przysłowiowym śmietniku historii. Można zatem rzec, że pomimo czysto rozrywkowego wymiaru tej propozycji wydawniczej znać, że macki tzw. politpoprawności po raz kolejny sięgnęły z pozoru niewinnej rozrywki, jaką jest komiks superbohaterski.
Maniera ilustracyjna wdrażana przez zaangażowanych przy tym tytule to zupełnie nowa formuła w zestawieniu z wcześniejszymi tytułami poświęconymi Szmaragdowemu Łucznikowi. Mimo że stylistyka współpracującego przy realizacji „Green Arrow and Black Canary” Cliffa Chianga („Wonder Woman: Krew”, „Paper Girls”) stosunkowo często zaliczana jest do przejawów tzw. stylu niezależnego to jednak zarówno „Życie i śmierć…”, jak i niniejszy album prezentują styl bliski temu, co na ten moment wydaje się preferowane przez raczej młodszych wiekiem czytelników. Stąd przewaga intensywnych barw i form niczym z popularnej, generowanej cyfrowo animacji. Dotyczy to zwłaszcza tych fragmentów „Wyspy…”, którą wykonał irlandzki plastyk Stephen Byrne oraz jego rosyjski kolega „po tablecie” skrywający się pod pseudonimem Otto Schmidt. Partie powstałe za sprawą Juana Ferreyry to już nieco inna taktyka plastyczna, bliższa poszukiwaniom wdrażanym w toku lat 90. XX w. przez takich twórców jak Dermont Power (mini-seria „Digitek” spod szyldu Marvel UK, „Batman/Sędzia Dredd: Wszystkie spotkania”) oraz Greg i Tim Hildebrandt we współpracy z kolorystą Tomem Smithem (zaskakująco udany „X-Men 2099: Oasis”). Wynika to zwłaszcza z przykładania większego znaczenia do warstwy kolorystycznej przy równoczesnym zachowaniu wyrazistego konturu. Oględnie rzecz ujmując, owa maniera cieszy oko, choć w zestawieniu z zamieszczoną na końcu albumu reprodukcją ilustracji zdobiącej alternatywną okładkę epizodu ósmego można zatęsknić za czasami, gdy za rozrysowywanie perypetii Olliego odpowiadali tacy artyści jak Neal Adams (to właśnie on wykonał ową kompozycję), Ed Hannigan, Jim Aparo i oczywiście Mike Grell. W myśl oklepanego porzekadła niejakiego Pantareja „Wszystko płynie” i tym samym jest w pełni zrozumiałe, że także w zakresie wizualnej warstwy swojej oferty włodarze wydawnictwa DC Comics zobligowani są do nadążania za współczesnymi trendami i wsłuchiwania się w oczekiwania czytelników.
Gwoli ścisłości „Wyspa blizn” nie jest wolna od mankamentów, a i czytelnicy gustujący w realizacjach takich jak „Miracleman: Złoty Wiek”, „Prosto z piekła” czy „Sandman: Uwertura” poczuć się mogą w nie do końca właściwym miejscu. Nie zmienia to faktu, że określenie „Green Arrow vol.6” mianem „(…) jednego z najlepiej przyjętych komiksów Odrodzenia DC Comics” to nie tyle marketingowe hasło, ile uzasadniona opinia. Ollie co prawda nie jest tu jeszcze w pełni sobą (tj. brakuje mu tak charakterystycznej dla serii „Green Lanten/Green Arrow” zadziorności i zacietrzewienia), a do niedawna lansowana w swojej solowej serii Black Canary forsowana jest na tzw. złodziejkę scen, to jednak jakość serii stopniowo zwyżkuje. Czy konsekwentnie? Przekonamy się w czerwcu, gdy do dystrybucji trafi trzecia odsłona niniejszego cyklu zatytułowana „Szmaragdowy banita”.
Tytuł: „Green Arrow” tom 2: „Wyspa blizn”
- Tytuł oryginału: „Green Arrow Volume 2: Island of Scars”
- Scenariusz: Benjamin Percy
- Szkic, tusz i kolor: Stephen Byrne, Otto Schmidt, Juan Ferreyra
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta
- Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wydania oryginalnego: 11 kwietnia 2017 r.
- Data publikacji wydania polskiego: 24 stycznia 2018 r.
- Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
- Format: 16,5 x 25,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 132
- Cena: 39,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w dwutygodniku „Green Arrow vol.6” nr 6-11 (listopad 2016-styczeń 2017).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus