"Wieczny Batman" tom 1 - recenzja
Dodane: 29-03-2016 08:40 ()
Na pierwszy rzut oka "Wieczny Batman" tom 1 (z 3) robi wrażenie. To prawie 500 stron w twardej oprawie, które można spokojnie nabyć już za 70 złotych. A nawet cena okładkowa jest niższa od tej, w jakiej można kupić oryginalne wydanie "Batman: Eternal" w miękkiej okładce. Seria pierwotnie ukazywała się w formie tygodnika przez okrągły rok. Nie była to pierwsza próba DC zmierzenia się z formatem 52 zeszytów. Jednak od czasu serii "52" z lat 2006-2007, wydawnictwu nie udało się wypuścić odnoszącej podobne sukcesy serii. "Wieczny Batman" raczej nie zmieni tego stanu, ale seria jest lepsza od innych tygodników, które ukazywały się później w USA.
Architektami osi fabularnej komiksu są Scott Snyder ("Batman") i James Tynion IV ("Szpon"). W pierwszym tomie John Layman ("Chew"), Ray Fawkes ("Gotham by Midnight") i Tim Seeley ("Revival") odpowiadają za właściwe scenariusze z całą galerią postaci z bat-uniwersum. Komisarz James Gordon zostaje wrobiony w spowodowanie wypadku, w którym ginie kilkaset osób. Największy sojusznik Mrocznego Rycerza trafia za kratki i niemal natychmiast wybucha wojna gangów. Następca Gordona, skorumpowany Jack Forbes nie reaguje na rozlew krwi, ma inny priorytet - pojmanie samozwańczego mściciela w kostiumie nietoperza. Młody policjant Jason Bard, zdaje się być jedynym sojusznikiem Batmana i godnym sukcesorem ideałów, którymi kierował się były komisarz. Bat-rodzina próbuje znaleźć dowody, które uniewinnią Jima Gordona i powstrzymają ogarniający miasto chaos.
Już w trzecim akapicie muszę ponarzekać na "Wiecznego Batmana". Uważam się za fana Batmana, ale występy niektórych trzecio- i czwartorzędnych złoczyńców wywoływały u mnie autentyczne zdziwienie. A właśnie tych mało znanych łotrów jest w tym tomie najwięcej. Pewnym problem jest też obecne kontinuum. Duża część postaci (także tych pozytywnych) zadebiutowała w nowym uniwersum DC właśnie na kartach tej serii. Ponieważ to nowe wersje/interpretacje, to nie do końca wiemy, czego się spodziewać. Chociażby Carmine "Rzymianin" Falcone - zginął w klasycznym "Długim Halloween", a we "Wiecznym Batmanie" po pięciu latach wraca do Gotham… Wszystko to budzi większą dezorientację niż zainteresowanie. Odnoszę wrażenie, że polski czytelnik odczuwać będzie niemałe poczucie zagubienia w trakcie lektury. Dla przykładu, pod koniec tomu pojawiają się dwie postacie, które zapewne odegrają w dalszej części istotną rolę. Tyle tylko, że ich historia związana jest mocno ze starym uniwersum DC. Szczególnie jeden z nich, mający silne powiązania z historią Gotham, wydaje się dość obiecujący, o ile czytało się wcześniej komiks "Gates of Gotham"... właśnie ze starego DCU.
"Wieczny Batman" tom 1 to składowa wielu różnorodnych wątków i odcieni bat-uniwersum. Nie zabrakło kryminału, akcji i horroru. Ten ostatni wypadł według mnie najbardziej obiecująco. Za scenariusz tej właśnie części odpowiada Fawkes i jeśli po lekturze zgadzacie się z moją opinią, to w ciemno kupcie w oryginale serię "Gotham by Midnight" (całość zamknęła się w 2 tomach). Najsłabiej wypadł wątek cybernetycznego śledztwa Red Robina i Harper Row. Nawet przez chwilę nie poczułem, że obchodzi mnie dalszy los postaci. Znalazło się za to coś dla fanów Granta Morrisona - wątek przygód Batgirl, Red Hooda i Batwoman w Brazylii ma w sobie nutkę szaleństwa, w której widać inspiracje twórcą "Azylu Arkham". Podkreślają to też specyficzne rysunki Iana Bertrama, od razu przywodzące na myśl styl Franka Quitely'ego czy Chrisa Burnhama, którzy współpracowali właśnie z Morrisonem.
Będąc przy warstwie wizualnej, muszę wznieść pochwały dla Jasona Faboka ("Justice League") i Dustina Nguyena ("Descender"). Wielu fanów, wśród najlepszych rysowników DC, wymienia Faboka jednym tchem z Jimem Lee. Z kolei sam Fabok uważa rysownika "Husha" za swą główną artystyczną inspirację, zaraz obok Davida Fincha ("Wieczne zło") i innych. Sądzę, że Fabok jest o wiele lepszy od Fincha, zdecydowanie bardziej przykłada się do drugiego planu. Pingwin Faboka momentalnie kojarzy mi się z inkarnacją tej postaci w "Powrocie Batmana" Tima Burtona.
Dustin Nguyen to jeden z moich ulubionych artystów. Kreskówkowy styl i ciepła kolorystyka barw, zazwyczaj towarzysząca jego pracom, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu pasuje do każdego gatunku - czy to science-fiction, czy horror. To właśnie Nguyen zilustrował m.in. horrorową część "Wiecznego Batmana" – którą zachwalałem w poprzednim akapicie – nadając jej pulpowego charakteru.
Lekko zawiodłem się na Andym Clarku ("R.E.B.E.L.S."), któremu czasami zdarza się rysować dość dziwne twarze niektórych postaci (np. Vicky Vale na jednym kadrze wygląda tragicznie). Uzdolniony Guillem March ("Gotham City Sirens") spisał się poprawnie, ale znam jego prace na tyle, że wiem, iż stać go na więcej. Pozostali artyści prezentują porównywalny styl. Niczym nie wyróżniają się na tle wyżej wymienionych, ale nie ma też specjalnie na co narzekać. Żałuję, że nie dali więcej stron Mikelowi Janinowi („Grayson”), bo to naprawdę uzdolniony ilustrator.
Nie mogę się oprzeć porównaniom "Wiecznego..." z innymi bat-eventami/crossoverami. Polscy czytelnicy znają "Knightfall", którego pierwsza część zapisała się w historii najlepszych bat-historii, mimo liniowej fabuły: pojedynki z kolejnymi przeciwnikami (bardziej wyrazistymi niż ci z niniejszego tomu "Wiecznego Batmana") i bossem (Bane) na końcu. Recenzowany tom nie wciąga tak, jak głośne "No Man's Land", a wojna gangów nie została też przedstawiona z takim rozmachem, jak w "War Games".
"Wieczny Batman" góruje jednak nad nimi pod względem konstrukcji. Akcja nie jest rozbita na wszystkie bat-serie, gdzie niejednokrotnie główny wątek stanowił jedynie tło do niespecjalnie powiązanych z nim wydarzeń. Format jednej serii i zaangażowanie mniejszej liczby twórców nie czynią też z "Wiecznego Batmana" koszmaru dla edytorów. Jakość i miejsce tej historii w kanonie bat-lektur będzie można ocenić dopiero po lekturze trzeciego tomu. Niemniej liczę, iż unikniemy tu zbędnych dłużyzn, które sprawiają, że przy lekturze wydań zbiorczych "No Man's Land" omijam nawet po kilkadziesiąt stron - nic niewnoszących i po prostu słabych historii pobocznych.
"Wiecznego Batmana" zdecydowanie lepiej czyta się w formie wydania zbiorczego niż pojedynczych zeszytów. Serialowość tego komiksu działa wtedy na jego korzyść. Nie zmienia to jednak faktu, że pierwszy tom to jeden, długi prolog do tego, co nadejdzie potem. Czytelnicy mogą zacząć już obstawianie, kto jest "wielkim złym", ale trzeba pamiętać, że wciąż pozostało wiele pionków do rozstawienia na planszy i nie wszyscy gracze stawili się już na miejscu. Nie ulega wątpliwości, że największy mankament to fakt, że nie jest to pozycja dla bat-nowicjuszy. Komiksowi wyjadacze też mogą czuć się trochę zdezorientowani natłokiem postaci i kręcić nosem, że ilość góruje nad jakością. Mimo to, jeśli Batman to Wasza ulubiona komiksowa postać, to tak jak ja powinniście bawić się nie najgorzej. Pozostaje mieć nadzieję, że wszechobecny w serii rozmach, doprowadzi do konkretniejszego zawiązania fabuły, a zawiła intryga nie zje z czasem własnego ogona.
Ocena: 3/6
Jako bonus graficzny teaser, którym DC zapowiadało serię:
Tytuł: "Wieczny Batman" tom 1
- Scenariusz: John Layman, Scott Snyder, James Tynion IV, Ray Fawkes, Tim Seeley
- Rysunek: Jason Fabok, Dustin Nguyen, Andy Clarke, Trevor McCarthy, Emanuel Simeoni, Guillem March, Riccardo Burchielli, Ian Bertram, Mikel Janin
- Tłumaczenie: Marek Starosta
- Wydawnictwo: Egmont
- Data publikacji: 16 marca 2016 r.
- Wydawca oryginalny: DC Comics
- Rok wydania oryginału: 2014
- Liczba stron: 480
- Format: 170x260 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 99,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus