„Thunderbolts” - recenzja
Dodane: 07-08-2024 21:59 ()
Warren Ellis wielokrotnie już wykazał, że status jednego z najbardziej cenionych twórców komiksu anglosaskiego w pełni mu się należy. Zrealizowane pod szyldem studia WildStorm serie „The Authority” oraz „Planetary” to tylko ważniejsze spośród wciąż chętnie czytanych dokonań tego autora. W 2007 r. z jego talentu i umiejętności zdecydowali się skorzystać również decydenci Domu Pomysłów.
Okazja ku temu przytrafiła się niebawem po sukcesie entuzjastycznie przez fanów konwencji odebranej „Wojny domowej”, wydarzenia, które faktycznie wstrząsnęło posadami uniwersum Marvela. Spór o rejestrację aktywnych w superbohaterskim fachu herosów podzielił bowiem tę społeczność jak nigdy wcześniej. Nie dość na tym umożliwił odnalezienie się w ramach systemu różnej maści szumowin. Do tego dysponujących federalną osłoną dla swoich machinacji, a niekiedy prerogatywami, o których Nick Fury mógłby co najwyżej pomarzyć. Wśród tych indywiduów szczególne miejsce zajął Norman Osborn, niegdyś właściciel dynamicznie rozwijającego się koncernu przemysłowego, a zarazem najbardziej zajadły adwersarz „Przyjaciela z Sąsiedztwa”, skrywający się pod maską Green Goblina.
Po wydarzeniach przybliżonych w 112. odcinku serii „The Amazing Spider-Man vol.1” (zob. „Wielka Kolekcja Komiksów Marvela” tom 98) zdawać się mogło, że ów bez cienia wątpliwości problematyczny osobnik na dobre pożegnał się z tym światem. Jak się jednak po latach okazało, Osborn przeżył konfrontacje z „Pajęczakiem” i świadomy jego prawdziwej tożsamości zakulisowo nękał zarówno Petera Parkera, jak i jego bliskich (o czym więcej w finale częściowo przybliżonej również polskim czytelnikom „Sagi klonów” – vide „Spider-Man” nr 1/1997-12/1998). To właśnie zawirowania w kontekście ustawy rejestracyjnej wyniosły go do rangi naczelnika Thuderbolts, drużyny „resocjalizowanych” superłotrów na usługach amerykańskich władz. Perwersyjna Karla „Moonstone” Sofen, młodszy baron Strucker jako Swordsman i Venom ze skądinąd znanym „Mac” Garganem jako swoim kolejnym „nosicielem” to tylko trzon składu niegdysiejszych podkomendnych Barona Zemo (o czym więcej w „Superbohaterowie Marvela” tom 82) z okresu kierowania tą formacją przez Normana Osborna.
Stąd to właśnie im przypadły role „bohaterów” tego zbioru, przybliżającego intrygę niegdysiejszego Green Goblina na rzecz uwiarygodnienia jego osoby jako stróża ładu i porządku. Służyć temu miały spektakularne i skrupulatnie rejestrowane przez uprzednio powiadomione media akcje „oczyszczania” amerykańskich metropolii z oponujących wobec przymusu rejestracji pogromców zbrodni. Przy czym selekcja wyznaczonych do odstrzału dokonywana jest w taki sposób, by nie stanowili oni dla Thunderbolts większego problemu. Wszak osobników takich jak Jack Flag, Steel Spider czy American Eagle raczej trudno byłoby uznać za pierwszoligowych herosów. Jak się jednak okazuje, pozory niekiedy mylą…
Co tu kryć: ten komiks to w swojej klasie mistrzostwo świata. Znać to było już w 2015 r., kiedy to część niniejszego zbioru zaprezentowano u nas w ramach „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela” (tom 57). Od tamtej pory niniejsza realizacja ani trochę nie straciła ze swojej pierwotnej „siły rażenia”, stanowiąc jeszcze jeden dowód fachowości i talentu Warrena Ellisa. Tak jak bowiem udało mu się wcześniej uczynić z mało popularnej drużyny StormWatch artystyczny i komercyjny hit (wspominane „The Authority”), tak również tym razem z powodzeniem udało mu się na nowo wskrzesić zainteresowanie w swoim czasie jednym z marvelowskich hitów.
Posłużył się on przy tym sprawdzonymi przezeń „chwytami”, tj. przede wszystkim „doszlifowaniem” profili psychologicznych powierzonych mu postaci oraz dosadnymi, ujmującymi sedno danej sytuacji dialogami. Stąd nawet tak zdawało się marginalne osobowości uniwersum Marvela, jak wspomniany wyżej Steel Spider, otrzymali rolę, po których nie sposób nie odczuwać do nich sympatii. Z kolei „interakcja” między American Eagle'em a Bullseye’em, celnie charakteryzująca drugiego ze wspomnianych, piszącego te słowa wprost ścięła z nóg. Podobnie sprawy się mają w przypadku naznaczonych maniactwem i perwersją kwestii wygłaszanych przez Osborna. Do tego bez względu na to, czy ma on styczność z interlokutorami, czy też zabawia „rozmową” samego siebie…
Siła tej fabuły tkwi nie tylko w błyskotliwych dialogach, ale też jej prowadzeniu z wartkością brawurowo rozpisanego thrillera. Fortunnym zbiegiem okoliczności rozrysował ją doskonale sprawdzający się jako ilustrator tego typu opowieści Mike Deodato, brazylijski plastyk, który w swoim czasie wręcz uwiódł wielbicieli przygód Wonder Woman. Także w przypadku niniejszego zbioru swojego talentu i umiejętności nie szczędził, czego efektem jest dopompowana akcją rozwałka (w pozytywnym rozumieniu tego „terminu”), idealnie wpisująca się w poetykę najlepszych produkcji Marvela. Stąd Thunderbolts w tej odsłonie to idealny materiał na wysokobudżetowe widowisko filmowe. Można jedynie żałować, że Warren Ellis nie zagościł w tym tytule na dłużej.
Tytuł: „Thunderbolts”
- Tytuł oryginału: ,,Thunderbolts by Warren Ellis & Mike Deodato Ultimate Collection”
- Scenariusz: Warren Ellis
- Szkic: Mike Deaodato; gościnnie Marc Silvestri, Michael Broussard, Eric Basaldua
- Tusz: Mike Deaodato; gościnnie Joe Weems, Marco Galli, Rick Basaldua
- Kolory: Rain Beredo; gościnnie Frank D’Armata
- Ilustracje na okładkach wydania zeszytowego: Marko Djurdjević
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Jacek Drewnowski
- Konsultacja merytoryczna: Kamil Śmiałkowski
- Wydawca wersji oryginalnej: Marvel Comics
- Wydawca wersji polskiej: Story House Egmont
- Data publikacji wersji oryginalnej: 14 września 2011 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 31 lipca 2024 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 170 x 260 mm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 300
- Cena: 119,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Thunderbolts vol.1” nr 110-121 (marzec 2007-sierpień 2008) oraz w wydaniu specjalnym „Civil War: The Initative” (kwiecień 2007).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus